Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ulubieńcy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ulubieńcy. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 stycznia 2015

Ulubieńcy 2014 roku - pielęgnacja

Witam Was w pierwszej notce w nowym 2015 roku. Mam nadzieję, że będzie lepszy niż poprzedni. Chciałabym dziś przedstawić odkrycia i ulubieńców w zakresie kosmetyków pielęgnacyjnych. W ciągu minionego roku przez moje ręce przewinęło się sporo kosmetyków. Niektóre były słabe, kolejne przeciętne, ale czasami zdarzały się perełki i o nich będzie dzisiejszy post.


W 2014 roku starałam się znaleźć kosmetyki, które będą dla mnie idealne i będę chciała do nich wracać. W nowym roku moim głównym celem będzie ustabilizowanie pielęgnacji. Na razie myślę, że najlepiej jest w przypadku włosów. 

Zacznę jednak od pielęgnacji twarzy.


Pierwszym kosmetykiem do pielęgnacji twarzy, który podbił moje serce jest delikatna emulsja do mycia twarzy z Alverde. Kosmetyk podbił moje serce, ponieważ w delikatny, ale skuteczny sposób oczyszcza skórę twarzy z zanieczyszczeń. 

W minionym roku rozpoczęłam przygodę z wodami termalnymi. Zupełnym objawieniem stała się  ta wypuszczona przez Uriage. Polubiłam ją, ponieważ w świetny sposób łagodzi zaczerwienienia i odświeża. Ta konkretna szczególnie się dobrze u mnie spisała, ponieważ jest izotoniczna i nie trzeba jej osuszać. Poza tym uwielbiam jej zapach i słonawy smak. 

Kolejnym kosmetykiem, który rzutem na taśmę się tutaj znalazł jest płyn micelarny z Tołpy. Nigdy nie spodziewałam się, że tak polubię tego typu płyn. Bardzo często pisałam, że do zmywania makijażu uznaję tylko płyny dwufazowe, ale tym razem ten kosmetyk jest równie dobry jak konkurencja. Szybko i skutecznie zmywa makijaż. 

W tym zestawieniu nie mogło zabraknąć płynu dwufazowego. W zeszłym roku najlepiej spisała się  u mnie propozycja Yves Rocher (jest to jedyny kosmetyk tej firmy, który naprawdę się u mnie sprawdził). Bardzo szybko zmywa makijaż oczu złożony z cieniu na bazie, tuszu i czarnego eyelinera. Nie podrażnia oczu.


Krem do twarzy, który zachwycił mnie w zeszłym roku to przeciwzmarszczkowy odmładzający krem do twarzy z Eveline. Bardzo polubiłam ten krem, ponieważ ma lekką konsystencje, szybko się wchłania i bardzo dobrze nawilża. Aktualnie używam drugie opakowanie i na pewno nie ostatnie. 


W poprzednim roku zaczęłam poznawanie polskiej firmy Organique. Jednym z ulubionych kosmetyków tej firmy stało się czarne mydło, czyli Savon Noir. Nie było jeszcze okazji o nim napisać odrębnego posta, ale nic straconego. Czarne mydło działa jak peeling enzymatyczny. Dogłębnie oczyszcza skórę. Po użyciu tego kosmetyku aż skrzypi.


Wśród kosmetyków do pielęgnacji ciała najlepiej się u mnie sprawdziły trzy kosmetyki. Pierwszy z nich to antyperspirant w kulce z Vichy. Przed zakupem naczytałam się o niej samych ochów i achów. które mają 100% odzwierciedlenie w rzeczywistości. Kulka zapewnia doskonałą ochronę przed potem i przykrym zapachem. Poza tym, co dla mnie jest bardzo istotne, ma bardzo neutralny zapach, który nie gryzie się z perfumami.

Kolejnym kosmetykiem, który bardzo polubiłam to balsam do rąk z Essence z zimowej edycji limitowanej. Z tej firmy miałam jeszcze krem z limitowanki "Cookies&Cream". Oba bardzo dobrze się u mnie sprawdziły. Świetnie nawilżają, nie pozostawiają tłustej warstwy i szybko się wchłaniają.


Absolutnym odkryciem w zeszłym roku było masło shea z Organique. W chwili obecnej mam wersję z lnem i grapefruitem, ale w zapasach czeka mleczna. Kosmetyk ujął mnie swoim rewelacyjnym działaniem. Świetnie działa na suche miejsca (łokcie, pięty). Najbardziej uwielbiam go używać jako maske do dłoni. Nakładam grubą warstwę na noc i budzę się z doskonale nawilżoną i miękką skórą dłoni.


Wśród kosmetyków do włosów odkryłam kosmetyki, które świetnie działają na moje włosy. Na zdjęciu znajdują się już kolejne opakowania, a to o czymś świadczy. 

Pierwszym kosmetykiem, który pokochałam w zeszłym roku jest odżywka long repair z Nivea. Teraz kończę trzecie opakowanie(!). Produkt świetnie wygładza i ujarzmia moje włosy. Nic się nie wywija. Włosy tworzą lśniącą tafle. 

Drugim kosmetykiem jest szampon do włosów z Alverde. Ma naturalny i delikatny skład. Używam go na zmianę z czymś silniejszym. Dobrze oczyszcza i myje włosy. Dobrze się pieni i ma przyjemny zapach. Nie podrażnia. 

Ostatnimi kosmetykami, które podbiły moje serce w zeszłym roku jest seria Fruit Passion a po lifitingu Vitamin Force Hydra wyprodukowana przez Garnier. Kosmetyki po mimo niewielkiej zmiany składu i opakowania działają identycznie a nawet lepiej. Przede wszystkim ogromną zaletą jest wspaniały egzotyczny zapach, ale też dobre działanie. Szampon świetnie oczyszcza, a odżywka wygładza i ułatwia rozczesywanie. 

W końcu dobrnęłam do końca. Mam nadzieje, że nowy rok będzie równie bogaty w odkrycia jak poprzedni.

