czwartek, 31 lipca 2014

Zakupy z ostatnich tygodni oraz otwarcie Organique w Katowicach

Dawno nie publikowałam na blogu notki z zakupami. Ostatnia tego typu pojawiła się o zgrozo w maju i to z zakupami z kwietnia. Czas nadrobić zaległości. Przez te kilka miesięcy trochę przybyło mi dóbr, ale nie wszystkie pokaże, ponieważ zostały już porozkładane po domu i po pokoju. Nie przedłużając przejdźmy do sedna.


W ostatnim czasie moją uwagę przykuły dermokosmetyki. Między innymi kupiłam antyperspirant z Vichy. Ostatnio głównie używałam Rexony, ale niestety nie zapewniała mi wystarczającej ochrony, a ten na razie mnie nie zawiódł. Następnie kupiłam zupełnie przez przypadek wodę termalną z Uriage. Dopiero po jakimś czasie zaczęły docierać do mnie jej rewelacyjne opinie. Zdradzę już teraz, że ją pokochałam, jest niezastąpiona. Ostatnim dermokosmetykiem jest żel do mycia twarzy z La Roche Posay. Miałam jego miniaturkę w Glossy Boxie i przypadł mi do gustu. 


Przez ostatnie tygodnie byłam częstym gościem w Biedronce. Na wyprzedaży za 5 zł dorwałam maskę z olejkiem arganowym z Eveline oraz odżywkę z L'oreal Elseve. Kupiłam także mój pierwszy suchy szampon Batiste. Wybrałam wariant Wild, ze względu na wzorek w cętki.


Również na wyprzedaży, ale już za 10 zł przecenione z 24,99 dorwałam zestaw pędzelków a'la Ecotools. Zajmują bardzo mało miejsca, więc najprawdopodobniej będę je przede wszystkim zabierać w podróże.


W lipcu prawie każda blogerka kupiła choć jeden kosmetyk z Ziaja z serii liście manuka. Oczywiście ja musiałam być wśród nich. Skusiłam się na tonik i pastę. Pierwsze testy okazały się bardzo obiecujące.


Przedostatnie zdjęcie przedstawia moje zamówienie z Yves Rocher. Ostatnio ostro wkręciłam się w tą markę, co zdecydowanie nie jest dobre dla mojego portfela. Głównym celem zamówienia było zamówienie dwóch perfum:
  • Śródziemnomorskie lato 75 ml (rewelacyjne pod względem zapachu)
  • Flowerparty 50 ml (bardzo mi przypadły do gustu)
Dla osób nieświadomych, zakupy w YR najbardziej opłacają się online ze względu na częste, atrakcyjne kody. Na przykład, ja skorzystałam z -100 złotych. Oprócz tych perfum wybrałam:
  • krem intensywnie odżywiający do stóp 2 sztuki
  • szampon stymulujący przeciw wypadaniu włosów
  • odzywkę odbudowująca
  • szampon-żel pod prysznic mięta
  • peelingujący żel pod prysznic jeżyna
  • balsam regenerujący do ust 
  • zestaw żeli pod prysznic zielona herbata i zielona cytryna
W gratisie otrzymałam:
  • wodę toaletową Flowerparty 30 ml
  • Sebo Vegetal żel-krem przeciw niedoskonałościom cery
Nie bądźcie przerażone, nie wszystko zostawiłam dla siebie.

Ostatnią rzeczą, którą chcę Wam pokazać jest przesyłka od Organique z okazji otwarcia ich pierwszego stoiska w Katowicach. Otrzymałam peelingującą piankę, mydełko, wosk do kominka oraz garść próbek. Całość cudownie egzotycznie pachnie.


Przy okazji chciałabym Was poinformować o oficjalnym otwarciu już jutro w galerii Silesia City Center, na którym najprawdopodobniej również się pojawię. 


Miałyście któryś z powyższych kosmetyków?

O czym chciałybyście przeczytać w pierwszej kolejności?

Kto się przyjdzie na otwarcie?

Naomi

wtorek, 29 lipca 2014

Ostatnio zużyte kosmetyki (Alverde, Balea, Yves Rocher, Cleanic, Garnier)

Stosunkowo nie dawno pokazywałam Wam sporą torbę zużytych kosmetyków. Dzięki temu post był bardzo długi, dlatego postanowiłam pisać taki post, kiedy uzbieram około 10 opakowań. W ostatnim czasie zużyłam aż trzy żele pod prysznic i dwa szampony. Jest to spowodowane faktem, że kilka kosmetyków miałam prawie zużyte w Krakowie i po powrocie do domu je skończyłam wraz z tymi, co jeszcze tutaj zalegały.


Tym razem moja gromadka 10-ciu kosmetyków jest wyjątkowo kolorowa. ;)


Na początek żele pod prysznic.

Yves Rocher kwiaty cytrusów
Nie przepadam za kwiatowymi zapachami, ale ten wyjątkowo przypadł mi do gustu. Podoba mi się jego cierpkość i cytrusowa nuta. Nieźle się pieni. Dobrze spełnia rolę żelu pod prysznic. Nie podrażnia. Niestety cechuje się słabą wydajnością oraz nie podoba mi się jego regularna cena, która w stosunku do pojemności jest nieadekwatna. 

Balea borówkowy żel pod prysznic
Trochę się za nim nachodziłam niż go dopadłam. Ciągle był wykupiony. Ma bardzo ciekawy zapach, choć nie bardzo przypomina jagody. Dobrze się pieni i myje. Zastrzeżenia mam do konsystencji, która jest bardzo rzadka i się przelewa przez palce. W związku z tym jest bardzo niewydajny, ale ma bardzo przyjemną cenę, więc mu to wybaczam.

Balea hawajski ananas
Miałam go zachomikowany od zeszłego roku i nadal uważam, że jest rewelacyjny. W ogóle chciałabym zauważyć, że tegoroczna edycja limitowana żeli pod prysznic w żadnym stopniu nie umywa się do zeszłorocznej. Żel cudownie pachnie, dobrze się pieni i myje. W porównaniu z poprzednikiem jest o wiele bardziej wydajny.


Włosy

O tej serii pisałam w poprzedniej notce, że się niestety u mnie nie sprawdziła. Odżywka wygładzała włosy tylko pierwszego dnia po umyciu. Kolejnego nie mogłam ich rozczesać. Nie polubiłam się z nią.

