Od wczoraj do 19 listopada w Rossmannie będzie trwać promocja 1+1, w której chodzi o to, że kupując jeden kosmetyk, drugi w tej samej cenie lub tańszy będziemy mieć gratis. Nie jestem fanką tej drogerii, ponieważ w chwili obecnej nie tak łatwo mnie zadowolić (myślę, że jest to takie zboczenie zawodowe związane z blogiem). Lubię kosmetyki trudniej dostępne, które coś w sobie mają, a w Rossmannie znajdziemy tylko najpopularniejsze sieciówki. Po mimo to zgromadziłam wszystkie kosmetyki kolorowe, które możemy kupić w Rossmannie. Wspomnę zarówno o dobrych kosmetykach, ale także o takich, których zdecydowanie nie są warte zakupu (takie antyperełki). Na koniec pokaże Wam moje poniedziałkowe (ogromne) zakupy.
Zacznę od kosmetyków do twarzy. Z tej kategorii posiadam tylko dwóch przedstawicieli, a używam właściwie tylko jednego. ;)
Zacznę od kilku słów na temat podkładu z serii Match Perfection z Rimmel (w kolorze 010 Light Porcelain). Powyższej butelki już nie używam, ponieważ minął jej czas na zużycie, a poza tym ostatnio zrezygnowałam z podkładu. Kosmetyk zasługuję na uwagę przede wszystkim ze względu na bardzo jasny kolor. Nie mam pojęcia, który drogeryjny podkład charakteryzuje się równie jasnym odcieniem. Polecam go, ponieważ przyzwoicie krył i długo się utrzymywał. Ładnie się wtapiał i wyrównywał koloryt.
Kolejnym świetnym kosmetykiem z Rossmanna jest korektor z L'oreal, a dokładnie True Match w kolorze 001. Kupiłam go na poprzedniej promocji i od tej pory używam cały czas. Ma świetny, bardzo jasny kolor. Bardzo dobrze kryje, ale również rozświetla, tam gdzie trzeba. Przypudrowany utrzymuje się na twarzy przez wiele godzin. Nie waży się i nie ściera. Zastanawiam się, dlaczego jeszcze nie napisałam o nim dłuższej recenzji. Koniecznie muszę to nadrobić.
Następnie przejdźmy do kategorii oczy.
Zacznę od najtańszego, czyli od srebrnego eyelinera Wibo, który kupiłam w zeszłym roku i użyłam może raz. Zupełnie nie mogę sobie przypomnieć, dlaczego wrzuciłam go do koszyka. W tym momencie nachodzi mnie taka dygresja, żeby zawsze dobrze przemyśleć decyzje o zakupie, a nie wrzucać bezmyślnie do koszyka, bo tanie. Oprócz wyżej wymienionego koloru miałam jeszcze czarny (całkiem ok) i chabrowy (kompletna porażka, kupiona w maju, już zaliczył kosz, jest totalną anty perełką). Wracając do srebrnej wersji, to nie polubiłam go ze względu na dość gęstą konsystencje, Był taki od razu po zakupie. Nie do końca odpowiada mi metaliczny kolor oraz pędzelek, który jest mało precyzyjny.
Następnie przejdźmy do dwóch eyelinerów z L'oreal. Zacznę od Super Liner, który powoli robi się niezdatny do użytku, ale nic dziwnego jeśli został otworzony rok temu. Z chęcią kupię go ponownie, ponieważ ujął mnie trwałością, łatwością malowania oraz genialną głęboką czernią. Bardzo łatwo się go zmywa pierwszym lepszym płynem do demakijażu. Nie podrażnił, ani nie uczulił mnie.
Drugim, a nawet lepszym eyelinerem z L'oreal jest Blackbuster w postaci flamastra. Jest bardzo precyzyjny, charakteryzuje się świetną trwałością oraz tym, że można go używać przez długi czas. Bardzo wolno wysycha, oczywiście chodzi mi o flamaster, a nie o kreskę na oku. Również nie mogę się przyczepić do koloru, który jest bardzo głęboki. Jest to moje odkrycie ostatnich miesięcy.

Natomiast nie do końca się polubiłam z
eyelinerem Maybelline Lasting Drama w kolorze 010 Ultra Violet, Kosmetyk początkowo był zapakowany w kartonik i zaklejony. Wspominam o tym, ponieważ kupując go liczyłam, że będzie miał bardzo miękką, maślaną konsystencje (podobną do Essence, czy Catrice). Niestety bardzo się zawiodłam (dodam, że w cenie regularnej kosztuje około 35 zł). Jest bardzo tępy, ciężko nabrać na pędzelek oraz narysować precyzyjną kreskę. Aby nadawał się do użytku konieczne jest dolanie kilku kropli Duraline. Na plus zaliczam jedynie rewelacyjny kolor. Niestety jest to anty perełka.
