niedziela, 26 października 2014

Pielęgnacja stóp z Yves Rocher

Korzystając z chwili luzu chciałabym Wam przedstawić moją opinie na temat balsamu regenerującego oraz kremu intensywnie odżywiającego do stóp z Yves Rocher. Kosmetyki cieszą się dość dobrą opinią, więc korzystając z dobrych obniżek postanowiłam spróbować na własnej skórze. 


Kosmetyki YR możemy kupić w salonach firmowych, których w Polsce jest ponad sto oraz online. W skład lawendowej linii do stóp oprócz powyższych kosmetyków wchodzą jeszcze peeling, żel chłodzący i krem dezodorujący do stóp. Niestety kosmetyki nie należą do najtańszych, ponieważ w cenie regularnej balsam kosztuje aż 27 zł,  a krem niewiele mniej. W promocji można je oczywiście kupić taniej, aczkolwiek uważam, że to i tak jest zbyt wygórowana cena w stosunku do ilości, czyli 50 ml. 



Kremy wchodzą w skład lawendowej linii i zamawiając je miałam cichą nadzieje, że nie będą pachnieć zbyt intensywnie. Niestety trochę się zawiodłam, ponieważ kosmetyki roztaczają bardzo intensywną woń zapachu, który nie do końca mi odpowiada. Jak zapewne zauważyłyście nie jestem fanką kwiatowych aromatów, a tym bardziej lawendy. Jednak wiedziałam, co kupuję i byłam świadoma zapachu, więc nie mogę stwierdzić tego jako minus produktu.


Opakowania kremów bardzo przypadły mi do gustu. W szczególności podoba mi się szata graficzna. Ogólnie rzadko zdarza się, żeby kosmetyk Yves Rocher odrzucał mnie swoim opakowaniem. Pod tym względem kosmetyki stoją na najwyższym poziomie. Tubki są wykonane ze średnio twardego plastiku, który nie utrudnia wydobycia produktu z opakowania. 

Zarówno balsam jak i krem mają bardzo treściwą konsystencje. Balsam nawet bardziej od kremu. Nie mam większego problemu z rozsmarowaniem, aczkolwiek muszę chwilę poświęcić tej czynności. Kosmetyki są zaskakująco wydajne w stosunku do ich pojemności. 


W końcu przechodzimy do najistotniejszej kwestii, czyli działania. Balsam i krem pod tym względem niewiele się różnią, dlatego opisuje je razem. Kremy bardzo dobrze nawilżają, zmiękczają i pielęgnują stopy. Skóra jest o wiele bardziej miękka i przyjemna w dotyku. Kremy dość szybko się wchłaniają i nie pozostawiają nieprzyjemnej warstwy. Niestety w czasie, gdy ich używałam, zauważyłam dziwne suche i zaczerwienione plamy. Po ich skończeniu i rozpoczęciu stosowania czegoś innego problem się skończył. W związku z tym jestem pewna, że to te kosmetyki mnie uczuliły. Niestety nie jest to pierwszy raz.


Podsumowując kolejny raz jestem zawiedziona. Zapowiadało się dobrze, ponieważ działanie jest bardzo dobre. Cena nie do końca mi odpowiada, ale przy okazji dobrej promocji mogłabym przymknąć na to oko. Niestety podrażnienie jest niewybaczalne, zwłaszcza, że to nie pierwsza taka sytuacja w przypadku tej firmy. Nie kupię ponownie. 

Naomi

sobota, 18 października 2014

Jeżynowo-malinowy mix, czyli o maśle z Farmony

Witajcie, dziś chciałabym co nieco napisać o maśle do ciała z Farmony z serii Tutti Frutti o zapachu jeżyny i maliny. Gdy pokazywałam go pierwszy raz, wiele z was było zainteresowanych moją opinią. Oprócz niego miałam jeszcze wersję o zapachu porzeczki i wiśni. Kosmetyki różnią się między sobą tylko zapachem. Poza tym są niemal identyczne. 



Kosmetyki Farmony są dostępne bez większych problemów. Znajdziemy je zarówno w popularnych drogeriach (Rossmann, Natura), ale również mniej znanych (np. Firlit w Krakowie). Masło kosztuje około 10-13 zł w zależności od promocji. Do wyboru mamy kilka interesujący wariantów zapachowych, ale myślę, że jeżyna&malina oraz porzeczka&wiśnia są jednymi z ciekawszych. Poza tym pośród każdego wariantu zapachowego znajdziemy kilka różnych kosmetyków (peelingi, olejki pod prysznic etc.). Podoba mi się, że Farmona jest polską firmą i nie testuje swoich produktów na zwierzętach.