Naomi

środa, 31 grudnia 2014

Kolorowi ulubieńcy 2014 roku

Koniec roku to idealna pora na wszelkie podsumowania, a na blogach na notki prezentujące kosmetyki, które szczególnie zapadły w pamięć. Ja ulubieńców jak zwykle podzieliłam na dwie części i zacznę od kosmetyków kolorowych. Mijający rok był wyjątkowy, ponieważ starałam się (z różnym skutkiem) kupować ich mniej, a lepszej jakości. Najlepszym przykładem tego jest tusz do rzęs. W poprzednich latach używałam jednocześnie kilku i zwykle z żadnego nie była zadowolona, więc decydowałam się na kolejny. W tym roku jednocześnie używałam tylko jednego dopóki się sprawdzał i dopiero  potem otwierałam kolejny.


Większość kosmetyków w tym poście powtórzy się z tymi z tej notki, ale jest to dowód, że ostatnio stałam się bardziej stała w uczuciach i mam swój sprawdzony zestaw. 


Pierwszym kosmetykiem, który absolutnie skradł moje serce w 2014 roku jest puder Maybelline z serii Fit Me. Jak wiecie z niedawnej recenzji, niestety nie jest dostępny w Polsce nad czym ubolewam. Przede wszystkim zaskoczył mnie tym, że świetnie matowił i utrzymywał przez długie godziny. Na uwagę również zasługuje fakt, że opakowanie nadaje się do torebki. Jest wykonane porządnie, estetycznie i podczas blisko kilku miesięcznego używania cały czas wygląda ok (no może oprócz przedniej szybki, którą musiałam podkleić taśmą). Zawiera puszek i lusterko.

Kolejnym kosmetykiem jest korektor z L'oreal z serii True Match w najjaśniejszym kolorze. Był mi polecany przez wiele z Was aż się na niego skusiłam. Na pewno zasługuje na miano odkrycia 2014 roku. W szczególności na uwagę zasługuje jego jasny odcień, który się nie utlenia. Sprawdza się zarówno pod oczy, jak w i celu ukrycia niedoskonałości. 

Jedynym cieniem do powiek, który używałam w mijającym roku regularnie był matowy Inglot o numerze 355. Bardzo często używałam go solo w celu wyrównania kolorytu powieki lub jako bazę pod różnego rodzaju kredki i eyelinery. Cienie Inglot są jednymi z moich ulubionych. Mam jeszcze skomponowaną przez siebie paletkę 20 cieni, ale po ten wyżej wymieniony sięgam najczęściej. 


Najnowszym odkryciem wśród całej gromady jest odświeżona seria pomadek Eliksir z Wibo. Niestety nie miałam okazji używać ich, gdy były w poprzednich paskudnych opakowaniach, ponieważ skutecznie zniechęcały mnie do zakupu. Teraz jest o wiele lepiej, ale nie najlepiej. Czytałam, że ta wersja ma gorsze działanie od poprzedniej, ale pomimo to jestem bardzo zadowolona. Mam dwa kolory, jasny i ciemniejszy przybrudzony róż. Oba doskonale się utrzymują na ustach. Jestem zaskoczona, że tak tani produkt ma takie właściwości. Oprócz koloru nadają ustom połysk.

Moim wielkim ulubieńcem od kilku lat jest baza pod cienie do powiek z ArtDeco. Nie mogło jej zabraknąć i w tym roku. Rewelacyjnie przedłuża trwałość cieni. Dzięki niej nic się nie roluje, nie ściera. Cienie mają intensywniejszy kolor. Małym minusem jest opakowanie, które szczególnie wkurza, gdy się ma długie paznokcie.


Kolejnym kosmetykiem, na który chciałabym zwrócić uwagę jest tusz do rzęs Masterpiece Max z Max Factora. Naczytałam się o nim wiele pochlebnych opinii i miałam szczęście na urodziny go dostać. Cieszyłam się nim przez długi czas. Świetnie wydłużał i rozdzielał rzęsy. Pod koniec życia jego właściwości się niestety pogorszyły, ponieważ zaczął się osypywać. Jednakże nastąpiło to dopiero po kilku miesiącach używania.

Rok 2014 można między innymi podsumować poszukiwaniem idealnego środka do robienia kresek. Szczególnie się u mnie sprawdził czarny flamaster Blackbuster z L'oreal. Dzięki niemu możliwe jest namalowanie idealnej kreski, zarówno cienkiej jak i grubszej. Przez długi czas nie wysycha i nadaje się do użytku. Kolor jest intensywny, nie blaknie i nie odbija się nie górnej powiece.

Innym moim ulubionym kosmetykiem do robienia kresek są kredki. Zebrałam ich już sporą kolekcje, a jedną z moich ulubionych firm jest Golden Rose. W tym roku odkryłam ciut droższą serię od serii Emily, czyli Dream Eyes. W tej linii można znaleźć kolory, których brak w tej pierwszej, a niczym się nie różnią od ubóstwianych przeze mnie Emilek.

Kosmetykiem do ust, który również podbił moje serce i nie raz o tym wspominałam jest pomadko-błyszczyk-balsam z Maybelline z serii Colour Whisper w kolorze Pink Possibilities. Pomadka nadaje fajny i subtelny połysk ustom. 

Jedynym kosmetykiem z kategorii paznokciowej, który załapał się do ulubieńców jest top coat Seche Vite. Czasami mnie wkurza, ponieważ szybko gęstnieje, ale nic tak jak on nie wysusza lakierów i nadaje połysku. 


Ostatnim kosmetykiem jest paletka cieni nude do powiek z Catrice. Dzięki niej wykonałam 98% makijaży w 2014 roku. Zestawienie kolorystyczne bardzo mi odpowiada. Mogę nim wyczarować zarówno coś delikatnego, jak i mocniejszego. Cienie nie mają rewelacyjnej pigmentacji, ale dzięki bazie można z nich wydobyć prawdziwe piękno. 

W końcu dobrnęłam do końca. Znacie moich ulubieńców?

Co w szczególności polubiłyście z kosmetyków kolorowych w 2014 roku?