Trochę lepiej się sprawdził niż odżywka z tej samej serii. Nieźle mył i pienił się, ale opakowanie w postaci tubki nie przypadło mi do gustu.

W tym towarzystwie ten szampon najbardziej przypadł mi do gustu i nawet rozważam zakup kolejnego opakowania. Przede wszystkim cudownie pachnie, świetnie się pieni i dobrze myje włosy. Nie obciąża ich nie przetłuszcza. Myślę, że to jest odkrycie ostatnich tygodni.


Różności

Yves Rocher płyn dwufazowy z bławatkiem
Słyszałam o nim sporo dobrego, więc jako fanka dwufazowych płynów do demakijażu musiałam spróbować i się nie zawiodłam. Szybko rozprawia się z tuszem, cieniami, czy czarnym eyelinerem. Nie podrażnia oczu i nie zostawia tłustej warstwy. W najbliższym czasie pojawi się na jego temat szersza opinia.

The Secret Soap Store krem do rąk z 20% masła shea o zapachu zielonej herbaty
W zeszłym roku zachwycałam się tą marką, ale teraz mój entuzjazm opadł. Krem przyjemnie pachniał, dobrze nawilżał, ale ze względu na dużą zawartość masła shea długo się wchłaniał. Zwykle używałam go do stóp. Do dłoni preferuje ostatnio coś lżejszego.

Alverde matujący krem do twarzy z limetką i jabłkiem
Męczyłam się z tym kremem dość długo, ponieważ szkoda mi było go wyrzucić, ale niestety mogę wymienić tylko dwie jego zalety. Mianowicie bardzo przyjemny zapach oraz opakowanie, które jest o wiele bardziej higieniczne od słoiczka. Poza tym krem ma bardzo lejącą konsystencje. Długo się wchłania i skóra się lepi. W ogóle nie matuje, a przede wszystkim negatywnie działa na cerę. Nigdy więcej.


Cleanic płatki kosmetyczne z proteinami jedwabiu
Zazwyczaj wybieram najtańsze płatki kosmetyczne, ponieważ i tak wylądują w koszu. Czasami mam ochotę jednak na coś droższego, dlatego wybór padł na jedne z droższych w sklepach płatków, czyli Cleanic, Kiedyś porównywałam je z Sephorą i Lilibe, i zdecydowanie wypadły najgorzej. Od tego czasu się nie zmieniły. Nadal grube, rozwarstwiające się. Na pewno nie kupię ich ponownie.

Na razie tyle. Zastanawiam się, kiedy zbiorę kolejne 10 pustych opakowań.

Miałyście któryś z powyższych kosmetyków?

Naomi

środa, 23 lipca 2014

Balea: szampon i odżywka do włosów długich z serii profesjonalnej

W mojej kosmetyczce bardzo często przewijają się kosmetyki z Balea. Najczęściej decyduje się na pielęgnacje ciała, rzadziej włosów. Zwykle moje włosy nie współpracują zbyt dobrze z tymi kosmetykami, a już kompletną klapą był głębokooczyszczający szampon z kolekcji profesjonalnej. Po tym miałam zamiar sobie odpuścić tą serię, ale niedługo po tym pojawiła się zapowiedź serii do włosów długich i postanowiłam dać jeszcze jedną szansę.


Kosmetyki Balea są dostępne przede wszystkim w drogeriach DM (np. w Niemczech, Czechach...) oraz w polskich sklepach internetowych i na allegro. W Niemczech szampon i odżywka kosztują po 1,45 €. W Polsce kupując online trzeba zapłacić co najmniej 10 zł. Z serii do włosów długich znajdziemy jeszcze 1 minutową maskę. Szampon ma pojemność 250 ml, a odżywka 200 ml.


Zarówno szampon i odżywka znajdują się w plastikowych tubach zamykanych klapką. Początkowo takie rozwiązanie mi się bardzo podobało, ponieważ wydawało się faktycznie bardziej profeszional. Niestety nie sprawdziło się, kiedy musiałam wyciskać szampon jedną ręką (nie było okazji się "pochwalić", że złamałam palec). Tubki są wykonane z dość grubego plastiku i nawet dwoma dłońmi wydobyć resztki. 


Oba kosmetyki mają dość rzadką konsystencję, przez co wylewały się z opakowań. Mają przyjemny zapach. Nie jestem w stanie go do niczego porównać, ale kojarzy mi się z zapachem, którym charakteryzują się kosmetyki używane w salonach fryzjerskich.

Szampon jest półprzezroczysty o białym zabarwieniu, a odżywka zupełnie biała. Zestaw jest całkiem wydajny. Nie zauważyłam, żeby szybko go ubywało, a chciałabym zauważyć, że używałam tego zestawu razem. Nie pamiętam, żebym wymieniała jeden, czy drugi kosmetyk na inny. Aczkolwiek wyjątkowo szampon zużyłam szybciej, ale wydaję mi się że jest to spowodowane tym, że myję włosy dwa razy.


Jak wspomniałam używałam tego zestawu razem, więc myślę, że tak najlepiej mogę ocenić jego właściwości. Chciałabym jeszcze dodać kilka słów o moich włosach. Zdecydowanie lubią emolienty, o wiele gorzej służą nim proteiny. Niestety przed zakupem tego zestawu nie spojrzałam w skład i nie zauważyłam, że sporo tych drugich znajduje się w składzie. Obawiałam się użyć tych kosmetyków, ale ciekawość przezwyciężyła i niestety nie do końca jestem zadowolona.

Szampon

Szampon dobrze oczyszczał włosy, ale niestety przy okazji je plątał. Nie spowodował żadnych niefajnych rzeczy na skórze głowy. Nie przetłuszczał jej. Włosy zachowywały standardową świeżość (u mnie do trzech dni). Po użyciu szamponu dość trudno było rozczesać, dlatego konieczne było użycie odżywki.