Zakręcany plastikowy słoiczek zawiera 200 ml masła. Pod względem estetycznym, praktycznym nie mam do czego się przyczepić. W przypadku takiego typu kosmetyku słoiczek jest najlepszym rozwiązaniem, ponieważ nie mamy problemu z wydobyciem zawartości do ostatniej kropli. Szata graficzna bardzo przypadła mi do gustu i uważam, że jest dużą zaletą tego kosmetyku. Wyróżnia się na sklepowej półce. 

Masło jest średnio gęste, ale jego rozsmarowanie czasami sprawia problemy. Muszę go o wiele dłużej wcierać niż inne kosmetyki Jest bardzo wydajne. Odrobina wystarczy, aby nawilżyć partię ciała która w danej chwili tego potrzebuje. Do gustu bardzo przypadł mi zapach, który jest bardzo intensywnie owocowy i przenosi się na ubrania i pościel. Osoby, które są wrażliwe na tak intensywne zapachy mogą być rozczarowane.


Jak wspomniałam wyżej, masło dość trudno rozsmarować i niestety to nie jest jedyna wada tego kosmetyku. Niestety bardzo długo się wchłania i po posmarowaniu np nóg wszystko do nich się lepi. Gdy w końcu się wchłonie skóra jest przyjemnie nawilżona i miękka w dotyku. Muszę jednak zaznaczyć, że moja skóra nie należy do wymagający. Większość kosmetyków się na niej sprawdza. Nie wiem, czy poradziłby sobie z przesuszoną skórą. Nie zostawia tłustego filmu, ale czas wchłaniania jest do poprawki. Czasami smarowałam nim również stopy i z nimi również całkiem dobrze sobie radził. Nie uczulił mnie, ani nie podrażnił. 


Podsumowując mam mieszane uczucia w stosunku do tego kosmetyku. Z jednej strony intensywny zapach, ale czasami zbyt. Poza tym dobrze nawilża, ale zbyt długo się wchłania i wszystko się do niego lepi i klei. Raczej nie kupię go ponownie, ponieważ mam spore zapasy oraz lista kosmetyków, która mnie kusi jest długa, za długa. 

Miałyście okazję używać tego masła?

Co sądzicie o tej linii kosmetyków Farmony?

Naomi

piątek, 10 października 2014

Do dna! - wrześniowe zużycia

Przepraszam Was za kolejną dłuższą przerwę, ale najpierw musiałam oddać laptop do "przeglądu", a później wciągnęły mnie studenckie sprawy. Niestety nie mogę Wam obiecać, że będę pisać regularnie, aczkolwiek postaram się, żeby było to jak najczęściej.


Korzystając z chwili wolnego czasu chciałabym Wam pokazać kosmetyki, które zużyłam pod koniec sierpnia sierpnia i we wrześniu. Jest tego więcej niż 10, ale nie chcę się w tym przypadku rozdrabniać, ponieważ nie mam pojęcia kiedy ewentualna kolejna część by się pojawiła. Jestem bardzo zaskoczona ilością. W ciągu trochę ponad miesiąca zużyłam blisko 20 kosmetyków, oprócz próbek. 



Tym razem zacznę od kolorówki, ponieważ jest jej jak zwykle najmniej. W swoją ostatnią podróż do kosza wyruszają:
  • 2 opakowania tuszu do rzęs L'oreal False Lash Wings. Jeden z nich już dawno powinien się tam znaleźć. Drugi przestałam używać stosunkowo nie dawno. Przez pewien czas były to moje ulubione tusze, które dawały świetny efekt. Rzęsy były wydłużone i podkręcone. Niestety początkowo musiały trochę podeschnąć, ponieważ ledwo otworzone nie dawały takiego efektu jak bym chciała. Po uzyskaniu odpowiedniej konsystencji nie mogłam się zbyt długo z nich cieszyć, ponieważ bardzo szybko gęstniały. Podsumowując, czas podczas którego mogłam się cieszyć z najlepszego efektu był bardzo krótki i wynosił około 1-2 miesięcy. Nie kupię kolejnego opakowania, ponieważ znalazłam coś lepszego.