Kolejnym kosmetykiem, o którym koniecznie muszę wspomnieć jest tusz do rzęs
Masterpiece Max z Max Factor. Według mnie jest to najlepszy tusz do rzęs jaki dotychczas używałam. Przede wszystkim ma rewelacyjną konsystencje, wspaniałą szczoteczkę i genialny kolor. Bardzo łatwo uzyskać efekt świetnie rozdzielonych, wydłużonych i lekko pogrubionych rzęs. Przy okazji nie skleja ich. W najbliższym czasie koniecznie muszę o nim napisać więcej, ponieważ zdecydowanie jest tego wart. 100 % perełka.
Ostatnimi kosmetykami z kategorii oczy są kremowe cienie
Color Tattoo 24 Hr z Maybelline. W mojej kolekcji posiadam dwa najbardziej neutralne kolory, czyli Pernament Taupe oraz On and On Bronze. O Pernament Taupe
wspominałam tutaj (jest to notka podsumowująca moje zakupy podczas poprzedniej wielkiej promocji) i pisałam, że nie wiem co mną kierowało, kiedy wrzucałam go do koszyka. Wiele z Was używa go do brwi. Ja niestety nie przepadam za takim podkreśleniem, a na powiece wygląda buro i nie współgra z cieniami, które używam. Niestety nie widzę dla niego zastosowania. Leży i się kurzy.
O wiele bardziej zadowolona jestem z drugiego koloru On and On Bronze. Świetnie sprawdza się z czarną kreską w roli dziennego makijażu. Aczkolwiek pod niego muszę nałożyć bazę, ponieważ bez niej po kilku godzinach się roluję. Na bazie jest nie do zdarcia.
Na sam koniec zostawiłam kosmetyki do makijażu ust.
Zacznę od błyszczyków, których nie lubię i nie polecam. Oczywiście chodzi mi o
Rimmel Apocalips. Wiem, że wśród Was jest ich wiele fanek. Ja niestety do nich się nie zaliczam. Moje egzemplarze to Stellar i Solstice. Przede wszystkim nie lubię ich, ponieważ mam duże problemy z ich równym nałożeniem oraz za każdym razem wyjeżdżam za kontur ust. Również sama formuła błyszczyków jest taka, że migrują tam, gdzie nie trzeba. Głównie dotyczy to tego bardziej intensywnego koloru. Natomiast tej drugiej nie lubię, ponieważ formuła i kolor jest taki bazarkowy, wręcz rodem z PRL-u, że mnie postarza. Wyglądam w nim komicznie. W zeszłym roku królowały na blogach i youtubie. Po tylu pozytywnych opiniach liczyłam na coś rewelacyjnego. Niestety bardzo się zawiodłam. Dla mnie zdecydowanie to antyperełki.
Aczkolwiek do gustu bardzo przypadła mi szminka
Color Whisper z Maybelline w kolorze Pink Possibilities. Chociaż bardziej niż szminka pasuje do niej określenie balsam koloryzujący, ponieważ nie wysusza ust, a nawet delikatnie je nawilża. Również kolor, który wybrałam bardzo przypadł mi do gustu, ponieważ świetnie współgra z kolorem moich ust i bardzo dobrze sprawdza się na co dzień. Zdecydowanie polecam i moja perełka.
Na sam koniec przygotowałam jeszcze zbiór swatchy. Miał być jeszcze makijaż wykonany moimi perełkami, ale niestety się nie wyrobiłam. :(
Pisząc tą notkę przypomniałam sobie, że z Rossmanna (Rimmel, Miss Sporty) posiadam jeszcze lakiery do paznokci. Niestety wszystkie zostały w Krakowie.
Na koniec zostawiłam sobie poniedziałkowe zakupy. Kupiłam tylko dwa lakiery, a gdyby nie było promocji pewnie nie kupiłabym żadnego. Wybrałam piaskowy (nr 5) oraz imitujący skórę (nr 3). Za oba zapłaciłam 8 zł z groszami. Nie wiem, czy jeszcze coś kupię. Mam nadzieję, że nie.
Co sądzicie o takim wpisie?
Naomi