Pamiętacie sierpniowa gazetkę urodową Biedronki? Wtedy kupiłam 4 drobiazgi w tym dwa płyny do demakijażu. Jeden z awokado, który już kiedyś recenzowałam i byłam całkiem zadowolona. Również bardzo dobre recenzję miał ten z bawełną i chciałam go wypróbować.
Z dostępnością kosmetyków Bielenda chyba nie ma większego problemu. Bez problemu widziałam je w Rossmannie, czy na działach kosmetycznych w Auchan. Występuje w wersjach: awokado, bawełna i czarna oliwka. Kosztuję od 5,99 (w promocji w Biedronce) przez około 8 zł w Auchan do około 10 zł w pozostałych miejscach. W buteleczce jest 125 ml, które należy zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia.
Obietnice producenta:
"Naturalne 100% Pro Eco bez alergenów
Bezpieczny sposób dla osób noszących szkła kontaktowe
Niezwykle delikatny, a równocześnie wyjątkowo skuteczny płyn do demakijażu również wrażliwych oczu. Dzięki specjalnej 2-fazowej formule skutecznie i całkowicie usuwa nawet najmocniejszy tusz wodoodporny. Keratyna zawarta w płynie wzmacnia rzęsy, a kwas hialuronowy nawilża oczy i cienką delikatną skórę wokół nich, usuwa ślady zmęczenia oczu i obrzęki. Nie pozostawia tłustej warstwy."
Opakowanie jest typowe dla kosmetyków Bielenda, czyli wyróżniające się w wśród innych kształtem opakowanie. Mnie się to niestety nie podoba wolałabym prostsze opakowanie. Bardzo podoba mi się, że jest utrzymane w kolorze delikatnego różu, takiego jak płyn. Denerwuję mnie duża ilość informacji zamieszczona na opakowaniu. Powinni nad tym popracować.
Warstwy bardzo dobrze, szybko się łączą, ale szybko się nie rozłączają. Jest czas aby wylać go na wacik. Minusem też jest dziurka przez którą wydobywa się płyn, ponieważ zawsze wyleję się go za dużo lub obleję wszystko wokół. Dobrym patentem jest na to przelanie go do butelki z atomizerem np. z Rossmanna. Bardzo ułatwia do demakijaż. Dzięki temu jego używanie jest bardziej wydajne.
Niestety płyn średnio radzi sobie z demakijażem zwłaszcza mocno wytuszowanych rzęs. Z cieniami nie ma problemu. Zawsze przykładam wacik na kilka chwil do rzęs, ale niestety to nie sprawia, że tusz się całkowicie rozpuszcza. Zdarza się, że budzę się z czernią pod oczami. Niestety ze względu na słabe działanie, potrzeba jednorazowo użyć więcej płynu, co sprawia, że ten płyn jest bardzo niewydajny. Ja swój egzemplarz zużyłam w ciągu niecałych trzech tygodni. Poprzednika używałam o wiele dłużej.
Nie podrażnia oczu. Producent zapewnia o niepozostawianiu tłustej warstwy, ale to można między bajki włożyć. Również to, że usuwa oznaki zmęczenia i obrzęki. Delikatne nawilżenie można zauważyć. Nie zauważyłam aby stan moich rzęs znacząco się poprawił.
Podsumowując niestety się nie polubiliśmy. Płyn jest niewydajny i słabo rozpuszcza tusz. Nie polecam
Czego używacie do demakijażu oczu? Napiszcie :)
Pozdrawiam
Naomi
czwartek, 11 października 2012
środa, 10 października 2012
p2 Color Victim nr 601 "Good luck"
Dziś chciałabym wam przedstawić jeden z lakierów, który przyszedł do mnie z Niemiec. Należy do kategorii takich brzydali, ale ma w sobie pewien urok.
W lakierach p2 cenię sobie równo przycięty pędzelek, dość gęsty. Bardzo dobrze się nim maluję w 3-ech ruchach. Konsystencja jest średnio gęsta, ale bardzo przyjemna. Schnie bardzo szybko, nie bąbelkuje. Design buteleczki bardzo mi odpowiada.
Lakier utrzymuje się na paznokciach długo. Około 5 dni. Później zaczynają się ścierać końcówki. Z jego zmyciem nie ma problemu. Zwykła Isana świetnie z nim sobie radzi. Kosztuje około 1,5€, co jest świetną ceną w stosunku do jakości.