Naomi

niedziela, 30 listopada 2014

Ulubieńcy ostatnich miesięcy (Tołpa, Sephora, Balea, Maybelline, Max Factor, Golden Rose, Alverde)

Znowu zaniedbałam bloga, ale niestety w ostatnio nie mam czasu na nic. Chwili spokoju zaznam chyba dopiero w okolicach świąt. Na razie z każdej strony gonią mnie zaliczenia, kolosy, sprawozdania. Zachciało się inżyniera - to się teraz ma ;). 

Wracając do blogowych spraw, to dziś chciałabym Wam pokazać kosmetyki, które w ostatnim czasie ogromnie polubiłam. Nie będą to ulubieńcy stricte listopadowi, tylko ostatnich kilku miesięcy. Sprawdziłam ostatnia tego typu notka miała miejsce początkiem sierpnia.


Cała wesoła gromadka. Tym razem jest tego więcej i czasami rodzaj kosmetyku się dubluje, ale wyjaśnienie jest proste. Coś innego mam w domu, a coś innego na stacji i tak się złożyło, że oba podbiły moje serce. 


Zaczynając od pielęgnacji twarzy. Chciałabym waszą uwagę zwrócić na emulsję do mycia twarzy z Alverde. Na blogach rzadko się o niej wspomina i myślę, że zupełnie niesłusznie. Emulsja ma dość gęstą konsystencje i dosłownie odrobina wystarczy, aby umyć całą twarz. Skóra po użyciu tego kosmetyku jest bardzo dobrze oczyszczona, ale w bardzo delikatny sposób. 

Kolejnym kosmetykiem jest płyn dwufazowy z Sephory. Na zdjęciu możecie dojrzeć, że już go prawie zużyłam. Świetnie się u mnie sprawdził. Ekspresowo zmywał co miał zmyć. Nie pozostawiał tłustej warstwy i mgły na oczach. Nie podrażniał. Bardzo go lubiłam, ale nieprędko się na niego ponownie zdecyduje. ponieważ ta buteleczka kosztuje około 30 zł.

Drugim żel do mycia twarzy, który chciałabym Wam polecić jest z Tołpy z serii Dermo Face. Co prawda mam go w wersji miniaturowej (50 ml), ale już taka ilość pozwoliła mi stwierdzić, że jest genialny. W bardzo delikatny sposób oczyszcza skórę. Jest gładka i delikatna w dotyku. Poza tym po mimo niewielkich rozmiarów żel wystarczył mi na blisko da miesiące używania.


Następnie kilka słów o szamponie, który kolejny raz pojawia się na moim blogu. Oczywiście chodzi o delikatny szampon do włosów z Alverde. Lubię używać na zmianę szamponu bardziej naturalnego i oczyszczającego. Ten świetnie sprawdza się w roli tego pierwszego. Jak na kosmetyk całkiem dobrze się pieni, świetnie oczyszcza włosy, ale ich nie plącze. To moja druga butelka i myślę, że nie ostatnia.

Na uwagę zasługują także dwa żele pod prysznic. Jeden pochodzi z Balea, a drugi z Tołpy. Pierwszy z nich należy do zimowej edycji limitowanej (mam jeszcze pozostałe dwa, ale są w trakcie testów) i bardzo go polubiłam za zapach, który idealnie wpisuje się w jesienno-zimową atmosferę. Jest to połączenie pomarańczy i wanilii. Zapach mógłby być bardziej intensywny, a sam żel gęsty, ale i tak go uwielbiam.

Drugim żelem pod prysznic jest propozycja Tołpy. Nie przepadam za zapachem róży, ale w tym przypadku ten zapach jest tak fascynujący i intrygujący, że nie jest to wada, a zaleta. Poza tym  żel jest bardzo delikatny i nie podrażnia.

Ostatnim kosmetykiem pielęgnacyjnym jest krem do rąk z Tołpy również o zapachu czarnej róży. Krem ma bardzo dobre właściwości nawilżające i pielęgnujące. Po użyciu kremu skóra jest nawilżona przez wiele godzin. Skóra dłoni jest miękka i delikatna w dotyku.


Na sam koniec przyszedł czas na kolorówkę. 

Zacznę od pudru do twarzy z serii Fit Me z Maybelline. Niestety nie jest u nas dostępny a szkoda. Przez długi czas miałam w stosunku do niego mieszane uczucia, ale ostatnio, gdy zaczął się kończyć poczułam, że nie łatwo będzie go zastąpić. Przede wszystkim puder jest bardzo trwały, matuje na kilka godzin, nie ściera się i nie waży. Uwielbiam go.

Kolejnym kosmetykiem jest tusz do rzęs z Max Factor Masterpiece Max. Wspominałam o nim już kilkukrotnie i nadal jestem z niego bardzo zadowolona. Świetnie rozdziela, wydłuża i podkręca rzęsy. 

Ostatnim kosmetykiem jest lakier do paznokci z Golden Rose z serii Rich Color w kolorze czarnym (nie pamiętam dokładnego numerka). Ma świetny pędzelek, kolor i konsystencje, chociaż ostatnio musiałam go trochę rozcieńczyć (ale nic dziwnego ma już dwa lata). 

Naomi

piątek, 19 września 2014

Starting over tag, czyli zaczynając od zera

Różnego rodzaju tagi bardzo rzadko pojawiają się na moim blogu. Kiedyś, na początku mojej przygody z blogiem pojawiało się ich więcej, ale po pewnym czasie zauważyłam, że większość nie wnosi nic ciekawego. W związku z tym zrezygnowałam z odpowiadania na nie. Jednak czasami robię wyjątek, dla tych które idealnie wpisują się w profil mojego bloga.

Jednym z nich jest "Starting over tag", który w ostatnim czasie stał się bardzo popularny na youtube. Polega on na tym, żeby wyobrazić sobie, że budzimy się rano i nasze wszystkie kosmetyki kolorowe znikają. W związku z tym należy przedstawić kosmetyki, które kupiono by ponownie w pierwszej kolejności. Dla mnie jest to takie top 10 z kosmetyków, które bardzo lubię i wolałabym, żeby nigdy się nie kończyły. 


