piątek, 30 listopada 2012

Listopadowe zakupy, czyli przeżyłam za mniej niż 50 zł

Pamiętacie jak miesiąc temu pokazywałam listę marzeń oraz obiecałam wydać na kosmetyki mniej niż 100 zł. Poszło mi jeszcze lepiej, ponieważ za wszystko na poniższym zdjęciu zapłaciłam 43,08. Nie pamiętam, kiedy wydałam tak mało. W nagrodę powinnam sobie coś kupić, ale chyba przeznaczę to na prezenty.

Cała (niewielka) wesoła gromadka:


  • czarny eyeliner WIBO 4,39 zł; jedyny zakup z -40% w Rossmannie
  • Golden Rose Rich Color nr 28 4,99 zł
  • Ziaja krem do rąk opuncja figowa
  • Ziaja krem bionawilżający do cery tłustej i mieszanej biała herbata 6,90 zł
  • LancOne pędzelek do cieni E152
  • pędzelek do manicure 7 zł

Jak tam wasze zakupy listopadowe? Również tak skromne?
Napiszcie :)

Pozdrawiam
Naomi

środa, 28 listopada 2012

Isana krem do rąk z 5% mocznikiem - bubel czy ideał?

Ostatnio mam fazę na kremy do rąk, rozmnożyły mi się do ilości trzech, a kolejne mam na oku. Niestety mam problem z ich używaniem, brak systematyczności, ale jest coraz lepiej. Ostatnio upodobałam sobie bardzo zachwalaną na blogach Isane z 5% mocznikiem. Kupiłam go, gdy w Rossmannie na wszystkie marki własne były promocje. 


Krem znajduje się w 100 ml tubce. Został wyprodukowany w Czechach i należy go zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Kosztuje około 5 zł, jest najdroższy wśród kremów Isana. Można go kupić tylko i wyłącznie w supermarketach drogeryjnych Rossmann. Poza mocznikiem zawiera masło shea, panthenol i wosk pszczeli. Został przebadany dermatologicznie. Powinno się go przechowywać w temperaturze pokojowej.


Krem mieści się w typowej dla kremów Isana tubce, która jest wykonana z dość twardego plastiku. Przypuszczam, że przy końcu opakowania może być problem z wydobyciem kremu i jedynym wyjściem będzie rozcięcie opakowania. Design opakowania nie powala, widać, że krem nie kosztował kroci, ale jestem w stanie przymknąć na to oko. 


Ma bardzo treściwą konsystencję koloru białego. Dość ciężko go rozsmarować, gdy przesadzimy z ilością. Na całe dłonie wystarczy niewiele, połowa ziarna fasoli. Krem ma dziwny, ciężko do zidentyfikowania zapach. Myślę, że jest charakterystyczny dla kremów z mocznikiem.


Nie będę ukrywać, że trzeba tego kremu używać w sposób umiejętny. Zbyt duża ilość nie wchłonie się szybko i idealnie. Pozostanie jakby śliska warstwa. Natomiast niewielka ilość wchłania się stosunkowo szybko pozostawiając dobrze nawilżone i delikatne w dotyku dłonie bez tłustej warstwy. Najlepiej używać tego kremu wieczorem, kiedy mamy czas aby się dobrze wchłonął. Nasze dłonie będą w jeszcze lepszej kondycji, gdy założymy na posmarowane dłonie bawełniane rękawiczki, lecz w tym przypadku też mniej znaczy więcej. Zbyt obfita ilość kremu spowoduje, że się nie wchłonie się dobrze.

Podsumowując, nie jest to krem idealny, ale bublem też go bym nie nazwała. Trzeba uważać z ilością, ponieważ bardzo łatwo przedobrzyć. Poza tym krem bardzo dobrze nawilża. Z pewnością sięgnę po niego nie raz.

Pozdrawiam
Naomi

niedziela, 25 listopada 2012

Ziaja oliwkowa odżywka do włosów - miłe zaskoczenie

Jesienna pogoda  niezbyt dobrze działa na moje włosy. Są oklapnięte, obciążone, nie chcą się układać. Ich ulubioną fryzurą jest kucyk, który już dawno mi się znudził. Od kilku tygodni używam odżywki, która wpadła do mnie przez przypadek. Z braku laku zaczęłam używać i jak to wpłynęło na moje włosy? - szczegóły poniżej.