Odżywkę nakładałam zawsze na długość włosów, nigdy na skórę głowy. Całkiem dobrze radziła sobie z poplątanymi kosmykami, były wygładzone. Zauważyłam, że najlepiej włosy umyć i dać nim czas wyschnąć. Pójście spać było wykluczone, ponieważ rano po mimo użycia odżywki, włosy bardzo trudno było rozczesać (przy użyciu Tangle Teezera i odżywki w sprayu z Aussie). Gdy dawałam nim wyschnąć to pierwszego dnia po umyciu wyglądały ślicznie. Były lśniące i lejące. Nie puszyły się. Natomiast kolejnego było gorzej. Końcówki wywijały się w każdą stronę, puszyły się. Wyglądały na brzydkie i zniszczone. Ciężko było je rozczesać. Jeszcze gorzej sprawa wyglądała, gdy używałam tylko tego zestawu prze dłuższy czas, dlatego konieczne było robić przerwy i używać jeszcze czegoś innego.

Odżywka

Podsumowując nie jestem zadowolona z tego zestawu. Jedynymi plusami jakie mogę wymienić są fakty, że wiem na pewno, że proteiny nie służą moim włosom oraz to, że w najbliższym czasie w mojej kosmetyczce nie pojawi się nic z Balea do włosów.

Co sądzicie o kosmetykach z Balea do włosów?

Naomi

środa, 16 lipca 2014

Trochę dłużej o kartach lojalnościowych (Douglas, Hebe, Jaśmin, Sephora, Yves Rocher, Super-pharm)

Uwielbiam kosmetyki, a co za tym idzie zakupy, ale czym byłyby zakupy, gdybym nie mogła czegoś kupić ze zniżką, dostać gratis lub skorzystać ze specjalnej oferty. Niestety bardzo często takie oferty przeznaczone są dla klubowiczów/posiadaczy kart lojalnościowych. W moim portfelu nazbierało się już sześć kart do różnych drogerii. Niektóre głównie zabierają miejsce, ale są takie, z których bardzo często korzystam. Dzisiaj przyjrzę się nim bliżej z perspektywy studentki i konsumentki.


Na początek karta LifeStyle z Super-Pharm. Jedna z rzadziej używanych przeze mnie z bardzo prozaicznego powodu. Mam do tej drogerii bardzo daleko, a w Krakowie, gdzie studiuje nie zawsze po drodze.

Można ją wyrobić bardzo szybko w drogerii wypełniając formularz lub zrobić to samemu przez internet i pokazać go konsultantce.


Po mimo, że mam bardzo rzadko okazje korzystać z tej karty, to bardzo ją lubię. Przede wszystkim dla posiadaczy karty są specjalne promocje. Np ostatnio dla wszystkich było -20% na kosmetyki Vichy, a posiadacze karty mieli jeszcze dodatkowe 5%, razem -25%. Oprócz tego za każde zakupy zbiera się punkty (1 za każde wydane 5 zł), które można zamienić na kosmetyki i inne. Dodatkowo każdy klubowicz co dwa tygodnie dostaje spersonalizowane (niestety tylko z nazwy) kupony na kosmetyki, żywność, chemie. Czasami pojawiają się bardzo korzystne, ale również takie, gdzie rzecz jest tańsza gdzieś nawet bez promocji.


Innym fajnym aspektem posiadania karty Lifestyle jest to, że czasami się pojawiają akcję, w których można zdobyć katalogi kosmetyków z próbkami. Mi się udało dwa razy załapać i do domu przyszedł najpierw katalog z Vichy, a nie dawno coś podobnego było z La Roche Posay.


Kolejna karta którą posiadam jest z Yves Rocher. Mam ją już od roku, ale dopiero od nie dawna na regularnie z niej korzystam. Zakładając ją, dostajemy m.in. pakiet próbek, torbę ekologiczną i zestaw zniżek. Na karcie zbieramy pieczątki (1 punkt to wydane 10 zł). Po zebraniu 20 pieczątek możemy wybrać kosmetyk za 20 zł (i zacząć zbierać pieczątki na pierwszym poziomie od nowa) lub przejść na następny (drugi) poziom. Nadal zbieramy pieczątki. Po ich zebraniu możemy sobie wybrać kosmetyk za 50 zł (i rozpocząć zbieranie pieczątek na pierwszym poziomie od nowa) lub przejść na trzeci poziom. Po zebraniu pieczątek na trzecim poziomie możemy sobie wybrać kosmetyk za 90 zł i rozpoczynamy zbieranie pieczątek od początku.


Oprócz zbierania pieczątek dla stałych klientów czekają jeszcze inne okazje. Po dwóch miesiącach od założenia karty na adres domowy zaczynają przychodzić co miesiąc ulotki z ofertami (m.in. -30%, -40%. -50% na jeden kosmetyk; przy dowolnym zakupie gratis; dodatkowe pieczątki etc...). Ogólnie nie warto w tym sklepie robić zakupów bez karty, ponieważ ceny standardowe są zbyt wysokie, a dzięki ulotkom można co nieco zaoszczędzić. Poza tym zakupy w Yves Rocher najbardziej opłacają się online, ale o tym w innym poście.


Następnie przyszedł czas na kartę z Hebe. Drogeria jest jedną z moich ulubionych, ponieważ można kupić tam kosmetyki, które trudno dostać gdzie indziej. Niestety karta nie jest moją ulubioną. Bardzo łatwo ją założyć w każdym sklepie (przez internet też chyba się da). Po pewnym czasie od założenia dostajemy na mejla bon -10 zł przy zakupach za 40 zł i w tym momencie kończą się dla mnie korzyści. Dzięki niej możemy za 5 zł mieć wykonany makijaż dzienny (wieczorowy też jest tańszy) oraz możliwość korzystania ze specjalnych promocji dla posiadaczy karty. Dla mnie w porównaniu do innych kart lojalnościowych to trochę mało.


Również mam dwie karty z perfumerii. Pierwsza jest z Sephory. Tutaj również jej założenie nie wymaga wiele. Przy pierwszych zakupach wypełniamy specjalny formularz i otrzymujemy kartę White. Po 4 transakcjach lub zakupach na kwotę 650 zł otrzymujemy pocztą nową kartę Black i kupon -10% na cały asortyment. Następnie co 4 transakcje lub zakupy za 650 otrzymujemy kolejne kupony -10%. Jeśli robimy często zakupy w Sephorze na wysokie sumy, to wtedy możemy otrzymać kartę Gold (mi to na razie nie grozi). Oprócz tego co jakiś czas odbywają się dni Vip i -20% na cały asortyment lub 3 za 2 na markę Sephora itd. Warunkiem z korzystania z tych promocji jest posiadanie karty.