Kosmetyki w notce nie mają specjalnej kolejności. Opisuje je w takiej kolejności, jak się wgrały zdjęcia. ;) Jeśli jesteście bardzo sumienne, to zauważycie, że kosmetyków jest więcej niż 10. Czasami z jednego typu mam więcej wariantów kolorystycznych. 


Tym razem na pierwszy ogień idą oczy i najnowszy w tej gromadce kosmetyk, a mianowicie tusz do rzęs Max Factor Masterpiece Max. Może nie używam go zbyt długo (ponad miesiąc), ale już teraz zalicza się do grona moich ulubieńców. Przede wszystkim ładny efekt mogłam uzyskać już od pierwszego użycia. Przy poprzedniku z L'oreal to nie było możliwe. Tusz bardzo dobrze rozdziela, wydłuża i pogrubia rzęsy. Ma świetną szczoteczkę, która dociera do każdej rzęsy.

Następnie chciałabym zwrócić uwagę na eyelinery L'oreal, a w szczególności te dwa, które ja mam, czyli Super Liner Blackbuster oraz Super Liner Black Lacquer, Oba bardzo lubię, ponieważ przy odrobinie wprawy można bardzo szybko namalować kreskę, która ma intensywny czarny kolor. Nie ściera się, nie odbija i przede wszystkim bardzo szybko zasycha. Utrzymują się na powiece od rana do wieczora i bardzo łatwo je zmyć płynem dwufazowym. 


Nie wyobrażam sobie makijażu oka bez bez bazy pod cieni. W tej kategorii nie eksperymentuje i stawiam na sprawdzoną bazę pod cienie z ArtDeco. Jest to już moje drugie opakowanie. Nie jest zbyt tania, ale biorąc pod uwagę jej wydajność i właściwości myślę, że jest tego warta. Świetnie podbija cienie i przedłuża ich trwałość. Cienie się nie rolują.

Z cieni do powiek stawiam na neutralne kolory. Z Inglota moim must have jest cielisty matowy cień (353 lub 355, oba mam i różnią się minimalnie), którym wyrównuje koloryt powieki lub nakładam jako taką bazę pod kolorową kredkę. W tych rolach sprawdza się doskonale i nie wyobrażam sobie bez niego makijażu.    

Na uwagę również zasługuje paletka nude z Catrice. Dostałam ją prawie rok temu i od razu polubiłam. Jest bardzo dobrze wykonana, a zbiór kolorów umożliwia stworzenie kilku bardzo ciekawych makijaży. Cienie są przyzwoicie napigmentowane, a na bazie prezentują się jeszcze lepiej i utrzymują na powiece od pomalowania do demakijażu.


Moje ulubione kredki do oczu pochodzą z Golden Rose na uwagę zasługują dwie serię Emily (105, 121, 120, 115, 106, 114, 107) oraz Dream Eyes (424, 422). Wśród kredek z obu serii znajdziemy wiele wyjątkowych kolorów zarówno matowych, jak i perłowych. Kredki w zależności od koloru mają bardziej miękki wkład lub twardszy. Kreski bardzo długo się utrzymują na powiekach. Nie ścierają się i nie rozmazują. Dużą zaletą jest niska cena, dlatego mam ich tak dużo.



Wśród kosmetyków do twarzy miałam duży problem, ponieważ aktualnie nie używam żadnego podkładu ani kremu bb (te, które miałam się przeterminowały i na razie nie czuję potrzeby wypełnienia tej pustki). Stawiam na dobry korektor oraz puder. Z korektorów na pewno kupiłam kolejny raz L'oreal True Match w najjaśniejszym kolorze Ivory. Przede wszystkim urzekł mnie bardzo jasnym odcieniem oraz dobrym kryciem. Jest bardzo lekki, więc świetnie sprawdza się pod oczy, ale również do zakrycia mniejszych i większych niespodzianek. Na uwagę zasługuję również fakt, że się nie utlenia, a niestety miałam styczność również z takimi przypadkami.

Do tagu załapał się również puder do twarzy z serii Fit Me z Maybelline. Nie należy do moich ulubieńców, aczkolwiek nie mogę mu nic zarzucić. Nie wiem co jest w nim takiego, że mnie nie do końca przekonuje. Po mimo to, jest to bardzo fajny, przyzwoity kosmetyk. Dobrze matuje i utrzymuje się przez kilka godzin. Nie ściera się. Ma bardzo ładne opakowanie, w którym ukryte jest lusterko z puszkiem. Niestety nie jest dostępny w Polsce. Kupiłam go w niemieckim DM-ie.


Z mazideł do ust wybrałam to co lubię i używam najbardziej. Na wyróżnienie zasługują przede wszystkim Carmexy, chociaż na zdjęciu jest brak mojej ulubionej limonkowej wersji. Carmexy świetnie nawilżają usta, ale również nadają nim blask, dlatego traktuje je jako błyszczyk. Chwilowo nie mam takiego prawdziwego błyszczyka. 

Wśród pomadek do ust miałam łatwiejszy wybór. Na uwagę zasługuje kosmetyk, który zawsze towarzyszy mi w torebce. Jest to Colour Whisper od Maybelline w kolorze 130 Pink Possibilities. Niestety nie grzeszy trwałością, ponieważ dość szybko się zjada. Natomiast lubię w niej półtransparentny kolor, który świetnie się sprawdza na co dzień i dopełnia makijaż. Dodatkowo pielęgnuje usta. Nie wysusza ich, a nawet trochę nawilża.

_________
W końcu dobrnęliśmy do końca. Powyżej przedstawiłam kosmetyki, które używam najczęściej i są to moje pewniaki. Nie widzę przeszkód aby kupić je ponownie. W ostatnim czasie bardzo ograniczyłam makijaż i zwykle gdy się maluje używam czegoś z tej puli. Również na zakupach staram się kupować kosmetyki mi potrzebne. Coraz częściej trochę droższe, ale lepszej jakości

 Miałyście, któryś z tych kosmetyków? Co o nich sądzicie?

