czwartek, 14 lutego 2013

Foto pstryk #2 Wiosno przybywaj

Przeglądając wczoraj zdjęcia trafiłam na takie wyjątkowo zielone. Zostało zrobione początkiem maja, więc wiosna była w pełni. Mam nadzieję, że już nie długo tak będzie. Choć zima nie nie jest w tym roku bardzo ostra, to i tak męcząca. ;) Nie mogę się już doczekać.


Też nie możecie się doczekać wiosny, tak jak ja?

Pozdrawiam
Naomi

środa, 13 lutego 2013

Essence My Skin chusteczki oczyszczająco - pielęgnacyjne

Dziś kilka słów o chusteczkach do demakijażu. Nie używam ich codziennie, ale lubię mieć jedną paczkę zawsze zanadrzu. Świetnie się sprawdzają w krytycznych sytuacjach, kiedy nie mam czasu na dokładny demakijaż lub jestem bardzo zmęczona. Zwykle, gdy skończy mi się jedno opakowanie to kupuję kolejne, ale z innej firmy. Nie lubię monotematyczności. W grudniu kupiłam propozycję Essence, czyli My Skin z granatem i bambusem.


Serie My Skin można kupić w Superpharm oraz Drogeriach Natura. Kosztują około 8 zł za 25 chusteczek, które należy zużyć w ciągu 3 miesięcy od otwarcia. Przeznaczone są dla wszystkich rodzajów skóry. Zawierają ekstrakt z granatu, bambusa oraz olej ze słodki migdałów. Dostępna jest również druga wersja tych chusteczek z limonką i ogórkiem. Nie zawierają alkoholu. Zostały wyprodukowane w Polsce.



Chusteczki znajdują się w ładnym, kolorowym opakowaniu. Bardzo podobają mi się różowo-pomarańczowe wstawki. Na pewno zwraca na siebie uwagę w drogerii. Z przodu opakowania są podstawowe informację. Zamknięcie nadal ma sporo kleju, a co za tym idzie da się dobrze zamknąć opakowanie bez ryzyka, że chusteczki nam wyschną. 

Każda chusteczka jest biała i ma wymiary 17x18,5 cm. Są bardzo dobrze nawilżone. Bardzo ładnie pachną. Wyczuwam w nich jakąś owocową nutę. Jak już wspomniałam używam ich w kryzysowych sytuacjach. Świetnie zmywają resztki podkładu i pudru z twarzy, przy okazji tonizują skórę. Gorzej radzą sobie z tuszem, eyelinerem i cieniami na bazie. Tutaj trzeba poświęcić trochę więcej czasu. Jednak nie radzą sobie źle. Miałam kiedyś takie, które o wiele gorzej sobie radziły. Skóra po ich użyciu jest odświeżona i miła w dotyku. 

cień na bazie ArtDeco, tusz One by One Maybelline, eyelinery: Wibo, Bell


Podsumowując jestem zadowolona z tych chusteczek. Nie zmywają makijażu, tak jak płyny micelarne, czy dwufazowe, ale na tle innych wypadają całkiem nieźle. Nie wiem, czy wrócę do nich, ale z chęcią kupiłabym drugą wersję. 

Co sądzicie o chusteczkach do demakijażu?

Pozdrawiam
Naomi

wtorek, 12 lutego 2013

Różowy manicure: Jolly Jewels nr 108 w akcji

Nie dawno pisałam, że nie jestem fanką brokatowych lakierów. Jednak posiadam w swojej kolekcji jednego rodzynka. Nie będę ukrywać, że bardzo mi się podoba w buteleczce. W końcu się przemogłam i pomalowałam paznokcie na różowo, a serdeczny palec dodatkowo dwiema warstwami Jolly Jewels. Nie chciałam przesadzić z błyskiem i brokatem.



Oprócz lakieru Jolly Jewels nr 118 użyłam Golden Rose seria Paris nr 125.

Bardzo podoba mi się taki efekt. A wam? Napiszcie :)

Pozdrawiam
Naomi

poniedziałek, 11 lutego 2013

Oko na dziś: Nudny Nude

Zupełnie przez przypadek, na chybił trafił udało mi się stworzyć taki o to makijaż. Moim zdaniem wyszło całkiem nieźle.