  • Averde szampon do włosów henna i oliwka. Bardzo polubiłam ten szampon. Przyjemnie pachniał, dobrze mył i nie powodował, że włosy przetłuszczały się szybciej. Niestety nie zauważyłam większej objętości, ale nie zależało mi na tym. Chętnie kupię kolejne opakowanie.
  • Bania Agafii szampon do włosów (niestety nie mam pojęcia co to za wersja). Również ten szampon przypadł mi do gustu. Robił co miał robić, jednak nie wiem, czy kupię ponownie.
  • Nivea Long Repair odżywka do włosów. Jedna z moich ulubionych. To było moje drugie opakowanie, a kolejne zużywam. Wspaniale wygładza włosy, bardzo łatwo się rozczesują i ich nie obciąża. Na pewno kupię kolejne opakowanie.


  • Yves Rocher limonkowy żel pod prysznic. Początkowo bardzo mnie zauroczył zapach, który nie jest oczywisty. Jest cierpki i kwaśny oraz orzeźwiający. Idealny na lato. Jest bardzo gęsty, ale nie grzeszy wydajnością. Niestety w połowie opakowania musiałam go odstawić, ponieważ bardzo mnie podrażnił i przesuszył skórę. Ostatecznie zużyłam go jako mydło do rąk od czasu do czasu. W takiej roli nie robił mi krzywdy. Zdecydowanie nie kupię ponownie.
  • Yves Rocher złuszczający żel peelingujący. Peeling z niego kijowy, ponieważ posiada bardzo mało drobinek, które są stosunkowo niewielkie i nie ostre. Na Plus muszę zaliczyć wspaniały zapach, który spowodował, że kupiłam kolejne opakowanie, ale już ostatnie, ponieważ wchodził w skład edycji limitowanej. 
  • Balea limitowany żel pod prysznic o zapachu karamboli. Niestety letnią edycję Balea nie zaliczam do zbyt udanych i również żel był bardzo przeciętny. Sprawdzał się w powierzonej mu roli, ale bez fajerwerków. Nie kupię ponownie.


  •  Rival de Loop chusteczki do demakijażu. Kupiłam je po przeczytaniu wielu pozytywnych opiniach na blogach i nie zawiodłam się. Muszę przyznać, że sporadycznie służą mi do zmywania makijażu. Najczęściej używam ich do usuwania próbek np. podkładu z dłoni. Do ostatniej chusteczki wilgotne, choć otwarte były przez kilka miesięcy. Nie wykluczam, że kiedyś kupię kolejne opakowanie.
  • Yves Rocher Pure System głęboko oczyszczający żel do mycia twarzy. Pokładałam w tym kosmetyku spore nadzieje. Miałam nadzieję, że bardzo dobrze oczyści moją cerę z resztek podkładu i innych zanieczyszczeń. Niestety nie sprawdził się w tej roli, pomimo posiadania sporej ilości drobinek. Na szczęście nie podrażnił mnie i nie uczulił. Na pewno nie kupię kolejnego opakowania.


  • Yves Rocher krem intensywnie odżywiający do stóp. Krem całkiem nieźle się u mnie spisał. Bardzo dobrze nawilżył i odżywił stopy. Nie do końca odpowiada mi lawendowy zapach, ale gdy go kupowałam te kremy, zdawałam sobie z tego sprawę. Poza tym nie odpowiada mi cena w stosunku do pojemności. Tubka ma tylko 50 ml i kosztuje aż 20 zł w cenie regularnej. Po mimo nieodpowiadającego zapachu kupię kolejną tubkę, ale tylko wtedy gdy będę posiadać jakąś sensowną zniżkę.
  • Gillete Satin Care żel do golenia. Po dłuższym romansie z Balea ten żel był miłą odmianą. Jest wydajny. Z niewielkiej ilości powstaje ogromna ilość piany. Dzięki niemu maszynka bardzo gładko sunie. Nie podrażnia skóry. Jedyne zastrzeżenia do zapachu, który jest ładny, ale za słabo wyczuwalny. Wolałabym coś bardziej intensywnego. Z pewnością skuszę się na inny wariant zapachowy.


  • Neutrogena krem do rąk i paznokci. Przez dłuższy czas zalegał mi w szufladzie, więc ostatecznie zużyłam go do stóp, gdzie sprawdził się rewelacyjnie. Stopy były zmiękczone, dobrze nawilżone i miękkie w dotyku. Rozważam zakup kolejnej tubki, by sprawdzić, jak poradziłby sobie na dłoniach.
  • Yves Rocher Culture Bio krem do rąk miód i muesli Bio. Bardzo przypadła mi do gustu ta propozycja YR. Kremy mają bardzo fajny, otulający zapach. Dodatkowo bardzo podoba mi się aksamitna konsystencja. Bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia skórę nawilżoną przez kilka godzin. Nie jest to głęboko regenerujący krem, ale daję radę. Również w tym przypadku wysoka cena jest nieadekwatna do ceny. Może kupię ponownie korzystając z jakieś ciekawej oferty.