Naomi

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Polubione w lipcu

Niedawno zdałam  sobie sprawę, że ostatni ulubieńcy, którzy pojawili się na moim blogu to ulubieńcy ubiegłego roku, którzy pojawili się początkiem stycznia. W końcu czas to nadrobić i pokazać Wam kosmetyki, które polubiłam w ostatnich miesiącach, a przede wszystkim w lipcu. Wybrałam ścisłą szóstkę, która w szczególności zasłużyła na uwagę.


Na początku kategoria, która najprawdopodobniej nigdy nie pojawiła się szerzej na moim blogu. Oczywiście chodzi o perfumy. Przez dłuższy czas byłam ignorantką w tej kwestii aż poznałam niektóre zapachy Yves Rocher. W szczególności moje serce skradło "Śródziemnomorskie lato", czyli tegoroczna edycja limitowana. Tą butelkę mam od początku lipca (w ostatnich zakupach mogliście zobaczyć opakowanie kupione na zapas) i używam prawie za każdym razem, kiedy gdzieś wychodzę. Nie jestem dobra w opisywaniu zapachów, dlatego napiszę Wam tylko jak ja go odbieram. Jest to bardzo świeży i odświeżający zapach, o cytrusowych nutach. Wyczuwam w nim też męskie nuty, które wyjątkowo mi się podobają. Głównie to one zdecydowały o zakupie pierwszej flaszki. 


Następnie na uwagę zasługuje moje odkrycie tego roku, czyli woda termalna Uriage. Wcześniej miałam wodę w sprayu z Balea i wodę termalną z Avene, ale to nie było to. W Uriage podoba mi się wszystko. Szczególnie na uwagę zasługuje fakt, że jest izotoniczna. Nie trzeba jej wycierać. Następnie ma świetny zapach, kojarzy mi się z solankami. Również atomizer jest rewelacyjny, rozpyla delikatną mgiełkę wody. Zauważyłam, że odkąd go zaczęłam używać poprawiła mi się cera. Nie mogę też nic zarzucić opakowaniu oraz cenie, która nie przyprawia o zawrót głowy (18 zł za 150 ml, a często nawet mniej). 


Kolejnym kosmetykiem, o którym chciałam wspomnieć jest krem do mycia twarzy z Balea. Słyszałam o nim sporo dobrego i będąc w Niemczech za niecałe 2 € kupiłam. Muszę przyznać, że spisuje się bardzo dobrze. Ma niewielkie drobinki (ale jest ich niestety dość mało), które delikatnie ścierają martwy naskórek. Krem świetnie usuwa pozostałości makijażu oraz inne zabrudzenia nagromadzone w ciągu dnia. Pozostawia skórę dobrze oczyszczoną i przyjemną w dotyku.

Na tym samym zdjęciu zawieruszył się jeszcze truskawkowy (albo poziomkowy, tłumacz nie mógł się zdecydować) żel peelingujący z Yves Rocher. W tym przypadku polubiłam nie tyle co sam kosmetyk, któremu do ideału sporo brakuje, a zapach. Jest cudowny, bardzo fajnie odwzorowany. Nie jest chemiczny i bardzo mi się podoba. Sam peeling jest bardzo słaby. Ja go raczej traktuje jako bardzo drogi (16,9 za 200 ml) żel pod prysznic zawierający sporo nic nie robiących drobinek, ale ten zapach wynagradza wszystko.


Przedostatni kosmetyk może być zaskoczeniem, ponieważ jest to przeciwzmarszczkowy krem odmładzający z olejkiem arganowym z Eveline. Z opisu może nie do końca jest dla mnie odpowiedni, ale zimą gdzieś przeczytałam, że ma dobry, nawilżający skład. Od pewnego czasu go używam i jestem bardzo zadowolona. Szczególnie chwalę sobie jego lekką konsystencje, która bardzo szybko się wchłania. Skóra jest bardzo dobrze nawilżona i nie zaobserwowałam żeby przyczyniał się do pojawiania większej ilości pryszczy. 


Ostatnim kosmetykiem i rodzynkiem z kolorówki jest pomadka Maybelline Color Whisper w kolorze Pink Possibilities. Pomadka zauroczyła mnie swoim kolorem, który na ustach jest bardzo naturalny. Usta są lekko zabarwione na różowo i nienachalnie lśnią. Nie wysusza ust, a nawet delikatnie je nawilża.

W końcu dobrnęliśmy do końca. Znacie powyższe kosmetyki? 

Naomi

niedziela, 5 stycznia 2014

Ulubieńcy 2013 - kolorówka

W końcu się uporałam ze zdjęciami, a w związku z tym mogę dokończyć serię z ulubieńcami minionego roku. W tym poście chciałabym się zająć kosmetykami kolorowymi wraz z lakierami do paznokci. Zastanawiam się jeszcze, czy nie stworzyć odrębnego posta, w którym przedstawiłabym ulubieńców wśród pędzli, akcesoriów do włosów i ogólnie przedmiotów, które umiliły mi 2013 rok. Chciałybyście o czymś takim przeczytać?


Wracając do sedna notki, coś co zabrakło przy poprzedniej, czyli zdjęcia grupowego. Z kolorówki uzbierało się więcej kosmetyków niż z pielęgnacji, ale tylko dlatego, że czasami do zdjęcia dołożyłam inne warianty kolorystyczne/zapachowe.


Z pewnością na uwagę zasługują lakiery Golden Rose z serii Rich Color. Od dłuższego czasu kupuję tylko lakiery tej firmy, a w szczególności upodobałam sobie tą serie. Pomimo niewygórowanej ceny zachwycają jakością. Szybko schną, mają rewelacyjne pędzelki, formułę oraz bogatą game odcieni. W mojej kolekcji znajduje się około 10 buteleczek tych lakierów. 