Pełna nazwa odżywki to: "Naturalna oliwkowa odżywka do włosów - codzienna pielęgnacja". Nie wiem, gdzie można ją kupić. Polecałabym poszukać w niesieciowych drogeriach, na pewno znajdziemy ją na allegro oraz w sklepach internetowych. Kosztuje poniżej 10 złotych, podejrzewam, że w granicach 5 zł za 200 ml, które należy zużyć w ciągu 30 miesięcy.


Odżywka znajduję się w zielonej butelce.W takiej samej jak tonik, który nie dawno skończyłam. Butelka dobrze spełnia się w swojej roli. Otwór dozuje idealną ilość odżywki. Nic się nie wylewa. Jednakże podejrzewam, że może być problem, gdy będzie się kończyć, ponieważ niemożliwym jest postawienie jej do góry dnem.










Odżywka ma bardzo przyjemną konsystencje, nie jest rzadka, ani zbyt płynna. Łatwo ją się nakłada na włosy i nie spływa. Ma biały kolor z delikatną nutą w kolorze butelki. Bardzo podoba mi się jej zapach, przywodzi mi na myśl coś słodkiego. Nie mogę dokładnie zdefiniować zapachu, ale jest ładny.


Najogólniej mówiąc jest to odżywka na co dzień, nie robiąca szału, ale spełniająca swoje zadanie. Porównałabym ją do wycofanej Isany z olejem Babassu, która była poprawna w swoim działaniu, ale tania i ogólnodostępna. Ta ma podobne zalety z wyjątkiem dostępności  Ostatnio umyłam włosy z szamponem z SLS i nałożyłam odżywkę z Ziaji. Włosy były cudownie miękkie, lejące i świetnie się układały. Mogłabym cały dzień dotykać włosów, ponieważ były tak przyjemne w dotyku. Dodatkowo odżywka nie obciążała mi włosów. Świetnie nadaję się jako pierwsze O w metodzie OMO.

Podsumowując bardzo ją polubiłam, choć ma swoje gorsze dni. Nie wiem czy kupię ponownie, ponieważ jest jeszcze tyle odżywek, których nie używałam.

Używacie kosmetyków z Ziaji do włosów?
Napiszcie :)

Pozdrawiam
Naomi

piątek, 23 listopada 2012

Oko na dziś: uwielbiam "Golden Rose" od KOBO

Cień "Golden Rose" jest chyba najpopularniejszym cieniem marki. Ja swój egzemplarz mam od ponad roku. W każdym makijażu ukazuje swoje inne oblicze. Potrafi wyciągnąć z każdego koloru coś nowego. W tym makijażu świetnie zatarł granicę pomiędzy złotem, nasyconym fioletem.

Na oku w towarzystwie:



Pozdrawiam 
Naomi

czwartek, 22 listopada 2012

Alverde chusteczki do demakijażu z dziką różą

Rzadko kiedy skuszę się na coś z Alverde w czeskim DM-ie. Zwykle nie mam ochoty na szperanie wśród tych kosmetyków. Zawsze łatwiej mi coś wyszperać z Balea. Jednak podczas wrześniowego wypadu przy okazji olejku paczuła i cassis przygarnęłam takie chusteczki.

Jeśli już jesteśmy przy olejku paczuła i cassis chciałabym zapytać dziewczyn z Niemiec, czy nie wiecie coś o jego wycofaniu. Ostatnio przeglądając inne olejki na ich stronie internetowej natknęłam się na ikonkę "tschüss", co oznaczałoby, że już długo nie będzie gościł na półkach w DM-ach. Co o tym myślicie? Wiem, że wiele osób uwielbia go do olejowania włosów.


Wracając do tematu jak wspominałam chusteczki kupiłam w Czeskim DM-ie za 50 koron, co przy dzisiejszym kursie wynosi 8,14 zł, w porównaniu do chusteczek z Alterra jest to dość sporo. Jeszcze wyższa cena jest na allegro. Tam za paczkę 25 chusteczek życzą sobie 13 zł. Zawierają 100% bawełny, witaminę E oraz ekstrakt z dzikiej róży.