Lubicie takie kolory-brzydale? Napiszcie :)
Pozdrawiam
Naomi
W lakierach p2 cenię sobie równo przycięty pędzelek, dość gęsty. Bardzo dobrze się nim maluję w 3-ech ruchach. Konsystencja jest średnio gęsta, ale bardzo przyjemna. Schnie bardzo szybko, nie bąbelkuje. Design buteleczki bardzo mi odpowiada.
Lakier utrzymuje się na paznokciach długo. Około 5 dni. Później zaczynają się ścierać końcówki. Z jego zmyciem nie ma problemu. Zwykła Isana świetnie z nim sobie radzi. Kosztuje około 1,5€, co jest świetną ceną w stosunku do jakości.
Lubicie takie kolory-brzydale? Napiszcie :)
Pozdrawiam
Naomi
poniedziałek, 8 października 2012
Ziaja Nuno tonik antybakteryjny
Dziś o toniku dla, którego zdradziłam mojego ulubieńca. Czy spełnił moje oczekiwania? Czytajcie dalej.
Kupiłam go przy okazji innych zakupów na allegro. Nie wiem, gdzie stacjonarnie można byłoby kupić. Ja na pewno poszukałabym w aptekach. Wydaję mi się, że widziałam w go w Super-pharm. Kosztuje około 5-6 zł za 200 ml. Na zużycie jest około 2 lata od otwarcia. Nie zawiera alkoholu.
Tonik znajduje się w sporych rozmiarów butelce. Butelka jest biała z różową zakrętką. Taki minimalizm bardzo do mnie trafia. Opakowanie z przodu nie jest przeładowane informacjami.
Skład:
Obietnice producenta:
Tonik ma bezbarwny kolor. Ma dziwny zapach. Nie mogę go do niczego porównać, ale szybko się ulatnia więc mogę to wybaczyć.
W zakrętce bardzo podoba mi się to coś, co zaznaczyłam na zielono. Bardzo ułatwia to wylewanie kosmetyku na wacik. Dodatkowo mniej się rozlewa i tonik jest bardziej wydajny. Ja używam go od mniej więcej 1,5 miesiąca i zostało go jeszcze na około 2 tygodnie.
Początkowo podchodziłam do niego bardzo sceptycznie. Kosmetyki Ziaja średnio się u mnie sprawdzają. Zwykle tragedii nie ma, ale nie jest to, to czego bym oczekiwała.
Tonik bardzo dobrze oczyszcza skórę. Niestety pozostawia ją lepką. Użycie kremu jest obowiązkowe. To jest głównie jego największa wada. Starałam się go używać systematycznie, czyli dwa razy dziennie. Wyjątkowo mi się to udawało. W tym czasie niespodzianki pojawiły się na mojej twarzy raz, max. 2. Co jest bardzo dobrym wynikiem. Dodatkowo zauważyłam delikatne nawilżenie, ale i tak zawsze po toniku nakładam krem. Nie zauważyłam, aby zwężał pory, wręcz wydaję mi się, że są bardziej widoczne.
Podsumowując:
Nie jest to zły tonik, biorąc pod uwagę cenę. Dla kogoś z ograniczonymi funduszami będzie bardzo dobry. Ja nie wiem, czy kupię ponownie, ponieważ już kupiłam następce.
Używacie toników do twarzy? Jakich? Napiszcie :)
Chętnie poczytam
Pozdrawiam
Naomi
Kupiłam go przy okazji innych zakupów na allegro. Nie wiem, gdzie stacjonarnie można byłoby kupić. Ja na pewno poszukałabym w aptekach. Wydaję mi się, że widziałam w go w Super-pharm. Kosztuje około 5-6 zł za 200 ml. Na zużycie jest około 2 lata od otwarcia. Nie zawiera alkoholu.
Tonik znajduje się w sporych rozmiarów butelce. Butelka jest biała z różową zakrętką. Taki minimalizm bardzo do mnie trafia. Opakowanie z przodu nie jest przeładowane informacjami.
Skład:
Obietnice producenta:
Tonik ma bezbarwny kolor. Ma dziwny zapach. Nie mogę go do niczego porównać, ale szybko się ulatnia więc mogę to wybaczyć.
W zakrętce bardzo podoba mi się to coś, co zaznaczyłam na zielono. Bardzo ułatwia to wylewanie kosmetyku na wacik. Dodatkowo mniej się rozlewa i tonik jest bardziej wydajny. Ja używam go od mniej więcej 1,5 miesiąca i zostało go jeszcze na około 2 tygodnie.