  • Isana żel pod prysznic pomarańcza&grapefruit. Porównując go do ww Balei muszę przyznać, że ten o wiele bardziej przypadł mi do gustu. Miał świetny, energetyczny i intensywny zapach. Był bardzo gęsty i wydajny. Sprawował się bez zarzutu. Chętnie kupiłabym go ponownie, ale niestety był limitowany.
  • Yves Rocher LE Collection Ete Śródziemnomorskie Lato. Do zakupu skłonił mnie zapach z męskimi nutami i myślę, że to była jego największa zaleta. Poza tym niewydajny, zapach się nie utrzymywał na ciele. Najgorsze było to, że okropnie wysuszał skórę. Nie kupię ponownie.
  • Garnier Natural Beauty odżywka do włosów wanilia i papaja. Z góry uprzedzam, że odżywka nie jest dostępna w Polsce. Z drugiej strony nie ma czego żałować, ponieważ jest bardzo przeciętna. Nic specjalnego nie robi z włosami. Jej zaletą jest wspaniały zapach. Nie kupię ponownie.


  • Miniaturki Avene z serii Cleanance Expert żel i emulsja do twarzy. Nic szczególnego, a krem dodatkowo mnie zapchał. Na pewno nie kupię pełnowymiarowych opakowań.
  • La Roche Posay Effeclar żel do mycia twarzy. Bardzo spodobało mi się jego działanie, więc kupiłem pełnowymiarowe opakowanie.




  • Garstka próbek z Organique, Vichy i The Secret Soap Store. Najbardziej spodobały mi się zapachy i działanie maseł z Organique.

Podsumowując trochę się tego zabrało, a dzięki temu notka jest trochę długa. Jednakże cieszę się, że będę mogła w końcu pozbyć się śmieci. Jak pewnie zauważyłyście w denku pojawiło się sporo kosmetyków Yves Rocher, ponieważ w minionych miesiącach trochę ich kupiłam. Niestety jak widzicie większość się u mnie nie sprawdza. Nie liczni spełniają moje oczekiwania. :(

Używałyście któregoś z kosmetyków? Co sądzicie?

Naomi

wtorek, 23 września 2014

Yves Rocher: żel do mycia twarzy, który się u mnie nie sprawdził

W ostatnim czasie przybyło mi sporo kosmetyków Yves Rocher. Nie mogłam się powstrzymać od skorzystania ze świetnych okazji. Kilka powoli już kończę, dlatego w najbliższym czasie im poświęcę recenzje. Dziś przyszedł czas na napisanie mojej opinii na temat głęboko oczyszczającego żelu do mycia twarzy z serii Pure System. Powyższa seria przeznaczona jest do cery trądzikowej. Moja również do takiej się zalicza, więc żel miał okazje się wykazać, ale czy się sprawdził?


Kosmetyk jest dostępny w sklepach firmowych Yves Rocher oraz online. Jego cena katalogowa to aż 29,90 zł. Na szczęście nie ma zielonego punktu, dlatego podlega zniżkom. Jeszcze taniej można go kupić w internecie korzystając z odpowiedniego kodu. Tubka zawiera tylko 125 ml żelu, które należy zużyć w ciągu dwóch lat. 

Opakowanie jest wykonane z porządnego twardego plastiku, które utrudnia wydobycie zawartości do końca. Zamknięcie początkowo dość opornie działało, ale z każdym kolejnym użyciem było lepiej. Zastrzeżenia mam do otworu, przez który wydobywał się kosmetyk, ponieważ był zbyt duży. Za każdym razem wylewało się za dużo kosmetyku. Ogólnie stylistyka kosmetyków Yves Rocher bardzo przypadła mi do gustu. Aczkolwiek mam zastrzeżenia do naklejki z polskim tłumaczeniem. Jest to po prostu zwykła kartka, która pod wpływem wilgoci bardzo szybko się niszczy. Myślę, że taka firma mogłaby o to lepiej zadbać. 