Pozostając w temacie lakierów do paznokci chciałabym wyróżnić lakiery piaskowe, które zawładnęły paznokciami w 2013 roku. Na szczególną uwagę zasługuję Golden Rose i seria Holiday, Barry M (powyższe zdjęcie nie przedstawia wszystkich moich piasków, część została w Krakowie) oraz najnowszy nabytek z zimowej limitowanki Lovely (w kolorze srebrnym; boski, wytrzymał na moich paznokciach równiutki tydzień). Wśród baz i lakierów nawierzchniowych zdecydowanie na uwagę zasługuje Essie Good to Go. Kupiłam go stosunkowo niedawno (w październiku), ale już od pierwszego użycia go pokochałam. Przede wszystkim jest dla mnie łatwiejszy w użytku niż Seche Vite. Niektórzy zarzucają mu, że nie nadaje takie blasku jak wyżej wspomniany, ale mi to nie przeszkadza. Najważniejszy dla mnie jest fakt, że ekstremalnie szybko wysusza emalie.  


Następnie przejdźmy do kosmetyków, które nakładałam na całą twarz. Na szczęście są tylko dwa. Pierwszym z nich jest niebieski puder z p2. W zeszłym roku również znalazł się w tym zaszczytnym gronie. Zużywam już drugie opakowanie i niestety zaczyna widać denko. Uwielbiam go za to, jak wygląda na mojej buzi. Matuje na długie godziny, wygląda świeżo, lekko rozjaśnia podkład.

 

Drugim kosmetykiem z tej kategorii jest BB krem z Under 20. Początkowo nie dawałam mu dużych szans, ale płynące pozytywne opinie z każdej strony skłoniły mnie do zakupu. Była to bardzo dobra decyzja, ponieważ krem tonujący (myślę, że to jest bardziej poprawne dla niego określenie) ma wyjątkowo jasny odcień. Do jego zalet można również zaliczyć: wyrównuje koloryt, dopasowuję się do koloru skóry, nie ciemnieje, łatwo się rozprowadza oraz cechuje się wyjątkowo dobrą trwałością.

Na zdjęcie również załapała się paletka z Catrice z jednej z edycji limitowanej z 2012 roku. Jest bardzo dobrej jakości, możemy nią wykonać zarówno dzienny, jak i wieczorowy makijaż. Cienie są dobrze napigmentowane i ładnie się ze sobą łączą.




Pozostając przy oczach, rok 2013 był dla mnie rokiem zwrócenia większej uwagi na brwi. Wcześniej podchodziłam zupełnie lekceważąco do tego aspektu. Zaczęłam podkreślać brwi bardzo popularnym kosmetykiem z Delii w kolorze brązowym. Spełnił wszystkie moje wymagania. Delikatnie podkreśla brwi i nadaję im wyrazu. Następnie jeden z lepszych tuszy, który miałam okazje używać w minionym roku. Jest śmiesznie tani i zaskakująco dobry. Zaskoczył mnie widocznym wydłużeniem i podkręceniem rzęs. Oczywiście chodzi Lovely Curling Pump up. Aktualnie zużywam drugie opakowanie i niestety nie jest już taki dobry poprzedni. Niestety podejrzewam, że trafiła mi się jakaś otwierana sztuka.


Pod koniec 2013 roku skusiłam się na pierwszy od kilku lat kosmetyk L'oreal. Nigdy nie byłam fanką tej firmy i pewnie nigdy się to nie zmieni, ale muszę przyznać, że Super Liner jest rewelacyjnym eyelinerem. Uwielbiam go za aplikator, głęboki czarny kolor oraz łatwość malowania. Poza tym utrzymuje się bardzo długo oraz łatwo go zmyć dwufazowym płynem do demakijażu. Z pewnością w najbliższym czasie pojawi się coś więcej na jego temat. Na uwagę zasługuje również jasna cielista kredka z Basic, która jest idealna na linie wodną. Niestety jest już nie do kupienia. Szkoda.


Następnie nie mogę nie wspomnieć o klasyku wśród klasyków, mianowicie o bazie pod cienie z ArtDeco. W czerwcu zużyłam swoje pierwsze opakowanie, ale kilka miesięcy później kupiłam kolejne. Nic tak nie podbija cieni i ich utrwala jak ona. Świetnie przedłuża trwałość makijażu, cienie się nie rolują. Jest bardzo wydajna. Pierwsze opakowanie zużywałam ponad rok.


W minionym roku miałam okazje używać dużo różnych błyszczyków i pomadek, ale żadna nie przypadła mi do gustu na tyle aby ją wyróżnić. Natomiast wśród balsamów do ust, które pełnią u mnie również rolę błyszczyka, na uwagę zasługują Carmex'y w tubce. Mam dwa warianty zapachowe: wiśnie i mięte. Zapachy nie każdemu się podobają, ponieważ są dość bardzo chemiczne, ale ja czasami lubię się takimi katować. Poza tym świetnie nawilżają i nadają ustom delikatny blask.

Miałyście może któryś z powyższych kosmetyków?

Co oczarowało Was w 2013 roku?

Naomi

środa, 1 stycznia 2014

Odkrycia 2013 roku - pielęgnacja

I kolejny rok za nami. Mam nadzieję, że rok 2014 będzie lepszy, ale nie gorszy od 2013 również w blogowym świecie. Tymczasem zapraszam Was do zapoznania się z kosmetycznymi odkryciami 2013 roku. Podzieliłam to na dwa posty: pielęgnacje oraz kolorówkę i paznokcie. Jak się domyślacie po tytule, dziś zajmiemy się pielęgnacją.


Rok 2013 upłynął mi pod znakiem testowania różnych dla mnie firm i marek. Na wyróżnienie zasługuję Sylveco, które jest polską firmą produkującą świetne kosmetyki o bardzo dobrych składach w przyjemnej cenie. Jeszcze nie używałam wszystkich z powyższego zdjęcia, ale te które używam znajdują się w moich ulubieńcach. Dodam, że na zdjęciu znajdują się dwa lekkie kremy brzozowe. Jeden kończę, drugi czeka w kartoniku.


Następnie chciałabym wyróżnić kategorie, a nie dokładnie powyższy kosmetyk. W minionym roku zaczęłam używać pianek do mycia twarzy. Zużyłam wie butelki rewelacyjnej pianki do cery trądzikowej z Pharmaceris (na pewno kupię kolejne opakowanie, jeśli znajdę go w promocyjnej cenie). Pod koniec roku używałam propozycji Himalaya Herbals, która żadnej części ciała nie urwała. Jest tylko przyzwoita. Pomimo to planuję spróbować jeszcze jakiegoś kosmetyku z tej firmy (asortyment jest bardzo szeroki).