Początkowo podchodziłam do niego bardzo sceptycznie. Kosmetyki Ziaja średnio się u mnie sprawdzają. Zwykle tragedii nie ma, ale nie jest to, to czego bym oczekiwała.
Tonik bardzo dobrze oczyszcza skórę. Niestety pozostawia ją lepką. Użycie kremu jest obowiązkowe. To jest głównie jego największa wada. Starałam się go używać systematycznie, czyli dwa razy dziennie. Wyjątkowo mi się to udawało. W tym czasie niespodzianki pojawiły się na mojej twarzy raz, max. 2. Co jest bardzo dobrym wynikiem. Dodatkowo zauważyłam delikatne nawilżenie, ale i tak zawsze po toniku nakładam krem. Nie zauważyłam, aby zwężał pory, wręcz wydaję mi się, że są bardziej widoczne.
Podsumowując:
Nie jest to zły tonik, biorąc pod uwagę cenę. Dla kogoś z ograniczonymi funduszami będzie bardzo dobry. Ja nie wiem, czy kupię ponownie, ponieważ już kupiłam następce.
Używacie toników do twarzy? Jakich? Napiszcie :)
Chętnie poczytam
Pozdrawiam
Naomi
niedziela, 7 października 2012
Lakierowe propozycje na jesień-zima 2012
Zwykle nie rozróżniam lakierów na te zimowe i letnie. Jeśli w zimie mam ochotę na neony to czemu nie. Przynajmniej paznokcie będą wesołe. W moich propozycjach znajdziecie zarówno wesołe barwy, ale także fiolety, brązy i kolory ziemi.
Od lewej:
Od lewej:
Od lewej:
Od lewej:
Od lewej:
- H&M Goddes on the stage
- Golden Rose Paris nr 202
- Virtual Street fashion "Violet Angel" nr 104
- p2 Color Victim nr 690 "forever"
- Essence LE "cherry blossom girl" nr 2 "My little kimono"
Od lewej:
- p2 Color Victim nr 541 "Night out"
- p2 Color Victim nr 601 "Good luck"
- p2 Color Victim nr 620 "Artful"
Od lewej:
- Golden Rose Paris nr 08
- Essence Nude Glam nr 06 "Hazelnut cream pie"
- Virtual Street Fashion nr 85 "Romantic"
Od lewej:
- Essence LE "cherry blossom girl" nr 04 "It's peach not cherry"
- Essence colour&go nr 119 "boho chic"
- Golden Rose Paris nr 125
A wy co będziecie nosić na paznokciach w te zimowe miesiące? Napiszcie :)
Pozdrawiam
Naomi
piątek, 5 października 2012
Efekty po farbowaniu balsamem koloryzującym Venita z ekstraktem z henny
Ostatnio naszło mnie na podrasowanie koloru moich włosów. Ogólnie uważam, że nie są w jakimś tragicznym stanie. Zwykle z nimi nie mam problemu. Jedynie denerwuję mnie brak wyrazistego koloru. Niezadawala mnie kolor pomiędzy ciemnym blondem a jasnym brązem. Wolałabym aby był bardziej określony, nasycony, dlatego czasami nachodzi mnie na eksperymenty.
Moim ostatnim łupem stał się ziołowy balsam koloryzujący z ekstraktem z henny. Co prawda na przodzie opakowania wielkimi literami piszę, że to henna, ale niestety z prawdziwą nie ma wiele wspólnego. Faktem jednak jest, że w jakimś tam ułamku zawiera. Poza tym nie zawiera amoniaku oraz utleniaczy, co jest niewątpliwym plusem.
Swój egzemplarz kupiłam w Auchan za około 8-9 zł. Nie mam pojęcia, gdzie można ją kupić. Na stronie producenta znalazłam informację, że w palecie jest 24 kolorów. W pudełku znajdziemy tubkę z balsamem koloryzującym, rękawiczki i instrukcje.
Niestety nie pokaże wam zawartości ponieważ zapomniałam zrobić w dzień zdjęć a wieczorem postanowiłam ją wykorzystać.
Załączona ulotka:
Moje wrażenia w trakcie i po:
Po pierwsze producent mógłby zmienić wygląd pudełka. W moim odczuciu jest strasznie staroświeckie. Poza tym dołączone rękawiczki są bardzo mocne. W czasie farbowania się nie rozerwały, co często zdarzało się podczas farbowania farbami konkurencyjnych firm.