Do gustu nie przypadła mi również konsystencja żelu, która jest bardzo rzadka i wręcz przelewa się przez palce. Niestety wpływa to na bardzo słabą wydajność kosmetyku. Nie podoba mi się zapach, który jest bardzo specyficzny, choć nie kojarzy mi się z niczym konkretnym. W żelu zatopione jest całkiem sporo peelingujący drobinek. Niestety są to tak niewielkie, że suma summarum nie wpływają w istotny sposób na działanie kosmetyku. Jest to podobna historia do innego żelu z tej firmy, ale przeznaczonego do ciała.


Producent obiecuje oczyszczenie porów, usunięcie nadmiaru sebum, likwidacje zaskórników i zapobieganie ich powstawaniu. Niestety kosmetyk spełnia się w tych rolach tylko częściowo. Mam wrażenie, że poprzednicy o wiele lepiej sobie radzili. Dobrze zmywa resztki makijażu, ale nie do końca oczyszcza pory. Skóra po jego użyciu była gładka i miękka w dotyku. Nie likwiduje zaskórników, a tym bardziej nie zapobiega ich powstawaniu. Bardzo neutralnie działa na moją cerę. Na szczęście nie pogorszył jej staniu, ale nie zrobił nic, aby była w lepszym stanie. Czasami skóra po jego użyciu była wysuszona i ściągnięta. Marzyła o nałożeniu kremu. Nieźle się pieni. Nie podrażnił, ani mnie nie uczulił. Nie należał do najwydajniejszych ze względu na swoją konsystencje oraz otwór, przez który wydobywał się żel.


Podsumowując nie jestem z tego żelu zadowolona. Za cenę, którą trzeba za niego zapłacić spodziewałam się czegoś lepszego. Jest to dla mnie najzwyklejszy żel z drobinkami, które nie robią nic. O wiele lepiej sprawdził się u mnie żel np. z Balea. Dodatkowo zdarza mu się wysuszać. Na pewno nie kupię go ponownie i nie polecam.

Znacie jakieś fajne żele do mycia twarzy?

Naomi

piątek, 19 września 2014

Starting over tag, czyli zaczynając od zera

Różnego rodzaju tagi bardzo rzadko pojawiają się na moim blogu. Kiedyś, na początku mojej przygody z blogiem pojawiało się ich więcej, ale po pewnym czasie zauważyłam, że większość nie wnosi nic ciekawego. W związku z tym zrezygnowałam z odpowiadania na nie. Jednak czasami robię wyjątek, dla tych które idealnie wpisują się w profil mojego bloga.

Jednym z nich jest "Starting over tag", który w ostatnim czasie stał się bardzo popularny na youtube. Polega on na tym, żeby wyobrazić sobie, że budzimy się rano i nasze wszystkie kosmetyki kolorowe znikają. W związku z tym należy przedstawić kosmetyki, które kupiono by ponownie w pierwszej kolejności. Dla mnie jest to takie top 10 z kosmetyków, które bardzo lubię i wolałabym, żeby nigdy się nie kończyły. 


Kosmetyki w notce nie mają specjalnej kolejności. Opisuje je w takiej kolejności, jak się wgrały zdjęcia. ;) Jeśli jesteście bardzo sumienne, to zauważycie, że kosmetyków jest więcej niż 10. Czasami z jednego typu mam więcej wariantów kolorystycznych. 


Tym razem na pierwszy ogień idą oczy i najnowszy w tej gromadce kosmetyk, a mianowicie tusz do rzęs Max Factor Masterpiece Max. Może nie używam go zbyt długo (ponad miesiąc), ale już teraz zalicza się do grona moich ulubieńców. Przede wszystkim ładny efekt mogłam uzyskać już od pierwszego użycia. Przy poprzedniku z L'oreal to nie było możliwe. Tusz bardzo dobrze rozdziela, wydłuża i pogrubia rzęsy. Ma świetną szczoteczkę, która dociera do każdej rzęsy.

Następnie chciałabym zwrócić uwagę na eyelinery L'oreal, a w szczególności te dwa, które ja mam, czyli Super Liner Blackbuster oraz Super Liner Black Lacquer, Oba bardzo lubię, ponieważ przy odrobinie wprawy można bardzo szybko namalować kreskę, która ma intensywny czarny kolor. Nie ściera się, nie odbija i przede wszystkim bardzo szybko zasycha. Utrzymują się na powiece od rana do wieczora i bardzo łatwo je zmyć płynem dwufazowym. 