Skład:
Aqua, Propanediol, Glycerin, Sodium Levulinate, Glyceryl Caprylate, Sodium Anisate, Tocopheryl Acetate*, Sodium Citrate, Parfum **, Xantham Gum, Hydrolysed Milk Protein, Prunus Armeniaca Kernel Oil*, Magnesium Stearate, Cyamopsis Tetragonoloba Gum, Rosa Canina (Fruit Extract)*, Citronellol, Geraniol, Linalool 

Chusteczki znajdują się w paczce wielkości dłoni, która najlepiej sprawdza się w takiej roli. Zamknięcie okienka ma bardzo dobry klej. Bardzo łatwo i dokładnie się zamyka co uniemożliwia szybkie wysychanie chusteczek. Opakowanie jest proste, ale wyróżniające się na tle innych tego typu kosmetyków. Nie mam nic mu do zarzucenia. Bardziej mi się podoba niż opakowanie chusteczek Alterra.

Chusteczki są bardzo dobrze nawilżone, a dzięki dobremu zamknięciu ten stan trwa długo. Chusteczka ma inna fakturę niż te z Alterry. Nie wiem jak dobrze ująć to w słowa. Na pewno jest trochę cieńsza i mniejsza. Są bardzo dobrej jakości. Nie rwą się etc. Jedynym minusem jest zapach dzikiej róży, który jest okropny. Mi kojarzy się ze smrodkiem.


Świetnie nadają się do oczyszczania cery z resztek makijażu, podkładu i pudru. Dadzą sobie radę z delikatnym makijażem oczu, eyelinerem. Niestety nie podoła mocniej wytuszowanym rzęsom. Rozmazuje go i trzeba mocno trzeć, co i tak nie jest wystarczające. Warto resztki domyć żelem, mleczkiem lub innym specyfikiem.

Podsumowując warto mieć zawsze taką paczkę chusteczek pod ręką. Czasami, gdy nie mam ochoty na cały rytuał demakijażu to ich używam. Z chęcią kupiłabym ponownie, ale niestety odstrasza mnie zapach.

Czego używacie do demakijażu?
Napiszcie :)

Pozdrawiam
Naomi

wtorek, 20 listopada 2012

Cherry blossom girl - nr 04 "it's peach not cherry"

Dziś już przedostatnia odsłona wrażeń odnośnie edycji limitowanej, która nie pojawiła się w Polsce. Poza bohaterem dzisiejszej notki został mi jeszcze róż. Niestety wątpię, że go pokaże na blogu, chyba, że pojawią się takie prośby.

Wracając do lakieru, ma genialną nazwę, świetnie opisującą kolor, który bardzo mi się podoba. Swego czasu poszukiwałam lakieru w kolorze łososiowym, lecz ostatecznie zaniechałam poszukiwań. Ten jest bardzo bliski ideałowi.

Z rzeczy technicznych lakier ma świetny pędzelek, o wiele lepszy niż w lakierach ze standardowej kolekcji. Świetnie się nim maluję. Jest równo przycięty, o średniej grubości. Lakier ma dość gęstą konsystencje, ale nie utrudnia ona malowania. Lakier utrzymuje się tak jak kolega 02 "my little kimono" 2-3 dni.



Pozdrawiam
Naomi :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

p2 sheer glam volume gloss nr 040 "spotlight peach" - czy warto go mieć?

Dziś chciałabym napisać kilka słów o błyszczyku, który przybył do mnie z innymi dobrociami zza granicy. Pojawił się w ofercie wraz innymi wrześniowymi nowościami. Podobnie jak Essence p2 co roku wymienia część swojego asortymentu.


W palecie występuje siedem kolorów, od jasnych, stonowanych po te z pazurem. Kosztuje około 3-4 €. Został wyprodukowany w Unii Europejskiej. Opakowanie zawiera 5 ml, które należy zużyć w ciągu 12 miesięcy. Kosmetyki p2 są dostępne tylko w niemieckich DM-ach (jeśli się mylę to poprawcie mnie). W składzie błyszczyków nie znajdziemy substancji zapachowych oraz parabenów. Jest wegański.