Przedostatnią karta, którą posiadam jest z perfumerii Douglas. Z niej korzystam zdecydowanie najrzadziej i póki co zabiera tylko miejsce w portfelu. Przy zakupach wypełniamy formularz (kartę można też założyć online) i dostajemy tymczasową kartę. Po jakimś czasie dostajemy imienną i zaczynamy zbierać punkty. Za każde wydane 2 zł jest jeden punkt. Gdy zbierzemy 450 punktów, to wtedy otrzymujemy bon na 40 zł. Poza tym czasami zdarzają się jakieś specjalne oferty dla posiadaczy karty. 


Ostatnią karta, a raczej kupon rabatowy pochodzi z drogerii Jaśmin na Długiej z Krakowa. Jak widzicie obowiązuje tylko w dwóch miejscach, ale po mimo to myślę, że warto o niej wspomnieć. Możliwe, że już słyszałyście o tej drogerii, ponieważ można tam kupić kosmetyki, które są dostępne głównie online (m.in. Sleek, Maestro, rosyjskie i inne). Myślę, że poniższy kupon rabatowy jest korzystny, ponieważ za zakupy powyżej 30 zł dostajemy pieczątkę. Za zebranie trzech pieczątek jest -20% na kolejne zakupy. Na pewno warto zajrzeć do niej będąc w Krakowie.


To już wszystkie karty, które posiadam. Wiem trochę ich sporo, ale z każdej częściej lub rzadziej korzystam. Najbardziej lubię karty z Super-pharm i Yves Rocher. W ich przypadku widzę, że ich posiadanie ma sens. Zupełnie odwrotne zdanie mam w stosunku do kart z Douglasa i Hebe. Czasami myślę, że tylko ładnie wyglądają. Zwłaszcza zastrzeżenia mam do Hebe, gdzie kupuję dość często.

Posiadacie karty lojalnościowe do drogerii?

Są zbędne, czy potrzebne?

Naomi









piątek, 11 lipca 2014

Pat&Rub: balsam do rąk z wyższej półki z trawą cytrynową i kokosem

Kremy do rąk są moimi jednymi z ulubionych kosmetyków. Zwykle mają niewielką pojemność i przyjemną cenę, a wyniku tego mogę je często zmieniać. Przez moją kosmetyczkę przewinęło się już sporo rozmaitych tubek. Początkiem stycznia postanowiłam zaszaleć i kupić naturalny balsam do rąk PAT&RUB sygnowany przez Kingę Rusin. Nie jest to jedyny kosmetyk tej marki w mojej kosmetyczce. Posiadam jeszcze peeling do ust, o którym więcej napiszę wkrótce. Natomiast dziś w roli głównej występuje balsam do rąk z trawą cytrynową i kokosem.


Gustowne opakowanie zawiera 100 ml kremu, które należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Według producenta kosmetyki Pat&Rub zawierają 100 % naturalnych składników bez zbędnego syfu. Pośród całej gamy kosmetyków znajdziemy kilka różnych linii zapachowych (rozgrzewająca, otulająca, hipoalergiczna etc..). Balsam do rąk kupiłam w Sephorze za 45zł, ale można go również dostać w sklepie internetowym Pat&Rub, gdzie czasami można trafić na ciekawe przeceny.


Na szczególną uwagę zasługuję opakowanie typu air less. Tego typu opakowania są moimi ulubionymi, ponieważ powietrze nie ma dostępu do zawartości. Całość prezentuje się bardzo ekskluzywnie i bardzo mi się podoba. Na opakowaniu zawarte są tylko najistotniejsze informacje. Niewielkim minusem jest fakt, że opakowanie jest sporych rozmiarów i zajmuje dużo miejsca np w torebce.

Kontrowersyjnym aspektem jest zapach, który czasami mi się podoba, ale znacznie częściej jest dla mnie zbyt ciężki i duszący. Prawie w ogóle nie wyczuwam w nim kokosu, tylko trawę cytrynową. 

Natomiast przypadła mi do gustu konsystencja tego kosmetyku, która jest dość gęsta. Nie ma nic wspólnego na przykład z balsamami Balea (tymi 300 ml, z pompką), które są bardzo lekkie. Balsam Pat&Rub ma dość treściwą konsystencję, dzięki której jest bardzo wydajny. Niewielka ilość wystarczy na obie dłonie.


Pozostało nam się tylko rozprawić z najistotniejszą kwestią, czy działanie jest warte prawie 50 zł? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie. Krem ma dość bogatą formułę, ale można łatwo i szybko go rozsmarować. W zadziwiającym tempie się wchłania, poprzednicy zwykli sprawdzać moją cierpliwość. Pozostawia skórę bardzo dobrze nawilżoną przez kilka godzin. Dłonie są niebywale przyjemne w dotyku. Nie pozostawia tłustej warstwy, której nadzwyczajnie nie lubię. Dzięki pompce mogę dokładnie dozować kosmetyk (uwielbiam je).  

Podsumowując jestem bardzo zadowolona z działania, którego dotychczas nie zapewnił mi żaden drogeryjny krem. Niestety nie do końca jestem przekonana do zapachu. Kupując kolejne opakowanie z pewnością wybrałabym inny wariant zapachowy. Również na minus przemawia jego cena, która na studencką kieszeń jest zbyt wysoka, ale myślę, że działanie jest tego warte.

Naomi

poniedziałek, 7 lipca 2014

Garnier Fructis: egzotyczna pielęgnacja włosów

Dziś przyszedł czas na recenzję odżywki i szamponu do włosów z serii Garnier Fructis. Serią zainteresowałam się już bardzo dawno temu, ale dopiero w tym roku postanowiłam kupić i od razu zaszaleć wrzucając cały zestaw do koszyka. Bardzo rzadko mi się to zdarza, ponieważ często kosmetyki z tej samej  serii nie dają u mnie rady.



Wydawać się mogło, że ze znalezieniem tego zestawu nie powinno być problemu. Nic bardziej mylnego. Niektóre kosmetyki z serii Fructis są dobrze dostępne. Kupimy je nawet w Rossmannie, ale za tą serią trzeba się nachodzić. Na pewno kupimy ją w Super-pharm, których nie jest w Polsce zbyt dużo oraz w drogeriach no name. 

