niedziela, 31 marca 2013

Kilka słów o moich włosach (+ zdjęcie)

Nigdy nie byłam włosomianiaczką i raczej nie będę. Dla mnie postępem jest to, że używam odżywki. Wcześniej nie była mi zupełnie potrzebna. Ogólnie jestem zadowolona ze swoich włosów, choć mają swoje lepsze i gorsze chwile. Wszystko zależy od tego co użyje, choć i na to nie ma reguły. 

Zacznę od krótkiej charakterystyki moich włosów. Są długie, w nieokreślonym dla mnie kolorze. Zagadką dla mnie jest ich porowatość. Schną dość długo, czasami nawet po 3 godzinach są wilgotne. Odkąd zafarbowałam włosy henną z Venity (pierwszy raz w październiku, drugi początkiem lutego) włosy są nadal ciemniejsze niż naturalne, ale odrostów jeszcze nie zauważyłam. Ostatni raz podcinałam końcówki w styczniu i kolejny raz zrobię to w maju (jedyny przesąd maturalny, który przestrzegam ;). Zwykle myję je co trzy dni. Są cieniowane. Na swoim sumieniu ma dwie zbrodnie przeciwko włosom. Mianowicie zdarza mi się chodzić spać w mokrych włosach, choć staram się myć włosy wcześniej i dać im czas na wyschnięcie. Niestety dość często doskwiera mi lenistwo. Po drugie używam gumek z metalowymi łączeniami. Kiedyś takie kupiłam i na razie ich używam.

Moja pielęgnacja włosów nie jest wyszukana. Staram się na zmianę myć włosy szamponem z SLS i bardziej naturalnym. W zależności od nastroju stosuje metodę OMO i nakładam olej, choć ostatnio odchodzę od tego ponieważ widzę coraz słabsze rezultaty. Staram się za każdym razem nałożyć odżywkę, ponieważ o wiele łatwiej mi rozczesać włosy. Od niedawna ostatnim etapem jest nałożenie jedwabiu. Dzięki temu końcówki są zabezpieczone i nie wykręcają się w żadną stronę. 

Kosmetyki, które aktualnie używam: 


Najgorzej idzie mi z zużywaniem odżywek i masek, które często używam zamiennie. 


Balea figa&perła do włosów matowych

Z tej serii szampon szału nie robi, ale w połączeniu z maską (po prawej) daje świetne efekty. Włosy są sypkie i lśniące. Ogólnie najlepsza jest maska, potem odżywka i szampon.


Alverde morela&kwiat cytryny do włosów pozbawionych blasku

Najbardziej lubię efekty tej serii w metodzie OMO. Zaczynam od maski potem szampon i odżywka. Z tej serii najbardziej lubię odżywkę. Jest gęsta i treściwa i z samym szamponem z tej serii daje dobre efekty, lśniące włosy. Niestety zauważyłam, że po użyciu tej serii moje włosy szybciej tracą świeżość.


Gliss Kur z płynną keratyną do włosów suchych i zniszczonych

Nie zdążyłam zbyt wiele razy użyć tego zestawu. Na razie priorytetem jest wykończenie Balei. Jednak po jednym użyciu szamponu śmiem twierdzić, że się nie polubimy. Dawno nie miałam tak okropnie splątanych włosów. Nawet odżywka nie mogła sobie z tym poradzić. Odżywkę użyłam kilka razy na końcówki, które później były okropnie szorstkie.


Jedynym olejkiem, który nakładałam na włosy jest już niestety wycofany Alverde paczuła&cassis. Aktualnie moje włosy od niego odpoczywają, ale wcześniej dawał świetne efekty. Włosy były lejące i świetnie się układały. Największym błędem było połączenie go z olejem rycynowym. Włosy po takiej mieszance były strasznie obciążone.


Powyżej mój pierwszy jedwab do włosów, który kupiłam z Marion. Jestem z niego bardzo zadowolona. Spełnia swoje zadanie. Jedynym kosmetykiem, który używam do stylizacji jest lakier. Jednak nie zdarza się to częściej niż raz na dwa tygodnie. Na koniec bananową odżywka, która dopiero czeka na pierwsze użycie.

Moje dzisiejsze włosy:


We wrześniu 2010 roku były do ramion. Była to najkrótsza długość, którą miałam od kilku lat. Od tamtego czasu zapuszczam je. Do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze z 10 cm. :)

Pozdrawiam
Naomi

sobota, 30 marca 2013

Wesołych Świąt oraz ogłoszenie parafialne

Chciałabym wszystkim moim czytelnikom życzyć zdrowych i wesołych świąt wielkanocnych 
spędzonych w gronie rodzinnym 
oraz
mokrego Śmigusa Dyngusa! 



Przy okazji zapraszam do zakładki wymiana/sprzedaż. Od dziś są podane ceny i jeśli nie masz nic na wymianę, zawsze możesz odkupić za symboliczną kwotę.