Skład źródło:
POLYBUTENE, PENTAERYTHRITYL TETRAISOSTEARATE, OCTYLDODECANOL, POLYDECENE, TRIISODECYL TRIMELLITATE, SILICA DIMETHYL SILYLATE, POLYGLYCERYL-4 ISOSTEARATE, SYNTHETIC FLUORPHLOGOPITE, ETHYLHEXYL PALMITATE, C30-45 ALKYL METHICONE, XIMENIA AMERICANA SEED OIL, C30-45 OLEFIN, TOCOPHEROL, TRIBEHENIN, HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, ASCORBYL PALMITATE, MICA, SORBITAN ISOSTEARATE, HYDROGENATED POLYISOBUTENE, PALMITOYL OLIGOPEPTIDE, PHENOXYETHANOL, PALMITIC ACID, BENZOIC ACID, CI 77891, CI 15850, CI 77007, CI 77492, CI 16035, CI 45410.

Błyszczyk znajduję się w dość sporym, nieco tandetnym opakowaniu. Na szczęście srebrna zakrętka się nie ściera, ale napisy już tak. Praktycznie nie ma po nich już śladu. Błyszczyk jest szczelny, bardzo łatwo się zakręca. Nie ma możliwości żeby się rozkręcił w torebce, czy kosmetyczce brudząc wszystko wkoło. Błyszczyk jest bezzapachowy.


Błyszczyk ma lekko koralowy kolor. Zawiera drobinki, ale są bardzo drobne, w ogóle nie czuć ich na ustach. Aplikator jest bardzo przyjemny, nabiera idealną ilość błyszczyku aby pokryć całe usta. Przez opakowanie widać ile kosmetyku nam zostało. Niestety minusem tego błyszczyka jest wydajność, a właściwie jej brak. Przyznaję, że nie używałam go systematycznie, a już widzę spory ubytek.

Jego dużym plusem jest przyjemność aplikacji oraz to, że usta nie są klejące. Ma bardzo przyjemną konsystencję, którą bardzo łatwo równo rozprowadzić na ustach. Niestety nie grzeszy trwałością ponieważ już po niecałej godzinie od aplikacji bez jedzenie i picia nie ma go na ustach. Nie wysusza ust, ale też nie działa na nie wybitnie dobroczynnie.


Podsumowując nie jest to kosmetyk, który musimy mieć z szafy p2. Moim zdaniem niczym się nie wyróżnia na tle innych. Podejrzewam, że wśród polskich firm znajdziemy o wiele lepsze, nawet w korzystniejszej cenie.

Pozdrawiam
Naomi

sobota, 17 listopada 2012

Essence Wild Craft eyeshadow "Mystic Lilac" + makijaż

Ostatnie dwie limitowanki Essence "Wild Craft" i "Cherry blossom girl" wyjątkowo udały się Cosnovie. Najnowsze już mnie nie kuszą, więc pozostańmy przy tym co dobre, czyli limitowance Wild Craft, która rozeszła się w niespodziewanie szybko. Dobrze, że ja miałam okazję  dostać co nieco z Niemiec. :)

W edycji limitowanej dostępne były trzy kolory: 01 "rosewood hood", 02 "out of the forest" oraz 03 "mystic lilac". Ja ostatecznie wybrałam ten ostatni, choć wszystkie były godne uwagi. Chociaż raz zadziałał zdrowy rozsądek. W opakowaniu jest 3g cienia, które należy zużyć w ciągu 24 miesięcy od otwarcia. Wszystkie cienie zostały wyprodukowane w Polsce, kosztowały 1,79 €, w złotówkach 7,99.


Cień znajduję się w średniej jakości opakowaniu. Podejrzewam, że po upadku z wysokości wiele z niego by nie zostało. Zatrzask łatwo się odmyka, więc osobiście nie nosiłabym go w torebce. Ogólnie opakowanie szalu nie robi. Jest proste. Wieczko jest przezroczyste, więc dzięki temu wiemy jaki w środku znajduje się kolor. Osobiście zastanawiam się nad jego zdeponowaniem i  przeniesieniem do paletki bez przegródek. Cień nie pachnie nadzwyczajnie, jak inne cienie.


