Od dłuższego czasu planowałam notkę, w której pokrótce omówię wszystkie posiadane przeze mnie balsamy do ust. Kilkanaście tygodni temu kolekcja trochę się rozrosła, ale od tamtego czasu nie kupiłam żadnej kolejnej sztuki. W mojej kolekcji znajdują się ogólnodostępne kosmetyki oraz takie, za którymi trzeba się szerzej rozejrzeć, ale czy warto?
W mojej hierarchii dość wysokie miejsce zajmują Carmex'y. Kiedyś zużyłam wersję w słoiczku, ale później ze względu na higieniczność aplikacji wybrałam wersję w tubce. Najpierw miętową, a następnie wiśniową. Krąży opinia, że najlepszym działaniem charakteryzuje się wersja w słoiczku, następnie w sztyfcie, a najgorzej tubka. Niestety muszę się z tym zgodzić, choć wersji w sztyfcie nie wiele brakuje do słoiczka.
Pomimo niezbyt dobrego działania powyższe balsamy zyskały moją przychylność głównie ze względu na opakowanie. Dzięki niewielkim wymiarom bez problemu mogę jej nosić w kieszeni spodni, a ciepło nie jest nim groźne. Bardzo lubię lekki blask, który nadają ustom. Dzięki nim aktualnie nie posiadam żadnego błyszczyka. Mam dwa w jednym, błyszczyk oraz kosmetyk pielęgnujący. Właściwości nawilżające nie są najlepsze, ale w porównaniu z innymi nie jest źle. Balsamy do ust w tubce Carmex świetnie się sprawdzają na co dzień, kiedy nie mam większego problemu z tą częścią ciała.

Bardzo kontrowersyjnym aspektem jest zapach, który z pewnością nie każdemu się spodoba. Zwłaszcza wersja miętowa charakteryzuje się mocnym, wręcz drażniącym zapachem. Wersja wiśniowa jest o wiele przyjemniejsza w odbiorze, choć nie pozbawiona wad. Osoby oczekującego prawdziwego wiśniowego zapachu z pewnością będą zawiedzione. Trudno mi wybrać, który z tych dwóch bardziej mi odpowiada, choć chyba bardziej składam się ku wersji wiśniowej.
Balsamy do ust Carmex dostępne są na pewno w Drogeriach Natura, Hebe, Rossmann oraz Super-pharm. Występują w kilku różnych wersjach zapachowych. W zależności od aktualnej promocji kosztują około 9 zł lub mniej. Tubka zawiera 10 g, które należy zużyć w ciągu 24 miesięcy od otwarcia.
Kolejne balsamy do ust, którym chciałabym się dziś bliżej przyjrzeć to znowu Carmex tym razem w wersji w sztyfcie, ale o całkiem nowym limonkowym zapachu oraz Palmer's w wersji oryginalnej.
Z kosmetykami
Palmer's powoli się poznaje. Bardzo lubię kakaowy krem do rąk. Również balsam do ust całkiem przypadł mi do gustu. Ma przyjemny, lekko słodko-czekoladowy zapach. Właściwości pielęgnujące może nie są najlepsze na świecie, ale jest całkiem dobrze. Pokrywa usta powłoczką, która nie sprawia dyskomfortu, a skutecznie chroni przed wiatrem i chłodem. Całkiem nieźle nawilża usta, choć podejrzewam, że gdybym miała bardzo wysuszone usta to nie podołałby wyzwaniu.
Na uwagę zasługuję opakowanie, które nie jest jak zwykle w balsamach do ust w sztyfcie w kształcie walca, a lekko spłaszczone. Również stylistyka opakowania bardzo przypadła do gustu. Jest bardzo spójna z innym kosmetykami tej firmy. Oprócz wersji "original" w aptekach i drogeriach (na pewno Hebe i chyba Natura) znajdziemy jeszcze wersję miętową i wiśniową. Za opakowanie zawierające 4g produktu musimy zapłacić około 10 zł.
Carmex w wersji limonkowej (wraz z waniliową) stosunkowo nie dawno pojawił się w polskich sklepach i z miejsca mnie zainteresował. Początkowo wahałam się nad waniliową wersją, ale ostatecznie do koszyka wrzuciłam ten wariant. Muszę przyznać, że ten balsam ze wszystkich zaprezentowanych w tym poście ma najlepsze właściwości pielęgnacyjne i nawilżające. Wręcz czuć, że działa. Mrowi usta, co może nie każdemu się spodobać, ale mi nie przeszkadza, a nawet to lubię. Myślę, że jako jedyny rozprawiłby się z mocno spierzchniętymi wargami.
Zapach nie jest idealnym odzwierciedleniem limonek, ale jest cytrusowy i bardzo przyjemny dla nosa. Design opakowania jest bardzo podobny do innych kosmetyków do ust Carmex. Bardzo podobają mi się zielone akcenty nawiązujące do limonek. Opakowanie zawiera 4,25 g, które należy zużyć w ciągu 12 miesięcy. Można go nabyć w tych samych miejscach, co wyżej omawiana wersja w tubce.
Następnie chciałabym się bliżej przyjrzeć rokitnikowej pomadce ochronnej z Sylveco oraz balsamowi Balea z shea i olejkiem arganowym.
Pielęgnacja ust od Balea nie jest zbyt popularna. Mówiąc o kosmetykach z Balea, zwykle w pierwszej kolejności mamy na myśli pielęgnacje ciała, a przede wszystkim cudownie pachnące żele pod prysznic. Trudno mi się z tym nie zgodzić, ponieważ wyżej pokazany balsam do ust z olejkiem arganowym i masłem shea niczym nadzwyczajnym się nie wyróżnia. Jest poprawny. Sztyft nie jest zbyt twardy. Jest bardzo delikatny (trudno mi to ująć, ale ma coś w swojej konsystencji takiego, że przyjemnie nim sunąć po wargach). Nawilżenie ust jest na średnim poziomie. Mogłoby być lepiej. Pokrywa usta cienką powloczką zabezpieczającą przed wysuszeniem.
Na uwagę zasługuje zapach, który jest bardzo przyjemny dla nosa. Lekko słodki, mi kojarzy się z waniliowym budyniem (swego czasu wszystko kojarzyło mi się z takim zapachem). Opakowanie jest bardzo proste i oszczędne. Podoba mi się, poza tym w mojej jednej z ulubionych, fioletowej stylistyce. Kosmetyki Balea są dostępne w Drogeriach DM w różnych krajach europejskich. Oprócz niej w asortymencie Balea znajdziemy kilka zupełnie różnych wariantów. Kosztuje około 1€ za 4,8g.