Butelka szamponu zawiera 400 ml (nie wiem, czy jest dostępna mniejsza pojemność) i kosztuje około 12-13 zł. W promocji nawet poniżej 10 zł. Natomiast odżywka ma pojemność 200 ml i kosztuje poniżej 10 zł. W gamie Fructis znajdziemy sporo różnych wariantów zapachowych przeznaczonych do różnych rodzajów włosów. Ja jednak nie miałam z nimi styczności, ale mam nadzieję, że pachną równie pięknie.


Zarówno szampon i odżywka znajdują się w bardzo optymistycznych żółtych butelkach. Bardzo fajnie wyglądają razem w łazience. Są wykonane z dość miękkiego plastiku, dzięki któremu łatwo wydobyć zawartość. Nie podoba mi się, że nie można odkręcić części z zamknięciem. Nie jest to minus, ale lubię wykorzystać kosmetyk do ostatniej kropelki.

Na uwagę zasługuję wygląda etykiet, które zwracają na siebie uwagę i zawierają tylko najistotniejsze informacje.

Otwory przez, które wydobywa się zawartość butelek są odpowiedniej wielkości i dozują pożądaną przez nas ilość kosmetyku.


Największym atutem tego zestawu jest nieziemski, owocowo-egotyczny zapach. Nie mam pomysłu z czym go porównać, ale na pewno nie ma w sobie ani jednej chemicznej nuty. Czasami myślę sobie, że tak się staramy żeby sprowadzić sobie cudownie pachnące szampony np z Balea, a coś podobnego mamy tuż pod nosem. Co prawda trochę droższe, ale przykładowa Balea z wysyłką również nie wychodzi tak korzystnie.


Bardzo przypadła mi do gustu gęsta, żelowa konsystencja szamponu, która nie przelewa się przez palce. Dzięki temu jest bardzo wydajny. Zdążyłam zużyć już odżywkę, a szamponu używam nadal. Wystarczy niewielka jego ilość na moje długie włosy. Wyśmienicie się pieni, a piana jest gęsta i bardzo przyjemna.

Natomiast odżywka jest o wiele rzadsza od szamponu, ale nadal nie przelewa się przez palce i nie spływa. Myślę, że jej wydajność jest standardowa. Użyłam jej kilkanaście razy i to dość bogato. 


Wiem, że ta seria nie każdemu przypadła do gustu, ale ja ją bardzo polubiłam zwłaszcza szampon, który nie ma typowego SLS tylko łagodniejszy ALS. Po mimo tej zmiany szampon bardzo dobrze doczyszczał moje włosy i do kolejnego mycia zachowywały wspaniały wygląd. Nie powodował, że szybciej się przetłuszczały, a nawet wprost przeciwnie. Miałam wrażenie, że lepiej myje niż inny szampon z rasowym SLS-em. Nie podrażniał skóry głowy. Włosy po umyciu wspaniale egzotycznie pachniały. Niestety trochę plątał włosy i koniecznym jest zastosowanie odżywki.

Odżywka w tym zestawie jest tym słabszym ogniwem, ponieważ mogłaby ją zastąpić tymi, które o wiele lepiej się u mnie sprawdziły. Ta nie jest zła, ale znam lepsze. Na jej korzyść przemawia zapach, który pozostaje na włosach przez co najmniej jeden dzień. Całkiem nieźle wygładza włosy. O wiele łatwiej je rozczesać. Po wysuszeniu dobrze się układają i są proste przez cały dzień. Niestety trochę się puszą.

Zestaw jest określany jako wzmacniający. Niestety nie zauważyłam na nich takiego działania, ale były widocznie bardziej lśniące i przyjemne w dotyku.


Jak wspominałam wcześniej, producent wpadł na "wspaniały" pomysł zmiany wyglądu opakowania i dodanie dwóch dodatkowych składników w mniej więcej połowie składu. Na szczęście czytałam, że nowa wersja niewiele różni się działaniem od starej. Ja już zaopatrzyłam się w kolejną butelkę odżywki, ale w nowej wersji.


Podsumowując bardzo polubiłam ten zestaw. Świetnie sprawdza się na co dzień. Nie jest pozbawiony wad, ale mi przypadł do gustu i nie wykluczam kolejnych opakowań. Na uwagę zasługuję przede wszystkim cudowny egzotyczny zapach.

Miałyście okazje czegoś używać z gamy Fructis?

Naomi

sobota, 5 lipca 2014

Kontener śmieci, czyli o zużyciach z ostatnich miesięcy

Dziś przyszedł czas na notkę, którą miałam napisać w kwietniu, początkiem maja. Oczywiście rozchodzi się o zużycia. Niestety wyszło inaczej. Zastanawiałam się nawet, czy sobie nie odpuścić tej notki, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że wiele z tych kosmetyków nie miało swojej odrębnej decyzji. Domyślam się jednak, że jesteście ciekawe mojej opinii na temat poniższego stosu. 


Niestety kilka pustych opakowań powędrowało przez przypadek do kosza, a chcę o nich wspomnieć, więc mam nadzieję, że nic się nie stanie, że zaczerpnę zdjęcia z internetu.


Sleek Line maska do włosów 
Niestety nie polubiłam się z tą maską. Zawiera bardzo dużo protein w składzie, których moje włosy nie tolerują. Po jej użyciu nie chciały się układać, bardzo trudno było je rozczesać. Żyły własnym życiem. Męczyłam ją dość długo. Na pewno nie kupię ponownie.

Deba odżywka do włosów
Kupiłam ją w Biedronce, gdy wszyscy kupowali i się nią zachwycali. Niestety u mnie się nie sprawdziła, ponieważ nie robiła dosłownie nic. Nie wygładzała włosów, ani nie ułatwiała rozczesywania. Podobny efekt byłby gdybym umyła włosy i zostawiła samym sobie. Końcówkę zużyłam do golenia nóg.

Marion natura silk jedwab do włosów
Końcówka tego kosmetyku leży i leży, i nie mam ochoty jakoś jej zużyć. Od dłuższego czasu nie używam takiego typu kosmetyków oraz nie odczuwam potrzeby aby ponownie zacząć. Pomimo to pamiętam, że był to całkiem przyzwoity kosmetyk.


Alverde delikatny szampon
Ostatnio rzadko używam naturalnych kosmetyków. Chwilowo moją łazienkę zdominowały zwykłe, drogeryjne szampony, ale ten wyjątkowo dobrze się u mnie spisał. Miał ładny, nienachalny zapach, również dobrze się pienił i mył moje kłaki. Na pewno do niego wrócę, a nawet kolejna butelka czeka w zapasach.