Cień ma bardzo miękką konsystencje, bardzo łatwo nabrać go na pędzelek zarówno z włosia sztucznego, jak i naturalnego. Cień jest bardzo dobrze napigmentowany, o wiele lepiej niż te ze stałej oferty. Niestety trochę się osypuje podczas nakładania, ale łatwo sobie z tym poradzić malując najpierw oczy, później twarz. Na bazie świetnie się trzyma, praktycznie od rana do wieczora nie blednąc. Jedynym minusem jest to, że trzeba uważać podczas jego nakładania, ponieważ zamiast fioletowego koloru może wyjść szaro-bura- brązowa plama, która nie prezentuje się najlepiej.


Makijaż jest bardzo prosty, ale ciekawy, można zauważyć, że cień roztarty trochę traci na kolorze. Poza ww cieniem do makijażu użyłam mascary Bell Zig Zag, cienie Inglot nr 413 Pearl, 395 Pearl oraz 353 Matte. Wszystko nałożone na bazę ArtDeco.



Podsumowując bardzo polubiłam ten cień, chociaż nie jest bez wad. Na szczęście kolor wszystko wynagradza. Jeśli kogoś zainteresował polecam poszukać w Naturach, ale tych mniej obleganych, ponieważ jak wspominałam na początku ta limitowanka była bardzo popularna.

Pozdrawiam
Naomi

piątek, 16 listopada 2012

Kilka słów o klasyku - baza pod cienie ArtDeco

Bazy pod cienie do powiek odkryłam ponad 1,5 roku. Pierwszą z nich była baza z KOBO professional. Początkowo byłam zachwycona, ale miała jedną zasadniczą wadę. Mianowicie po niecałych 6 miesiącach stwardniała na kamień., co bardzo utrudniało użytkowanie. Bazę z ArtDeco używam blisko rok, więc to jest najlepszy czas na recenzję.


W opakowaniu jest 5 ml, które należy zużyć w ciągu 24 miesięcy. Została wyprodukowana w Niemczech. Bazę można kupić w Douglasie za chyba 36,90 zł. Osobiście kupiłam ją w mniejszej drogerii w promocji za 29,90. W bardzo atrakcyjnej cenie można ją dostać także na allegro. Ceny zaczynają się od około 24 złotych.


Skład źródło:
C11-13 Isoparaffin, Talc, Cera Microcristallina, Mica, PVP/Hexadecene Copolymer (VP/Hexadecene Copolymer), Polyethylene, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol, Bisabolol, Methylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben, Propylene Glycol, BHT, Glyceryl Stearate, Ascorbyl Palmitate, Citric Acid, Parfum, Benzyl Benzoate, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Benzyl Salicylate, Hydroxycitronellal, CI77491 (Iron Oxides), CI77492 (Iron Oxides), CI77499 (Iron Oxides), CI77891 (Titanium Dioxide)


Baza mieści się w maleńkim czarnym słoiczku, a on w kartoniku. Mamy pewność, że to my po raz pierwszy otwieramy bazę. Dodatkowo dużym plusem jest to, że napisy na opakowaniu się nie ścierają. Na opakowaniu bazy z KOBO napisy już dawno były starte. Słoiczek zakręca się idealnie. Na opakowaniu jest minimalna ilość informacji, co powoduje, że wygląda bardzo elegancko.


Baza ma bardzo kremową formułę, koloru kawy z mlekiem (chyba). Zawiera drobinki, które rozświetlają powiekę, ale nie są widoczne. Ma dziwny zapach, ale na szczęście tylko w opakowaniu. Mi przypomina jakąś farbę. Minusem dla osób, które mają długie paznokcie może być niewielki otwór, przez który wydobywa się bazę. Przyznam, że nawet ja mam z tym problem, choć moje paznokcie do najdłuższych nie należą.

Nie mogę napisać na tą bazę żadnego złego słowa. Jest kremowa, co ułatwia aplikacje palcem. Łatwo się rozciera, szybko wchłania. Nie wysycha. Cienie na niej są nie do zdarcia trzymają się od rana do nocy. Bardzo łatwo się rozcierają, świetnie podbija kolor cieni. Jest bardzo wydajna, co można zobaczyć poniżej. Używam jej nie cały rok, a nie zużyłam nawet połowy. Cienie na niej się nie rolują, nie migrują.

zółty i czerwony cień z paletki Sleek "Glory", drugi od lewej z paletki Catrice Smoky eyes, trzeci od lewej Inglot nr 409 P

Bardzo polubiłam tą bazę, w porównaniu do bazy z KOBO ta jest o niebo lepsza. Na pewno do niej wrócę, choć nie ukrywam, że chętnie przetestowałabym bazę z Hean, która również ma świetne oceny.