Balsam znajdował się w metalowej tubce, dzięki czemu bardzo łatwo dało się wydobyć zawartość. Był koloru zielono-bagnistego. Bałam się, że jedno opakowanie to trochę mało na moje dość długie włosy. Na szczęście wystarczyła. Nawet trochę zostało, ale i tak wszystko wylałam na moją głowę. Jeśli przez przypadek pobrudzimy sobie skórę, to nie mamy czym się przejmować, ponieważ bardzo łatwo to zmyć ciepłą wodą.
Balsam koloryzujący trzymałam na głowie 30 minut, ale i tak świetnie kolor świetnie chwycił. Poniekąd jestem zła, ponieważ jeśli sugerujemy się kolorem pudełka, to on zupełnie nie jest adekwatny do tego co powstaje na naszych włosach. Na pudełku jest to taki średni brąz, ale w efekcie powstaje kolor nawiązujący do kasztanu, czyli tak jak nazwa sugeruje. W różnym oświetleniu można dojrzeć rudych tonów. Kolor mam utrzymać się przez 8 myć. Moje włosy są już po jednym i na razie wyglądają tak jakby przed chwilą były farbowane.
Kolor w słońcu ślicznie lśni.
Tutaj kolor przestawiony w cieniu. Przy okazji możecie podpatrzeć jakiej są długości.
W dolnym lewym rogu kolor przed.
Włosy po farbowaniu są miękkie, lejące.
Podsumowując jestem bardzo zadowolona z efektu. Na pewno jeszcze skuszę się kiedyś na inny kolor.
Pozdrawiam
Naomi
Moim ostatnim łupem stał się ziołowy balsam koloryzujący z ekstraktem z henny. Co prawda na przodzie opakowania wielkimi literami piszę, że to henna, ale niestety z prawdziwą nie ma wiele wspólnego. Faktem jednak jest, że w jakimś tam ułamku zawiera. Poza tym nie zawiera amoniaku oraz utleniaczy, co jest niewątpliwym plusem.
Swój egzemplarz kupiłam w Auchan za około 8-9 zł. Nie mam pojęcia, gdzie można ją kupić. Na stronie producenta znalazłam informację, że w palecie jest 24 kolorów. W pudełku znajdziemy tubkę z balsamem koloryzującym, rękawiczki i instrukcje.
Zdjęcia można powiększyć. Przepraszam za nie najlepszą jakość zdjęć pudełka, ale robiłam je w sztucznym świetle, gdy na zewnątrz było ciemno.
Niestety nie pokaże wam zawartości ponieważ zapomniałam zrobić w dzień zdjęć a wieczorem postanowiłam ją wykorzystać.
Załączona ulotka:
Moje wrażenia w trakcie i po:
Po pierwsze producent mógłby zmienić wygląd pudełka. W moim odczuciu jest strasznie staroświeckie. Poza tym dołączone rękawiczki są bardzo mocne. W czasie farbowania się nie rozerwały, co często zdarzało się podczas farbowania farbami konkurencyjnych firm.
Balsam znajdował się w metalowej tubce, dzięki czemu bardzo łatwo dało się wydobyć zawartość. Był koloru zielono-bagnistego. Bałam się, że jedno opakowanie to trochę mało na moje dość długie włosy. Na szczęście wystarczyła. Nawet trochę zostało, ale i tak wszystko wylałam na moją głowę. Jeśli przez przypadek pobrudzimy sobie skórę, to nie mamy czym się przejmować, ponieważ bardzo łatwo to zmyć ciepłą wodą.
Balsam koloryzujący trzymałam na głowie 30 minut, ale i tak świetnie kolor świetnie chwycił. Poniekąd jestem zła, ponieważ jeśli sugerujemy się kolorem pudełka, to on zupełnie nie jest adekwatny do tego co powstaje na naszych włosach. Na pudełku jest to taki średni brąz, ale w efekcie powstaje kolor nawiązujący do kasztanu, czyli tak jak nazwa sugeruje. W różnym oświetleniu można dojrzeć rudych tonów. Kolor mam utrzymać się przez 8 myć. Moje włosy są już po jednym i na razie wyglądają tak jakby przed chwilą były farbowane.
Kolor w słońcu ślicznie lśni.
Tutaj kolor przestawiony w cieniu. Przy okazji możecie podpatrzeć jakiej są długości.
W dolnym lewym rogu kolor przed.
Włosy po farbowaniu są miękkie, lejące.
Podsumowując jestem bardzo zadowolona z efektu. Na pewno jeszcze skuszę się kiedyś na inny kolor.
Pozdrawiam
Naomi
Subskrybuj:
Posty (Atom)