Szampon rumiankowy
Nie pamiętam jakiej był firmy, ponieważ na opakowaniu brak tej informacji, a dodatkowa ulotka już dawno zaginęła. Z szamponu byłam bardzo zadowolona. Miał dość krótki skład, ale świetnie doczyszczał moje włosy.

Z tym gagatkiem niespecjalnie się polubiłam. Z technicznej strony nie mogę mu nic zrzucić. Miał ładny zapach, dobrze się pienił, ale tak głęboko oczyszczał, że podrażniał mi skórę głowy. Na pewno nie kupię ponownie. Przy okazji wspomnę, że kończę inny zestaw z innej serii profesjonalnej Balea i ona całkiem dobrze się u mnie sprawdziła. Niedługo pojawi się coś więcej. :)


Niestety była to edycja limitowana. Szkoda, ponieważ żel był godny zainteresowania. Miał bardzo intensywny kokosowy zapach. W znaczący sposób ułatwiał depilację, choć czasami zdarzało się, że podrażniał moją skórę. Na pewno nie jest to mój ostatni żel do golenia z Balea.

Rexona Happy antyperspirant
Dobrze się u mnie sprawdził. Zapewniał ochronę przez wiele godzin. Nie wykluczam w przyszłości kolejnego opakowania. Na razie zaopatrzyłam się w wariant Sexy.

Bardzo fajny lekki kremik o cudownym zapachu. Może nie miał wspaniałych właściwości nawilżających, ale lubiłam w nim to, że szybko się wchłaniał i pozostawiał skórę gładką oraz przyjemną w dotyku. Niestety już nie do dostania, ponieważ wchodził w skład edycji limitowanej.

Miałam kilka od nich kremów do rąk i muszę stwierdzić, że ten wariant najbardziej przypadł mi do gustu. Ma rewelacyjny ciasteczko zapach, który bardzo przypadł do gustu mojemu nosowi. Ma bardzo dobre właściwości pielęgnacyjne, choć wolałam go stosować na noc, ponieważ bardzo długo się wchłaniał.

Sylveco regenerujący krem do stóp
Najbardziej spodobał mi się jego ziołowy zapach rozmarynu(?), ale niestety tylko tyle. Zawiodły mnie jego właściwości pielęgnacyjne, a właściwie ich znikoma ilość. Słabo nawilżał i regenerował skórę. Pozostawiał na stopach nieprzyjemny oleisty film. Z pewnością nie wart pieniędzy, które trzeba za niego zapłacić.


Original Source żel pod prysznic raspberry&vanilla
Żel musiał czekać na swoją premierę aż rok. Zaczęłam go używać końcem zimy i to był najlepszy okres dla niego, ponieważ zapach nie był duszący, a przyjemnie otulał. Poza tym niczym nie zaskoczył, ani zniechęcił. Przyzwoity żel pod prysznic, do którego mogę kiedyś wrócić.

Bardzo fajne kosmetyki. Mają świetne właściwości. Cudownie pachną, a przystępna cena zachęca do zakupu.


Mój ulubiony kosmetyk z tej kategorii. Niestety już wycofany nad czym głęboko ubolewam. Świetnie matowił, nie ciemniał i przez wiele godzin utrzymywał się na twarzy.

Również bardzo fajny puder, ale chyba nie polubiłam go aż tak jak ten z p2, ponieważ nie jest niebieski. Poza tym zdecydowanie godny polecenia. Dobrze matuje i utrzymuje się przez wiele godzin.

Bourjois healthy balance puder do twarzy
Z tym kosmetykiem zupełnie się nie polubiłam. Dziwnie wyglądał na twarzy i był trochę za ciemny pomimo najjaśniejszego odcienia. Słabo matował. Zużyłam mieszając z innymi pudrami.


AA cera mieszana krem nawilżająco-matujący 24H
O tym kosmetyku niestety nie pojawiła się recenzja, a uważam że powinna. Krem bardzo dobrze się u mnie spisał. Świetne nawilżył moją przesuszoną skórę. Ma bardzo fajną lekką formułę, która szybko się wchłania. Bardzo dobrze sprawdza się jako krem pod makijaż.

Niestety ten krem mnie rozczarował. Kupiłam go, ponieważ liczyłam, że będzie dobrym zabezpieczeniem skóry przed zimnymi temperaturami oraz będzie dobrze nawilżał. Na nieszczęście nie podołał temu zadaniu. Oblepiał skórę warstwą olejków, która się nie chciała wchłaniać. Zużyłam go, ale powrotu na pewno nie będzie.

Nie wyobrażam sobie kosmetyczki bez płynów dwufazowych. Bardzo często je zmieniam, ale czasami zdarzają się powroty, jak w tym przypadku. Na plus muszę zauważyć, że Bielenda zmieniła opakowanie i dlatego skusiłam się na kolejną butelkę. Płyn się świetnie sprawdził. Polecam go.

Tołpa dermo face strefa t matujący płyn micelarny-tonik 2w1 do mycia twarzy
Również o tym kosmetyku nie pojawiła się jeszcze szersza opinia, ale nic straconego, ponieważ kolejna butelka czeka w kolejce. Z powyższego można wywnioskować, że bardzo polubiłam ten kosmetyk. Świetnie odświeża skórę i przygotowuje do kolejnych zabiegów pielęgnacyjnych. Muszę zaznaczyć, że używałam go jedynie jako toniku. Tylko raz spróbowałam nim zmyć makijaż i szybko zrezygnowałam. :)

Zacznijmy od tego, że delikatny jest tylko z nazwy. Nie polubiłam tego kosmetyku. Wysuszał, podrażniał i miał kijową pompkę. Było to kolejne podejście do kosmetyków Green Pharmacy i zdecydowanie ostatnie.


Bardzo dobrze nawilżone do ostatniej chusteczki. Nie zmywam nimi makijażu, tylko swatche podkładów, cieni, kredek z rąk etc... W tej roli sprawdzają się doskonale.

Rival de Loop chusteczki do demakijażu 
Używałam ich w bardzo podobny sposób jak ww i również sprawdzały się bardzo dobrze. Jednakże wychodzą o wiele mniej korzystnie cenowo.