Używacie bazy pod cienie? Jakiej?
Napiszcie :)

Pozdrawiam
Naomi

czwartek, 15 listopada 2012

Cherry Blossom Girl: ołówek do ust - bubel

Zwykle nie trafiają mi się totalne buble. Myślę, że mam szczęście i wybieram to co najlepsze, ale niestety nie tym razem, dlaczego dowiecie się poniżej. Ołówek do ust Essence z limitowanki "Cherry blossom girl" trafił do mnie dzięki wymianie. Niestety ta limitowanka nie trafiła do Polski, choć była śliczna.

Ołówek wyprodukowano w Hiszpanii. Można go używać przez 12 miesięcy od otwarcia. W kredce jest 1,7g kosmetyku. W limitowance występował w dwóch kolorach: 01 "cherry cherry girl" i 02 "it`s peach not cherry" - ja mam w tym kolorze. Kosztował 1,79 €. Limitowanka  była dostępna również w Czechach, więc jeśli ktoś się tam wybiera to może się coś, gdzieś uchowało. 



Może zacznę od rzeczy przyjemnych. Opakowanie jest dopasowane kolorystycznie do zawartości ołówka. Ołówek dobrze się struga, nie łamie. Również bardzo mi się podoba czcionka, którą jest napisana nazwa limitowanki. Ołówek ma bardzo ładny zapach, mi przypomina śmietankowy budyń. Bardzo mi się podoba kolor ołówka, czyli koralowy.



Niestety teraz czas na minusy. Ołówek ma bardzo miękką konsystencję, za miękką, która powoduje, że przez przypadek możemy sobie go zetrzeć z ust. Niestety ołówek wchodzi w wszystkie "załamania" ust, bez wyjątku, czy usta są dobrze zadbane, nawilżone czy nie. Rozcieranie itp, nie pomaga, Kosmetyk na ustach wygląda jakby sie zważył. Dodatkowo bardzo szybko schodzi z ust, zjada się. Schodzi nierównomiernie co jest bardzo nieestetyczne. Próbowałam znaleźć dla niego inne zastosowanie, ale niestety brak. Będzie leżeć i się kurzyć.



Spodziewałam się po tym produkcie czegoś innego. Niestety zawiodłam się, jeśli gdzieś zobaczycie tą limitowankę nie bierzcie tego ołówka. Lepiej wziąć dodatkowy lakier, który jest całkiem niezły.

Pozdrawiam
Naomi

poniedziałek, 12 listopada 2012

Ziaja maska intensywne wygładzanie - nie na moje włosy

Dziś chciałabym napisać kilka słów na temat mojej pierwszej w życiu maski kupionej przy okazji w sierpniu. Dokładna nazwa maski to: maska intensywne wygładzanie dla włosów niesfornych. Moje włosy są proste, ale końcówki uwielbiają się w każdą stronę wywijać, więc ta powinna być dla niech idealna, ale czy jest?

Opakowanie zawiera 200 ml produktu, które należy zużyć w ciągu dwóch lat od otwarcia. Kosztuje 5-10 zł w zależności od miejsca zakupu. Podejrzewam, że może być duży problem z jej dostępnością. Osobiście nigdzie jej nie widziałam, swój egzemplarz kupiłam na allegro. Na pewno dostaniemy ją w sklepach firmowych Ziaja, ale gdzie poza tym nie mam pojęcia. Zawiera proteiny jedwabiu, kondycjonery, prowitaminę B5.


Maska znajduje się w plastikowym, białym opakowaniu, które ma bardzo prosty design. Połączenie fioletu i białego bardzo do mnie trafia. Plastik jest dość mocny. Raczej nie grozi nam, że się połamie, czy coś. Zakrętka dobrze się zakręca. Nic się nie wylewa. Zawartość jest zabezpieczona sreberkiem, mamy pewność, że nikt nie testował naszego nowego kosmetyku.


