wtorek, 12 marca 2013

Alverde mandarynkowo-waniliowy balsam do ust

Dziś kilka słów o kosmetyku, który stał się dość popularny w blogosferze. Podchodziłam do niego z dystansem, ponieważ mam już swoich ulubieńców kategorii naustnej. O tym, jak się sprawdził poniżej.  


Kosmetyki Alverde dostępne są w drogeriach DM. Balsam kosztuje 1,15€ za 4,8 g, które należy zużyć w ciągu dwóch lat. W sklepach jest jeszcze dostępna druga wersja z nagietkiem. Nie zawiera glutenu. Może być również używany przez wegan.


Balsam znajdujemy w sklepie w fajnym optymistycznym kartoniku. Wszelcy macacze muszą się powstrzymać, a my mamy pewność, że nikt przed nami go nie otwierał. Samo opakowanie balsamu jest wykonane dość słabego plastiku. Jeden upadek na kafelki spowodował, że cała nasadka jest popękana. Podejrzewam, że gdyby nie spadła to byłaby w lepszym stanie. Nie mniej nie polecam tym balsamem rzucać, ponieważ opakowanie będzie później w kawałkach.

Poza tym nasadka dobrze przylega do reszty opakowania. Możemy go nosić w torebce bez obaw, że się otworzy. Design etykiety nie zachwyca, ale nie jest zły. Bardzo mi się podoba kolor opakowania. Jeden rzut oka i od razu robi się lepiej. ;)


Balsam ma postać żółtego sztyftu, który jest bardzo twardy, ale dzięki temu jest bardzo wydajny. Używam go ponad dwa miesiące, a zużyłam dopiero połowę. Ma ładny cytrusowy zapach. Nie wyczuwam w nim żadnej nuty wanilii.


Pomimo słabej jakości opakowania, zawartość bardzo dobrze się sprawdziła. Balsam ma bardzo dobre działanie nawilżające. Odkąd go używam ani razu nie miałam suchych, spierzchniętych ust. Pomijając pewien czas, gdy go zgubiłam. Wtedy moje usta wręcz bolały. Na szczęście w końcu go znalazłam i w ciągu kilku godziny moje usta były zregenerowane. Usta po jego użyciu są miękkie i lśnią. Jednak trzeba uważać z ilością, którą nakładamy, ponieważ gdy przesadzimy będziemy lśnić niczym latarnia. Bardzo dobrze nawilża, efekty czuć przez wiele godzin. 

Podsumowując bardzo polubiłam ten balsam. Ma świetne działanie nawilżające, fajny skład oraz przyjemną cenę. Minusem jest słaba dostępność w Polsce oraz słabe opakowanie. Jednak działanie wynagradza nam to z nawiązką. Polecam :)

Jakiego balsamu do ust aktualnie używacie?
Napiszcie :)

Pozdrawiam
Naomi

sobota, 9 marca 2013

Balea: hit i kit pod prysznic

Jednymi z najbardziej znanych kosmetyków Balea są te pod prysznic. Występują w wielu zapachach, formach a co najważniejsze w niskiej cenie. Dziś pod lupę weźmiemy olejek o wdzięcznej nazwie "Queen of the night" i kremowy żel pod prysznic z marulą i proteinami mleka. Jeden z nich bardzo polubiłam, a o drugim chciałabym zapomnieć.

Kremowy żel pod prysznic z marulą i proteinami mleka


Olejek "Queen of the night"


Informacje podstawowe:
Oba kosmetyki zawierają po 250 ml produktu. Możemy je kupić w drogeriach DM w różnych europejskich krajach, ewentualnie na allegro lub możemy poszukać w sklepach z niemiecką chemią. Zarówno olejek, jak i kremowy żel kosztują po 0,95 €. Na zużycie każdego z kosmetyków mamy po 24 miesiące. 



Wrażenia wizualne:
Butelka w której mieści się kremowy żel pod prysznic jest dość solidna., wykonana z grubego plastiku. Zamknięcie z łatwością się otwiera. Butelka bardzo dobrze leży w dłoni choć pod prysznicem i tak się wyślizguje. Wygląd etykiety nie jest zachęcający, choć Balea ma zwykle ładne. 


Natomiast opakowanie olejku o wiele bardziej wpada w mój gust. Może dlatego, że jest utrzymany w fioletowym kolorze. Poza tym butelka jest wykonana z grubego plastiku, nawet grubszego niż u poprzednika. Zamknięcie trudno się otwiera, nawet po kilkudziesięciu otwarciach. Butelka dobrze leży w dłoni, ale jest bardzo śliska i niestety podczas jednego z pryszniców wyślizgła mi się z dłoni. W wyniku czego wyłamał zatrzask. 


Konsystencja, zapach i pozostałe:
Zarówno olejek, jak i żel są bardzo gęste. Jednak olejek bardziej. Bardzo trudno wydobyć go z opakowania i trzeba się z tym nie lada natrudzić. Olejek bardzo mocno pachnie i nie podoba mi się jego zapach. Kojarzy mi się z mocnymi perfumami. Ma postać żelu o fioletowym zabarwieniu, w którym gdzieniegdzie występują drobinki. 


Kremowy żel pod prysznic ma ładny, otulający zapach. Idealny na zimę. Jak wspomniałam jest gęsty, ale nie tak trudno wydobyć go z butelki. Ma biały kolor. 