Go Pure chusteczki odświeżające
Całkiem ok, świetnie sprawdzały się w kryzysowych sytuacjach.


Płatki Ebelin
Jedne z lepszych, które używałam. Nie rozwarstwiają się. 

Maseczki L'Biotica Biovax
Najbardziej wyróżniła się ta po środku. Może skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie.

Testery mydełek The Secret Soap Store
Zebrało mi się ich kilka w różnych wariantach. Były bardzo wydajne i nie wysuszały dłoni.

Yankee Candle sampler Vanilla Lime
Zapach bardzo przypadł mi do gustu, ale po zapaleniu nie był bardzo wyczuwalny.



Teraz kilka słów o kosmetykach, które ujrzały kosz nim zrobiłam im zdjęcie.

Garnier mineral invisiclear
Największy bubel w kategorii antyperspirantów od kilku lat. Po pierwsze był bardzo lejący, aż tak, że całe opakowanie się lepiło. Po drugie długo zasychał. Po trzecie w ogóle nie chronił. Nawet nie wykonując dużego wysiłku byłam cała mokra. Zdecydowanie nie polecam.

Bourjois płyn dwufazowy
Bardzo fajny płyn dwufazowy i przede wszystkim wydajny. Kosztuje trochę więcej niż inne płyny, ale ma także większą pojemność. Szybko rozpuszcza makijaż oka. Nie podrażnia i zostawia tłustej warstwy. Jako wadę muszę zaliczyć kijowe otwieranie, a przede wszystkim tą kuleczkę, która po pewnym czasie mi się złamała. Mimo wszystko polecam.

Garnier Fructis Fruity Passion odżywka do włosów
O niej i szamponie do włosów pojawi się w najbliższych dniach recenzja, ponieważ uważam, że jest godna uwagi. Cudownie pachnie oraz ma całkiem dobre właściwości pielęgnacyjne. Dość dobrze wygładza, a po wyschnięciu włosy lśnią.

das dusch żel pod prysznic trawa cytrynowa&mandarynka
Bardzo polubiłam ten żel niemieckiej marki niedostępnej w Polsce. Ma cudowny zapach i konsystencje. Świetnie się pieni. Niewiele kosztuje, niecałe 1 €. Najbardziej spodobało mi się to, że żel wydobywa się przez otwór tzw. niekapek. Pod koniec opakowania żel zmienił konsystencje. Nie mam pojęcia jak to się stało, że w ciągu kilkudziesięciu godzin z żelowej stała się podobna do wody. 

Uff w końcu dobrnęliśmy do końca. Używałyście któregoś z powyższych kosmetyków? 

Naomi
_________
Źródła zdjęć:
http://zakupy24.jaworzno.pl/media/catalog/product/cache/1/image/200x/9df78eab33525d08d6e5fb8d27136e95/f/0/f0b0d8f9be71fd73df318241ba8f3d0a.jpg
http://imworld.aufeminin.com/dossiers/D20120919/produkty-do-demakijazu-2-114037_L.jpg
http://www.niemieckiezakupy.pl/files/Dusch%20das%20mandarinen.jpg
http://www.maltasupermarket.com/media/catalog/product/cache/1/image/500x500/040ec09b1e35df139433887a97daa66f/3/6/3600541224025.jpg

czwartek, 3 lipca 2014

Kolorowe zakupy z Rossmanna wraz pierwszymi wrażeniami (L'oreal. Maybelline, Rimmel, Wibo, Miss Sporty)

Po dłuższej przerwie chciałabym Wam pokazać kosmetyki, które kupiłam podczas promocji Rossmanna -49 % na kosmetyki kolorowe, ale żeby nie było to tylko puste pokazanie kosmetyków przy okazji opiszę krótko jak mi się spisują. Mam i używam ich już prawie dwa miesiące, więc myślę, że mogę co nieco napisać i stwierdzić, czy żałuję zakupu. Zdradzę, że gdybym mogła cofnąć czas, to nie wszystkie kosmetyki ponownie wpadłyby do mojego koszyka.


Tym razem skusiłam się na wyjątkowo dużo i mogę stwierdzić, że rozbicie tej promocji na trzy tygodnie nie było dobrym pomysłem do portfela. Gdyby ta promocja trwała tyle co zawsze, to z pewnością kupiłabym mniej. Na zdjęciu brakuje eyelinera Maybelline eye studio lasting drama w kolorze fioletowym, ale poniżej i o nim wspomniałam.


Zacznę od lakierów do paznokci, o których niestety mogę najmniej napisać. Niestety przez ostatnie kilka tygodni zupełnie nie miałam głowy do nich i spowodowało to, że na razie nie mam co malować. :( 

Skusiłam się na dwa lakiery Miss Sporty, które zwróciły moją uwagę od razu, gdy się pojawiły na półce. Wybrałam dwa z pięciu dostępnych kolorów: 003 oraz 004. Lakiery to kolorowa baza z zatopionymi wieloma drobinkami brokatu. Dotychczas robiłam swatche na pojedynczych paznokciach i niestety muszę stwierdzić, że żeby wydobyć ich cały urok konieczne są minimum 2 warstwy.

Na razie ich nie skreślam, a nawet mam nadzieje na owocną współpracę.



Następnie moją uwagę przykuły polecane na wielu blogach lakiery Rimmel, zwłaszcza z serii Salon Pro. Moje buteleczki to od lewej nr 402 Urban Purple i 701 Jazz Funk. Kupiłam także nowość z serii 60 seconds sygnowaną przez Ritę Ore w kolorze 513 Let's get nude. Te lakiery miałam okazje bardziej przetestować i niestety nie jestem ze wszystkich zadowolona. Najbardziej zawiodła mnie buteleczka sygnowana Ritą Orą. Lakier ma bardzo fajny codzienny odcień, ale jego jakość zupełnie mnie zawiodła. Dopełnego krycia konieczne są 3-4 warstwy, które schną wieki. Lakier jest bardzo gęsty, co utrudnia jego nakładania. Jest jednym z tych kosmetyków, których żałuję zakupu.

Z drugiej strony są lakiery z serii Salon Pro, które okazały się faktycznie tak dobre, jak opisywano w recenzjach. Mają fajną konsystencje, która szybko się nakłada i nie sprawia problemów. Lakiery szybko schną, a już jedna warstwa daje zadowalający efekt. Ja jednak nakładam dwie cienkie i efekt jest najlepszy. Na uwagę zasługuje również pędzelek, który jest jest gruby i szeroki, i znacząco ułatwia aplikację. Bardzo polubiłam te lakiery i nie żałuję zakupu. Choć myślę, że cena 20 zł jest zbyt wysoka.