Maska jest dość gęsta, o białym kolorze. Ma dziwny zapach, który niestety pozostaje na włosach. Kilka razy złapałam się na tym, że moje włosy dziwnie pachną, pachniały tą maską - duży minus.


Testowałam ją na kilka sposobów i za każdym razem zachowywała się inaczej. Najpierw kilkukrotnie nałożyłam ją na końcówki i tak pozostawiłam do wyschnięcia. Końcówki były proste, wygładzone, nie wykręcały się w żadnej roli. Tak zastosowany zachowywał się najlepiej. Następnie kilka razy zastosowałam ją jako ostatnie O, w metodzie OMO. Tutaj też nie było źle, włosy były proste, lejące i miękkie. Byłam zadowolona.


Nie wiem co podkusiło, ale użyłam tej maski również jako oba O, w metodzie OMO. Tutaj było źle. Włosy stały się oklapnięte, obciążone. Szybciej się przetłuszczały. Użyłam tej maski także normalnie po umyciu włosów i niestety efekt nie był zadowalający. Włosy się puszyły, a końcówki wykręcały w każdą stronę. Podstawowe zapewnienie producenta jest niedotrzymane, a podejrzewam, że większość kobiet tak używa tej maski. Dodatkowo trzeba uważać na ilość nakładanej maski, ponieważ bardzo łatwo przesadzić, a wtedy spływa.


Podsumowując ta maska u mnie szału nie wywołała. Trzeba jej używać w sposób umiejętny, wtedy efekt jest zadowalający. Wiem, że wiele osób nie wie o takich sposobach. Dodatkowo chciałam podkreślić, że zapach wyjątkowo nie trafia w mój gust i pozostaje na włosach. Ja jej więcej nie kupię, nawet ze względu na korzystną cenę. Na pewno jest wiele masek o lepszym działaniu.

Miałyście, używałyście jej? Jak wrażenia?

Pozdrawiam
Naomi

niedziela, 11 listopada 2012

Golden Rose Paris 246 - tygodniowy rekordzista

Gdy tydzień temu malowałam tym lakierem paznokcie, nie spodziewałam się, że przetrwa na moich paznokciach tak długo. Dawałam mu max 3-4 dni, a tu ta taka niespodzianka, zwłaszcza, że nic tego nie zapowiadało. Dlaczego? - czytajcie dalej.

Nie wiem co się stało, ale malowało mi się tym lakierem najgorzej ze wszystkich paryskich lakierów. Ma bardzo dobry pędzelek, równy sprężysty. Podejrzewam, że jest to wina konsystencji, która jest wyjątkowo rzadka. Dzięki temu lakier słabo kryje. Dodatkowo lakier ma wykończenie żelowe, które z definicji słabiej kryją. Na paznokciach mam dwie warstwy, ale przydałaby się trzecia.  Nie wątpliwym plusem jest jego trwałość. Wytrzymał calutki tydzień (od niedzieli do niedzieli), trochę starł się na końcówkach. Jest to pierwszy lakier, który tak długo się trzymał.


Tak lakier wyglądał w dniu malowania:



A tak po tygodniu:


Jak wam się podoba?

Pozdrawiam
Naomi


sobota, 10 listopada 2012

Jesienny makijaż

Ostatnio przeglądając katalog Avon, zainteresowały mnie nie kosmetyki lecz makijaż na jednej ze stron. Od tego czasu cały czas chodził mi po głowie. Dziś postanowiłam go odtworzyć i wyszedł całkiem, całkiem. W związku z tym chciałabym wam go pokazać. Myślę, że może też być to propozycja na jesień. Jest tu odrobina słońca, brązowych liści oraz tracącej kolor zieleni.