Na początku 2013 roku zainteresowałam się kosmetykami The Secret Soap Store. Najbardziej moją uwagę zwróciły kremy do rąk i stóp z masłem shea. Charakteryzują się świetnym działaniem, ciekawym opakowaniem i składem. Kremy do rąk możemy kupić w kilku wariantach zapachowych. Wg mnie najlepiej pachnie waniliowa wersja, jak ciasteczka.


Nie mogłabym też zapomnieć o rewelacyjnej edycji limitowanej Balea. Nadal w zapasach mam ananasową wersję zapachową. Podejrzewam, że nie są już do zdobycia, ale inne zapachy dostępny w regularnej sprzedaży również zasługują na uwagę. Domyślam się, że gdybym policzyła wszystkie żele, które zużyłam to najwięcej wyszłoby mi tych dostępnych w niemieckiej sieci DM.


Drugą kategorią, którą chciałabym wyróżnić są masła do ciała. Uwielbiam je za gęstą, treściwą konsystencje, że się nie rozlewają i mają przepiękne zapachy (to akurat zwykle moja zasługa, ponieważ nie wybieram byle czego). Na plus również zaliczam opakowanie, w którym zwykle znajduje się masło. Odkręcany słoiczek może nie jest za bardzo higieniczny, ale pozwala zużyć kosmetyk do ostatniej kropelki, bez rozcinania/znęcania się nad nim. Masło z powyższego zdjęcia również zasługuję na wyróżnienie. Ma cudowny zapach, opakowanie, jest gęste. Czegóż chcieć więcej (niedługo pojawi się recenzja).


Ostatnimi kosmetykami, który chcę wyróżnić są peelingi z serii Tutti Frutti Farmony. W sumie powinnam wyróżnić całą serię Tutti Fruti, która zaskakuję cudownymi, nie powtarzalnymi, owocowymi zapachami.

Co odkryłyście w 2013 roku?

Naomi

czwartek, 14 listopada 2013

6 kosmetyków na 7-kę, czyli o ulubieńcach października

Znowu z opóźnieniem, ale zawsze lepiej późno niż później chciałabym Wam przedstawić ulubieńców października. Było mi bardzo trudno wybrać te 6 kosmetyków, które zachwyciły mnie na tyle aby znaleźć się w tym zaszczytnym gronie, ale w końcu wyłoniły mi się typy z bardzo różnych kategorii.


Jak możecie zauważyć również w tym miesiącu królują kosmetyki z DM.


Październik upłynął mi pod znakiem dwóch rewelacyjnych kosmetyków z Balei. Pierwszy z nich to kokosowy żel do golenia z Balea. Jak pamiętacie limonkowa wersja zupełnie się u mnie nie sprawdziła. Kokosowa wersja jest jej zupełnym przeciwieństwem. Cudownie i intensywnie pachnie kokosem. Zapach nie jest chemiczny. Piana, która tworzy się z żelu jest gęsta i znacznie usprawnia depilacje.

Następnie w gronie ulubieńców znalazł się kremowy żel pod prysznic Balea o zapachu mango i ananasa. Zapach jak na Balea przystało jest bardzo ładny, przywodzi na myśl wakacje i umila nam chłodne dni. Minusem żelu może być jego bardzo gęsta konsystencja, którą pod koniec opakowania ciężko wydobyć (właśnie borykam się z tym problemem). Poza tym żel bardzo fajnie myje skórę i pozostawia ją miłą i delikatną w dotyku. Nie wysusza jej.


Następnie w październiku oczarował mnie miętowy lakier z Flormar (nr 424). Kolor jest trochę letni, ale ja nie uznaję rozgraniczenia kolorów na zimowe i letnie. Maluję tym na co mam ochotę. Lakier zauroczył mnie swoim kolorem. Jak się domyślacie i nie tylko tym. Ma rewelacyjną trwałość. Na moich paznokciach trzymał się prawie tydzień. Poza tym ma fajną konsystencje oraz pędzelek.

Na hit drugiej połowy roku urósł dezodorant w chusteczce z Cleanic. Nie spodziewałam się, że aż tak spodoba mi się ten produkt. Nie ukrywam, początkowo byłam sceptycznie nastawiona do niego, ale jak zwykle ciekawość zwyciężyła. Chusteczki sprawdziły się rewelacyjnie w chwilach, w których czułam się spocona i nieświeżo, a nie miałam możliwości wzięcia prysznica. Na zdjęciu widoczna jest wersja Soft, wcześniej miałam Fresh i właściwie nie widzę pomiędzy nimi różnicy.


W październiku wróciłam do używania mojego jednego z ulubionych pudrów. Mianowicie chodzi o p2 i niespotykany niebieski puder. Świetnie matuje na długie godziny oraz powoduje, że skóra wygląda świeżo. Nie tworzy maski. Nie pyli, łatwo nabiera się go na każdy pędzel. 

Na koniec zostawiłam sobie pędzel kabuki z Essence. Niestety na zdjęciu wyszedł wyjątkowo niekorzystnie :(. Wszedł do oferty wraz z jesiennymi nowościami i myślę, że jest to chyba najbardziej udana nowość. Pędzel jest bardzo gęsty, zbity, ale co najważniejsze bardzo miękki. Nie drapie, ani nie zgubił dotychczas żadnego włoska. Bardzo dobrze nabiera puder.

Co odkryłyście w październiku?

Naomi

środa, 16 października 2013

Spóźnieni ulubieńcy września :)

Korzystając z chwili luzu postanowiłam przedstawić Wam dziś moich wrześniowych ulubieńców. Zdaję sobie sprawę, że notka tego typu powinna pojawić się wcześniej, ale z wiadomych względów wszystko przesunęło się w czasie. We wrześniu moich serduchem zawładnęły zarówno znane mi już wcześniej kosmetyki, ale również nowe, ale w innej odsłonie. 