Użyte kosmetyki:

  • baza pod cienie Grashka
  • cienie Inglot: 112, 409, 111
  • Clinique High Lenghts Mascara
  • Wibo eyeliner
  • Catrice Kajal Kohl "white"

PS. Przepraszam za brwi, ale nie miałam czasu ich ogarnąć. Poza tym nie mam jeszcze nic, co by mogło pomóc w ich dyscyplinowaniu. Jeśli macie jakiś kosmetyk, który możecie polecić to napiszcie. Z chęcią poczytam.

PS.2 Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje, ale zawsze jak namaluje na powiece kreskę to mam później strasznie posklejane rzęsy i nie jestem w stanie tego rozczesać. Hmm

Pozdrawiam
Naomi

niedziela, 10 lutego 2013

Mascary Clinique - czy efekt jest wart ponad 100 zł?

We wrześniu miałam okazje zdobyć dwie miniaturki  tuszy Clinique: High Lengths Mascara i High Impact Mascara. Każda miała wystarczyć na miesiąc używania. Ja ich używam o wiele dłużej i nadal nic się nim nie dzieje. Nigdy nie miałam tuszu do rzęs z tzw. wyższej półki, ale przetestowałam wiele z niższej. Zawsze chciałam przekonać się czy efekt jest wart tych pieniędzy. Dzięki miniaturkom mam tą okazję.


High Impact Mascara



Miniaturka zawiera 3,5 ml tuszu, które należy zużyć w ciągu 6 miesięcy. Została wyprodukowana w Kanadzie. Pełnowymiarowe opakowanie kosztuje 115 zł w Douglasie. Ja mam tusz w kolorze czarnym, ale jest też wersja w kolorze brązowa-czarnym. Bardzo podoba mi się opakowanie. Jest proste, ale ma coś w sobie. Jedynie mogę zarzucić natłok informacji z tyłu opakowanie. Zauważyłam, że napisy zaczęły się ścierać. Niewielki rozmiar utrudnia malowanie, ale nie traktuje tego jako minus.


Szczoteczka tuszu jest prosta, klasyczna. Tusz ma całkiem przyjemny zapach, jak na taki kosmetyk. Jest dość gęsty.


Niestety nie powaliła mnie swoim działaniem. Z drugiej strony zrobiła to do czego jest przeznaczona, czyli pogrubiła rzęsy, ale ich nie wydłużyła, ani podkręciła, a na tym mi najbardziej zależało. Poza tym trzeba bardzo uważać aby nie skleić rzęs. Nie osypuje się, nie odbija się na górnej powiece. Pod tym względem jest dobra. Niestety efekt jest bardzo naturalny, a kolejne warstwy powodują sklejenie rzęs. 


High Lengths Mascara


Miniaturka zawiera 4,7 ml tuszu, które należy zużyć w ciągu 6 miesięcy. Została wyprodukowana w Kanadzie. Pełnowymiarowe opakowanie kosztuje 115 zł w Douglasie. Występuje w dwóch kolorach: czarnym i czarno-brązowym. Trochę mnie podoba mi się to opakowanie od poprzednika. Biały kolor mógłby być zmieniony na inny. Między innymi bardzo łatwo się brudzi. Z tyłu opakowania jest dużo napisów, które się nie ścierają.


Szczoteczka jest silikonowa, czyli taka jak lubię. W kolorze jasnozielonym. Jest wygięta w literę C, tak aby dopasowywała się do kształtu oka. Ząbki są ustawione tylko z jednej strony. Tusz ma całkiem ładny zapach i jest dość gęsty.


Na szczęście ta miniaturka o wiele lepiej się u mnie sprawdziła. Świetnie rozdziela i wydłuża rzęsy, lekko je pogrubiając. Nie skleja ich i nie zostawia grudek, choć aktualnie zaczyna się to zdarzać, ale jest już otwarta blisko 6 miesięcy. Nie osypuje się, bardzo długo utrzymuje się na rzęsach.


Podsumowując, pierwsza w ogóle się u mnie nie sprawdziła, ale z drugiej strony zrobiła to co trzeba. Wynika to z tego, że nie jest przeznaczona do moich rzęs. Drugą o wiele bardziej polubiłam, ale nie jest to efekt wart 115 zł. Nie twierdzę kategorycznie, że tańsze jest lepsze, ale tym razem zupełnie nieadekwatne do ceny. W przyszłości chciałabym wypróbować jeden z tuszy Heleny Rubinstein. Nawet zaczęłam zbierać drobne do skarbonki. :)

Pozdrawiam
Naomi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...