Nie wyobrażam sobie makijażu oka bez bez bazy pod cieni. W tej kategorii nie eksperymentuje i stawiam na sprawdzoną bazę pod cienie z ArtDeco. Jest to już moje drugie opakowanie. Nie jest zbyt tania, ale biorąc pod uwagę jej wydajność i właściwości myślę, że jest tego warta. Świetnie podbija cienie i przedłuża ich trwałość. Cienie się nie rolują.

Z cieni do powiek stawiam na neutralne kolory. Z Inglota moim must have jest cielisty matowy cień (353 lub 355, oba mam i różnią się minimalnie), którym wyrównuje koloryt powieki lub nakładam jako taką bazę pod kolorową kredkę. W tych rolach sprawdza się doskonale i nie wyobrażam sobie bez niego makijażu.    

Na uwagę również zasługuje paletka nude z Catrice. Dostałam ją prawie rok temu i od razu polubiłam. Jest bardzo dobrze wykonana, a zbiór kolorów umożliwia stworzenie kilku bardzo ciekawych makijaży. Cienie są przyzwoicie napigmentowane, a na bazie prezentują się jeszcze lepiej i utrzymują na powiece od pomalowania do demakijażu.


Moje ulubione kredki do oczu pochodzą z Golden Rose na uwagę zasługują dwie serię Emily (105, 121, 120, 115, 106, 114, 107) oraz Dream Eyes (424, 422). Wśród kredek z obu serii znajdziemy wiele wyjątkowych kolorów zarówno matowych, jak i perłowych. Kredki w zależności od koloru mają bardziej miękki wkład lub twardszy. Kreski bardzo długo się utrzymują na powiekach. Nie ścierają się i nie rozmazują. Dużą zaletą jest niska cena, dlatego mam ich tak dużo.



Wśród kosmetyków do twarzy miałam duży problem, ponieważ aktualnie nie używam żadnego podkładu ani kremu bb (te, które miałam się przeterminowały i na razie nie czuję potrzeby wypełnienia tej pustki). Stawiam na dobry korektor oraz puder. Z korektorów na pewno kupiłam kolejny raz L'oreal True Match w najjaśniejszym kolorze Ivory. Przede wszystkim urzekł mnie bardzo jasnym odcieniem oraz dobrym kryciem. Jest bardzo lekki, więc świetnie sprawdza się pod oczy, ale również do zakrycia mniejszych i większych niespodzianek. Na uwagę zasługuję również fakt, że się nie utlenia, a niestety miałam styczność również z takimi przypadkami.

Do tagu załapał się również puder do twarzy z serii Fit Me z Maybelline. Nie należy do moich ulubieńców, aczkolwiek nie mogę mu nic zarzucić. Nie wiem co jest w nim takiego, że mnie nie do końca przekonuje. Po mimo to, jest to bardzo fajny, przyzwoity kosmetyk. Dobrze matuje i utrzymuje się przez kilka godzin. Nie ściera się. Ma bardzo ładne opakowanie, w którym ukryte jest lusterko z puszkiem. Niestety nie jest dostępny w Polsce. Kupiłam go w niemieckim DM-ie.


Z mazideł do ust wybrałam to co lubię i używam najbardziej. Na wyróżnienie zasługują przede wszystkim Carmexy, chociaż na zdjęciu jest brak mojej ulubionej limonkowej wersji. Carmexy świetnie nawilżają usta, ale również nadają nim blask, dlatego traktuje je jako błyszczyk. Chwilowo nie mam takiego prawdziwego błyszczyka. 

Wśród pomadek do ust miałam łatwiejszy wybór. Na uwagę zasługuje kosmetyk, który zawsze towarzyszy mi w torebce. Jest to Colour Whisper od Maybelline w kolorze 130 Pink Possibilities. Niestety nie grzeszy trwałością, ponieważ dość szybko się zjada. Natomiast lubię w niej półtransparentny kolor, który świetnie się sprawdza na co dzień i dopełnia makijaż. Dodatkowo pielęgnuje usta. Nie wysusza ich, a nawet trochę nawilża.

_________
W końcu dobrnęliśmy do końca. Powyżej przedstawiłam kosmetyki, które używam najczęściej i są to moje pewniaki. Nie widzę przeszkód aby kupić je ponownie. W ostatnim czasie bardzo ograniczyłam makijaż i zwykle gdy się maluje używam czegoś z tej puli. Również na zakupach staram się kupować kosmetyki mi potrzebne. Coraz częściej trochę droższe, ale lepszej jakości

 Miałyście, któryś z tych kosmetyków? Co o nich sądzicie?

Naomi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...