Do makijażu użyłam:

  • niebieski puder p2
  • nawilżający podkład Sephora w kolorze 
  • kredka LL Essence "think khaki"
  • korektor Catrice 
  • tusz do rzęs Bell Zig Zag
  • paletka do stylizacji brwi z Essence
  • baza pod cienie ArtDeco
  • pomadka p2 030 "Grease"
  • cienie: Inglot: 353 Matte, 395 Pearl, 409 Pearl; sleek paleta "Glory" cień "Circle" oraz najciemniejszy cień z paletki Catrice 050 "Love, peas & harmony"
Bonus dla wytrwałych: 

Jak wam się podoba? Oczywiście wszelkie rady i uwagi mile widziane. :P

Pozdrawiam
Naomi

piątek, 9 listopada 2012

Korektor Catrice Re-Touch Light Reflecting concelaler

Przepraszam za chwilowy zastój, ale tymczasowo nie mam o czym pisać. Wszystkie kosmetyki, które chce wam opisać muszę jeszcze potestować. Na szczęście kolorówka nie wymaga tyle czasu. Ten korektor kupiłam blisko dwa miesiące temu i używałam prawie codziennie.


Korektor występuje w trzech kolorach: 010 Ivory ( ja mam w tym kolorze), 020 Light Beige oraz 030 Rosy Beige. Kosztuje 15,99 zł za 1,5 ml, które należy zużyć w ciągu 6 miesięcy. Został wyprodukowany w Polsce. Dostępny w szafach Catrice, a te w Drogeriach Natura.


Skład (źródło):
AQUA (WATER), CYCLOPENTASILOXANE, ISODODECANE, GLYCERIN, METHYL METHACRYLATE CROSSPOLYMER, CYCLOHEXASILOXANE, CETYL PEG/PPG-10/1 DIMETHICONE, CYCLOPENTASILOXANE, POLYMETHYLSILSESQUIOXANE, MICA, POLYGLYCERYL-4 ISOSTEARATE, DIMETHICONE CROSSPOLYMER, SODIUM CHLORIDE, STEAROYL INULIN, CERA ALBA (BEESWAX), DIMETHICONOL, ETHYLHEXYLGLYCERIN, TRIMETHOXYCAPRYLYLSILANE, TRIETHOXYCAPRYLYLSILANE, TIN OXIDE, PHENOXYETHANOL, CI 77491, CI 77492, CI 77499 (IRON OXIDES), CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE).

Opis producenta (źródło):
Niewiarygodnie kremowy, lekki korektor dla rozświetlonych okolic oczu i świeżego spojrzenia: pigmenty odbijające światło wraz ze składnikami nawilżającymi maskują cienie pod oczami i kryją pozostałe niesodkonałości i przebawienia. Lekka formuła nie podrażnia delikatnych okolic oczu.



Jednym z kilku zalet tego kosmetyku jest opakowanie. Jest proste, utrzymane w stonowanej stylistyce.  Z opakowania nie ścierają się napisy. Dodatkowo chciałabym zauważyć, że był fabrycznie zapakowany w folie. Mamy pewność, że jesteśmy pierwszymi osobami, które go używają. Ma bardzo fajny pędzelek, którym świetnie się działa. Dodatkowo z pędzelka nie wypada żaden włosek, jest sprężysty. Początkowo jest biały, ale w czasie użytkowania zmienia kolor. Nie ma żadnego zapachu. 

Korektor jest bardzo kremowy. Niestety jest trochę dla mnie za ciemny. Poza tym sprawdziłam w sklepie wszystkie odcienie i najjaśniejszym odcieniem nie jest 010 tylko 020. Niestety różnica jest widoczna, dlatego osłabia to jego zdolności rozświetlające. Niestety zdałam sobie z tego sprawę po fakcie, czyli po zakupie. Korektor szybko się stapia z cerą. Maskuje niewielkie cienie pod oczami i niedoskonałości. Minusem jest stosunkowa dość krótka trwałość. Około 3-4 godziny. 

Jest wydajny, zważywszy na niewielką ilość i czas, jaki go już używam. Dobrze się go nakłada i nie powoduje smug nawet nakładając korektor załączonym pędzelkiem. Używając go pierwszy raz trzeba się bardzo nakręcić, aby cokolwiek wydobyć.



Pomijając niezbyt pasujący kolor do mojej karnacji stwierdzam, że jest wart uwagi. Ma bardzo miłą cenę dla portfela. Dodatkowo ma śliczne opakowanie i całkiem dobre działanie. Kupię go ponownie, ale wybiorę kolor 020, który jest jaśniejszy.

PS. Chciałybyście konkurs z kosmetykami Balea i rodzynkiem z Alverde?

Pozdrawiam
Naomi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...