Z kosmetyków do oczu do koszyka wpadł między innymi kolejny kolor Maybelline Color Tattoo 24Hr w kolorze Pernament Taupe. W sumie  nie wiem co mną kierowało, że go kupiłam, ponieważ aktualnie nie znajduje dla niego zastosowania. Wiele osób używa go jako cień do brwi, mi niestety nie podoba się ten efekt. Sprawuje się całkiem nieźle jako baza pod cienie, ale muszę uważać żeby nie zrobić szaro burej plamy. Również zastrzeżenia mam do przedłużania trwałości cieni. Liczyłam, że makijaż będzie się trzymał od rana do wieczora. Niestety zostałam rozczarowana, ponieważ już po kilku godzinach cienie były wyblaknięte i zbierały się w załamaniach. Zdecydowanie nie jestem zadowolona z tego kosmetyku i nie polecam go.



Kolejne kosmetyki pochodzą ze stajni L'oreal. Kupiłam kolejne opakowanie tuszu do rzęs False Lash Wings w kolorze czarnym. Aktualnie jest to mój ulubiony tusz, choć niestety nie pozbawiony wad. Zacznę od zalet, m.in. cudownie wydłuża i rozdziela rzęsy. Dodatkowo je trochę pogrubia. Efekt bardzo mi się podoba i jest to mój ideał pod wieloma względami, ale nie wszystkimi. Niestety bardzo szybko gęstnieje i efekt na rzęsach później nie jest powalający. Jako fanka mocno wytuszowanych rzęs nie lubię grudek i sklejenia, a niestety on po zgęstnieniu to funduje. Również gdy jest dopiero co otwarty się nie sprawdza, ponieważ jest zbyt rzadki. Podsumowując okres, w którym tusz maluje najlepiej nie jest zbyt długi. Jest to moje drugie opakowanie i niestety będę musiała poszukać coś jeszcze lepszego. Zakupu nie żałuję, ale polecam zastanowić się przed jego zakupem.

Drugim kosmetykiem L'oreal jest korektor z serii Perfect Match w najjaśniejszym kolorze. Poleciła mi go jedna z Was pod jedną ze starszych notek i rzeczywiście jest bardzo dobry. Po pierwsze i najważniejsze nie ciemnieje. Testowałam kilka różnych i zaskoczona byłam jak one szybko ciemnieją. Ten w ogóle nie zmienia swojego koloru. Bardzo dobrze kryje niedoskonałości cery. Bardzo długo się utrzymuje i się nie ściera. Bardzo polubiłam te kosmetyk i polecam go. 


Z kosmetyków do oczu przykuł moją uwagę jeszcze chabrowy eyeliner Wibo. Kiedyś miałam z tej firmy czarny i w 100% się u mnie sprawdził. Ten niestety nie dorasta mu do pięt. Przede wszystkim jest bardzo wodnisty, a co za tym idzie aby uzyskać intensywny kolor muszę nałożyć kilka warstw. Również trwałość mnie nie zadowala, ponieważ szybko się kruszy. Zapomniałam jeszcze dodać, że bardzo długo zasycha na powiece i częściej zdarzało się, że go szybciej rozmazałam. Podsumowując nie warto wydać na niego nawet tych kilku złotych. 



Poniżej możecie zobaczyć swatche korektora, eyelinera, cienia oraz pomadki Maybelline Color Whisper (o której parę słów na samym końcu).


Nim przejdę do ust, chciałabym jeszcze wspomnieć o eyelinerze w żelu, którego zabrakło na pierwszym zdjęciu. Tak się złożyło, że miał zupełnie prywatną sesję. ;)


Początkowo nie planowałam jego zakupu, ale jedna z Was sprawiła, że postanowiłam go mieć. Więc kupiłam Maybelline Eye Studio Lasting Drama w kolorze 10 Ultra Violet. Mam małe doświadczenia z eyelinerami Essence, więc liczyłam, że on będzie miał podobną konsystencje. Niestety okazał się bardzo gęsty i suchy, a kolor na oku nie zadowalający. Aby wydobyć jego urok muszę wkraplać kilka kropel Duraline. Wtedy bardzo łatwo nabrać go na pędzelek i narysować ładną kreskę (notabene pędzelek dołączony do eyelinera wyjątkowo przypadł mi do gustu i nim maluje kreski). Taka kreska trzyma się na oku cały dzień i nic jej jest nie straszne. Przy okazji muszę się odnieść do ceny, która w tym przypadku jest zupełnie nieadekwatna, czyli 35 zł. W promocji jest bardziej do przełknięcia. Na plus muszę zaliczyć śliczny fioletowy kolor. Nie jestem bardzo zadowolona z tego kosmetyku, ale ujdzie. Z chęcią będę go dalej używać.


Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć w akcji eyeliner Maybelline oraz tusz L'oreal.


Ostatnim kosmetykiem, na który skusiłam się podczas tej promocji jest szminka, która nadaje tylko delikatną poświatę. Oczywiście chodzi o Maybelline Color Whisper w kolorze 130 Pink Possibilities. Gdy weszła do sklepów, zupełnie na nią nie spojrzałam, ale później złapałam bakcyla. Chciałam aby do mojej kolekcji dołączyło coś co ma delikatny kolor (opakowanie co prawda sugeruje coś innego), ale podkreśla kolor ust i mogę je pomalować nie patrząc w lusterko. Te cechy idealnie spełnia ta pomadka. Niewielkie zastrzeżenia mam do trwałości, ale przyznam, że nie spodziewałam się po niej nie wiadomo czego. Bardzo ją polubiłam i nie żałuję zakupu.


Jak widzicie nie wszystkie kosmetyki przypadły mi do gustu. Najbardziej jestem zadowolona z korektora L'oreal, lakierów Rimmel Salon Pro oraz pomadki Maybelline. Zupełnie nie sprawdził mi się eyeliner Wibo i rozczarowana jestem cieniem i lakierem z serii Rita Ora.

Mam nadzieję, że notka w takim stylu przypadnie Wam do gustu. :)

Naomi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...