Na zdjęciu możecie dojrzeć już zużyte kosmetyki, ale to najlepiej świadczy, że są to rewelacyjne kosmetyki i aż chcę się ich używać. ;)


Jak w co miesiąc w ulubieńcach musi znaleźć się kolejny żel z Balea. Tym razem jest to wyjątkowo udana propozycja tej marki. Początkowo nie spodziewałam się, że pomarańczowy żel może aż tak mi się podobać. Jest bardzo gęsty, dobrze się pieni. Ma energetyczny, odświeżający zapach, który utrzymuje się na skórze. Poza tym dobrze spełnia swoją podstawową rolę, myje i odświeża skórę.

Następnie możecie dojrzeć peeling Tutti Fruti z Farmony o zapachu jeżyny i maliny. Na największą uwagę zasługuję zapach, który jest rewelacyjny. Kupiłam jeszcze o tym zapachu masło i pachnie zupełnie tak samo jak ten peeling. Również pozostałe zadania peelingu wypełnia doskonale. Ma dość spore drobinki, które świetnie ścierają martwy naskórek. Peeling nie zawiera parafiny, a w związku a tym nie pozostawia tłustej warstwy.

Ponownie na uwagę zasługuję pianka z Pharmaceris przeznaczona do cery tłustej i trądzikowej. Powoli utwierdzam się w przekonaniu, że taka forma kosmetyku do mycia twarzy odpowiada mi najbardziej. Pianka spełnia swoje wszystkie zadania, a przy okazji nie wysusza mojej cery. 


Ostatnim kosmetykiem z pielęgnacji, który zasługuję na uwagę jest płyn dwufazowy z serii Herbal Garden z Eva Natura. Płyn ma świetne właściwości zmywające makijaż, a przy okazji zauważyłam, że dobrze działa na moje rzęsy. Minusem może być, że robi tzw. mgłę na oczach. Na szczęście płynu jest ona krótkotrwała.

Ostatnie dni lata umilił mi lakier z mojej ulubionej serii Golden Rose. Mianowicie chodzi o Rich Color o numerze 07. Lakier ma śliczny, energetyczny różowy kolor. Świetnie wygląda na paznokciach. Sam lakier jest bardzo dobry. Ma bardzo fajny pędzelek, którym łatwo się maluję. Bardzo długo się utrzymuje.

Zupełnie ostatnim kosmetykiem, który podbił moje serce we wrześniu jest tusz do rzęs z Yves Rocher Sexy Pulp. Dawno żaden tusz nie wydłużył i nie podkręcił rzęs w taki sposób. Są wyraziste, ale nie posklejane i nie obciążone nadmiarem tuszu. 

Znacie te kosmetyki?

Naomi

piątek, 27 września 2013

Kosmetyki, które latem chwyciły mnie za serce.

Notka podsumowująca lato miała się pojawić wcześniej, ale jak zwykle u mnie wyszło inaczej. Chciałabym Wam w tej notce pokazać kosmetyki, które mnie w jakiś sposób zachwyciły i będą mi się kojarzyć z moją ulubioną porą roku.


Po lakierach pękających, magnetycznych itd. w tym roku rządziły piaski. W swojej kolekcji mam zarówno tez z brokatem i bez. Oba rodzaje skradły moje serce, choć te z brokatem mają jeden mankament, trochę ciężej się je zmywa od matowych. Poza tym kocham je za łatwość nakładania, wysychania i niecodzienny wygląd. W swojej kolekcji mam trzy lakiery z Golden Rose oraz po jednym z Barry M i Pierre Rene.


W lecie pod prysznicem rządziła Balea. Absolutnie uwielbiam każdy zapach wchodzący w skład letniej edycji limitowanej. Najbardziej moje serce skradło mango, ale pozostałym nie wiele brakuje. Prysznic w towarzystwie tych żeli był niezwykły. Mam nadzieję, że również w przyszłym roku Balea wypuści coś równie atrakcyjnego.


Latem pokochałam kosmetyki o zapachu owoców leśnych i borówek, dlatego bardzo często szukałam ich na sklepowych półkach. Na przeciw wyszło mi między innymi Yves Rocher z ich edycją limitowaną. Jest to mój pierwszy kosmetyk z tej firmy. Na razie jestem zadowolona. 

Następnie polubiłam odświeżoną serię Tutti Fruti od Farmony. Pierwszym kosmetykiem był peeling, który pokochałam za właściwości i zapach. W związku z tym kupiłam masło o tym zapachu. Jeszcze go nie używałam, ale mam nadzieję, że będzie podobnej jakości, jak peeling. Używając go będę wspominać lato. 


Na powyższym zdjęciu jest już wspomniana wcześnie borówkowa edycja Balei. Uwielbiam ten zapach, przyjemne dla opakowania i właściwości. Czego chcieć więcej. Na zdjęciu brakuje żelu pod prysznic.


Z kosmetyków kolorowych wybrałam trzy kosmetyki, które używałam w praktycznie każdym makijażu. W lecie bardzo go ograniczyłam i te trzy kosmetyki rewelacyjnie się sprawdziły. Krem BB z Under 20 nie jest ideałem, ale cenie go za bardzo fajne krycie i wyrównanie kolorytu. Dodatkowo ma wyjątkowo jasny kolor, jak na europejski BB krem. 

Następnie wszędzie polecany żółty tusz z Lovely. Ja również zostałam jego fanką. Świetnie podkręca i wydłuża rzęsy. Mogę mu tylko zarzucić szybkie wyschnięcie. Zaczęłam go używać w maju, a w sierpniu wyrzuciłam do kosza.

Na koniec pozostaje mi przedstawić ulubione mazidło do ust z Revlon. Nie spodziewałam się, że wrócę do tak jasnego różu i w dodatku z drobinkami. W lipcu zapragnęłam czegoś co podkreśli moje usta i nie będzie uciążliwe w używaniu. Lip Butter w kolorze 045 sprawdził się genialnie.

Trochę chaotyczna wyszła ta notka, ale chciałam Wam przedstawić kosmetyki, które pokochałam podczas lata za różne właściwości. 

Czym zachwyciłyście się latem?

Napiszcie :)

Naomi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...