Kosmetyki Sylveco zupełnie nie dawno wtargnęły do polskiej blogosfery i niestety mój zachwyt opada z każdym kolejnym kosmetykiem. Z przykrością muszę stwierdzić, że korzystanie z uroków rokitnikowej pomadki ochronnej nie sprawiło, że ww kosmetyki zyskały w moich oczach. Pomadka ochronna nie zbyt przypadła mi do gustu. Sztyft jest dość miękki, bardzo łatwo nałożyć kosmetyk na usta. Pomimo zachwycającego składu i wielu olejków balsam prawie w ogóle nie nawilża. Pozostawia na ustach klejąca, sprawiająca dyskomfort warstwę. Balsam natłuszcza usta, ale ich nie nawilża.
Wiele osób chwali tą pomadkę za zapach, ale mnie on nie zachwycił. O wiele bardziej podobała mi się budyniowa Balea. Nie mogę nie wspomnieć o okropnym, wykonanym ze słabych surowców opakowaniu. Pomadka po kilku użyciach sama się otwiera, a sama nasadka jest w kilku miejscach popękana. Informacji na głównym opakowaniu jest niewiele i bardzo szybko się ścierają. Więcej informacji znajdziemy na kartonowym opakowaniu, w którym kupujemy balsam. Kosmetyki Sylveco znajdziemy głównie w internecie, ale również warto rozejrzeć się w zielarniach i mniejszych drogeriach. W asortymencie tej firmy znajdziemy w sumie trzy warianty balsamów do ust. Za opakowanie zawierające 4,4g produktu musimy zapłacić około 9 zł.
Ostatnimi kosmetykami, którym chciałabym dziś się przyjrzeć są balsamy do ust amerykańskiej firmy Chapstick. Dowiedziałam się o nich zupełnie przez przypadek od przyjaciółki i oczywiście musiałam coś zamówić na spróbowanie.

Niestety nie mam pojęcia co to są za warianty. Według aukcji na allegro jeden z nich powinien pachnieć jabłkiem, a drugi owocami leśnymi. Mój nos jednak nie wyczuwa pomiędzy jednym i drugim żadnej różnicy. Różnicę można zauważyć jedynie w kolorze sztyftów, ponieważ również działanie jest kropka w kropkę identyczne. Wbrew pozorom Chapsticki mają wiele wspólnego z balsamem do ust z Sylveco. Łączy je m.in. bardzo miękki sztyft, który w tym przypadku jest jeszcze bardziej miękki. W wyższej temperaturze robi się jeszcze bardziej miękki i rozlewa po zamknięciu, co zdecydowanie nie jest estetyczne. Działanie również nie przypadło mi do gustu. Używając jednego, czy drugiego nie dało się nałożyć na usta cienkiej warstwy. Zawsze produktu było za dużo, co zdecydowanie nie było przyjemne. Kosmetyk prawie w ogóle nie nawilża. Dla mnie jest to trochę kolorowej wazeliny i nic więcej.
Wracając do zapachu, to nie mogę go porównać do niczego mi znanego. Jest owocowy, całkiem przyjemny dla nosa i nic więcej. Opakowanie nie przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Jest po prostu zwykłe, nic nadzwyczajnego. Chapsticki występują w wielu różnych wariantach zapachowych. Możemy je kupić na allegro za kilka złotych. Widziałam je również w aptekach.
Podsumowując najbardziej zadowolona jestem z Carmexów, a w szczególności z wersji limonkowej. Uwielbiam w nim nawilżenie oraz efekt mrowienia ust. Na drugim miejscu znajduje się propozycja Palmer's, która ujęła mnie zapachem, opakowaniem oraz całkiem niezłym działaniem. Po pozostałe kosmetyki również sięgam, ale nie robię tego z taką przyjemnością jak po wyżej wymienione.
W końcu dotarliśmy do końca. Kto przeczytał całość?
Używałyście któryś z powyższych balsamów do ust?
Naomi