Rzecz najistotniejsza, czyli działanie:
Olejek bardzo słano się pieni i mam poczucie, że nie do końca oczyszcza moją skórę. Dodatkowo mam problem z jego spłukaniem. Poza tym zauważyłam, że bardzo wysusza skórę i użycie balsamu lub kremu jest koniecznością jeśli nie chcemy czuć się jak sucharek. Dodam, że zwykle nie mam problemu z nawilżeniem nawet, gdy nie użyje żadnego kremu. Zapach olejku nie utrzymuje się na skórze, tylko czasami jest lekko wyczuwalny.

O wiele bardziej przypadł mi do gustu żel z proteinami mleka. Lepiej się pieni niż poprzednik i mamy poczucie, że skóra jest umyta. Nie wysusza skóry a śmiem twierdzić, że ją delikatnie nawilża, ponieważ po osuszeniu jest delikatna i miła w dotyku. Jego delikatny zapach utrzymuje się na skórze i czuć go jeszcze 2-3 godziny po prysznicu.

Podsumowując:
Olejek zupełnie nie spełnił moich oczekiwań. Nieciekawie pachnie, nie pieni się i wysusza skórę. Szkoda, ponieważ podoba mi się kształt butelki i kolor olejku. Na szczęście kremowy żel lepiej się spisał. Skóra po prysznicu jest miękka i nawilżona, a zapach dość długo utrzymuje się na skórze. Jedyne zastrzeżenia mam do wyglądu butelki, ale zawartość mi to wynagradza. 

Pozdrawiam
Naomi

czwartek, 7 marca 2013

Łupy z DM-u: Balea i p2

Dziś w końcu czas na notkę, na którą pewnie wiele z was czeka. Wiem, że o większości kosmetyków z poprzedniej tury nie zdążyłam napisać, ale intensywnie używam i w ten weekend powinna się pojawić pierwsza recenzja. Te zakupy, tak jak poprzednie zrobiła dla mnie Agnieszka (Cosmetisc Freak). Dziękuję :*

Całe zakupy prezentują się tak. Niestety nie wszystko jest dla mnie. Część zamówiła sobie moja przyjaciółka.


A dla siebie wybrałam to:


Głównie zależało mi na kolorówce, która jest dostępna tylko w Niemczech, czyli p2. :/


Wybrałam zapas niebieskiego pudru i kolejną szminkę Sheer Glam Lipstick w kolorze nr 050 "Flashdance". Poza tym od dłuższego czasu chodziły mi po głowie dwie metaliczne (fantastic chrome kajal) kredki. Moje kolory to nr 040 "metalic lapis" oraz 030 "green emarald", a przeglądając stronę p2 swoją uwagę zwróciła konturówka w pięknym morskim kolorze nr 140 "petrol".


Z pielęgnacji ciała przygarnęłam tylko malinowe mydło w płynie oraz limitowany krem do rąk i balsam pod prysznic o zapachu owoców leśnych.


Pielęgnacja twarzy to dwie nowości (dla mnie) z serii soft&clear czyli plasterki wysuszające pryszcze oraz matujący żel. Poza tym chusteczki do demakijażu. Kiedyś już je miałam i byłam zadowolona, ale nie złożyło się żeby o nich napisać szerzej.



Na koniec zapas różnych maseczek. Wcześniej miałam tylko waniliowo-malinową. Ma świetny zapach i bardzo dobrze nawilża.

Pozdrawiam
Naomi

niedziela, 3 marca 2013

Najczęściej używane (i lubiane) w lutym

Dziś ostatnia notka z cyklu podsumowujących ostatni miesiąc. W lutym najczęściej używałam z kosmetyków pielęgnacyjnych:


  • Farmona Sweet Secret waniliowy krem do rąk - co prawda nie spełnia moich wszystkich wymagań, ponieważ słabo nawilża. Ma niezbyt ciekawy zapach, ale chcę go w końcu zużyć, więc używam nie namiętnie.
  • Balea kremowy żel pod prysznic - jest bardzo gęsty i kremowy. Ma delikatny zapach. Skóra po prysznicu jest bardzo przyjemna, nawilżona i miła w dotyku.
  • Alverde morela&cytryna szampon do włosów - bardzo polubiłam ten szampon. Co prawda, jest bardzo rzadki i nie wydajny, ale włosy po jego użyciu są cudowne w dotyku, a  w połączeniu z odżywką, to jest bajka.

Wśród ulubieńców kolorówkowych znalazły się dwa kosmetyki, które pojawiły się już w styczniu.
  • Rimmel Match Perfection - nie jest pozbawiony wad, ale ma śliczny jasny kolor. Nie podkreśla suchych skórek, ale bardzo krótko się utrzymuje.
  • p2 pure color lipstick nr 020 - ma śliczny kolor, mix nude i różu. Dość długo utrzymuje się na ustach.
  • Maybelline One by One Satin black - ma silikonową szczoteczką, która dość dobrze rozczesuje rzęsy oraz je pogrubia i wydłuża. 
  • Essence Long Lasting nr 14 "think khaki" - kredka o przepięknym kolorze. Długo się utrzymuje na oku oraz jest bardzo miękka. 
  • Grashka baza pod cienie - jest trochę tępa i trudno ją rozsmarować na oku, ale świetnie podbija kolor. Niestety cienie na tej bazie dość szybko blakną, a po 10 h nie ma po nich śladu, ale testuje nadal. 
Pozdrawiam
Naomi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...