Trzymajcie się ciepło
Naomi

piątek, 29 marca 2013

Hit ostatnich miesięcy - Pharmaceris pianka głęboko oczyszczająca

Nim ją kupiłam, chodziła mi po głowie przez ponad pół roku, ale odstraszała cena. Wypatrzyłam ją u kogoś na youtube. W końcu ją kupiłam w promocji w Super-pharm i już na początku zdradzę, że jestem z niej strasznie zadowolona, a dlaczego szczegóły poniżej.


Kosmetyki Pharmaceris są marką apteczną i tam należy je szukać. W zależności od miejsca cena może się wahać w granicach 25-30 zł, ewentualnie czekać na promocje. Za swój egzemplarz zapłaciłam niecałe 23 zł. Pianka, którą posiadam jest przeznaczona do skóry trądzikowej, ale z Pharmaceris jest także dostępna wersja do skóry wrażliwej. Butelka zawiera 150 ml, które należy zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. Została wyprodukowana w Polsce.


Pianka znajduje się w dość wysokim smukłym opakowaniu. Cieszę się że plastik jest przezroczysty, ponieważ możemy kontrolować zużycie. Etykieta wygląda prosto i podoba mi się. Jest na niej zamieszczone sporo informacji, ale na szczęście tych najważniejszych. Pompka bardzo dobrze działa, ani razu mi się nie zacięła. Jest wykonana z porządnego plastiku. Są nikłe szansę, że się zepsuje.


Początkowo pianka to bardzo gęsty płyn, który dzięki pompce zmienia się w przyjemną pianę. Ma całkiem przyjemny zapach. Niestety minusem jest słaba wydajność, o której czytałam na kilku blogach. Dlatego używam jej bardzo oszczędnie, tylko raz dziennie. Bardzo rzadko dwa. Poza tym, gdy na początku jej używałam dwa razy dziennie, to moja skóra lekko się przesuszyła. O wiele lepsze efekty dało mycie nią raz dziennie. Na jeden raz zużywam 1,5 pompki i zupełnie mi tyle wystarcza. Pianki używam od początku stycznia i jeszcze dość sporo mi zostało (aktualnie jestem przy napisie- pianka głęboko oczyszczająca). 


Pianki używałam w celu usunięcia zanieczyszczeń, które w nagromadziły się w ciągu dnia oraz jako dopełnienie demakijażu. Do samodzielnego zmywania makijażu, się nie nadaję, ale do pozostałych zadań jest idealna. Po umyciu skóra jest delikatna i dobrze oczyszczona. Nie ściąga skóry. Niespodzianki jak się pojawiały tak się pojawiają, ale w mniejszej ilości i to nie ta pianka jest ich przyczyną. Plusem jest to, że łagodzi to co się pojawia i działa antybakteryjnie. Co powoduje, że szybciej znikają. Nie szczypie w oczy. Dodam, że obietnica matowej skóry jest spełniona. Może niezadługo, ale ważne że jest.  


Podsumowując jestem bardzo zadowolona z tej pianki. Najważniejsze, że porządnie zmywa wszystkie zanieczyszczenia nagromadzone w ciągu dnia. Skóra jest gładka i przyjemna w dotyku. Minusem może być nieco niekorzystna cena w stosunku do wydajności, ale ja będę polować na promocje. Na pewno kupię kolejne opakowanie.

Naomi

środa, 27 marca 2013

Zapycha, czy nie zapycha? - Ziaja krem bionawilżający do cery tłustej i mieszanej

Kilka lat temu przez przypadek kupiłam ten krem. Byłam z niego bardzo zadowolona, choć nie używałam go systematycznie. W zeszłym roku chciałam do niego wrócić i sprawdzić, czy coś się zmieniło od tamtego czasu. Niestety poszukiwania miałam utrudnione, ponieważ producent zmienił opakowanie. Na szczęście ktoś mi zwrócił na to uwagę i w listopadzie kupiłam nowy słoiczek.


Słoiczek zawiera 50 ml kremu, które należy zużyć w przeciągu dwóch lat. Kosztuje około 6-7 zł. Znajdziemy go w mniejszych drogeriach, sklepach firmowych Ziaja i hipermarketach (np Auchan). Został przebadany dermatologicznie i alergologicznie. Zawiera witaminy A i E oraz prowitaminę B5. 


Informacje od producenta:
"Intensywnie nawilża skórę i reguluje aktywność gruczołów łojowych. Zmniejsza nadmierne złuszczanie się naskórka oraz skutecznie łagodzi podrażnienia. Stanowi doskonały podkład pod makijaż."


Krem znajduje się w prostym, typowym dla kosmetyków Ziaja opakowaniu. Bardzo podoba mi się taki design. Słoiczek jest wykonany z mocnego plastiku. Dobrze się zakręca. Zawartość była zabezpieczona sreberkiem. 


Krem ma przyjemną, ale dość tłustawą konsystencje. Bardzo delikatnie pachnie, ale niestety nie jestem w stanie porównać go do czegoś innego. Początkowo bardzo rozważnie go używałam, ponieważ przestraszyła mnie gliceryna i parafina na drugim i trzecim miejscu w składzie. Na szczęście okazało się, że na szczęście takie kremy mnie nie zapychają. 


Najbardziej byłam z niego zadowolona, w czasie mrozów. Mój ulubieniec z AA w takich warunkach wymiękł i miałam przesuszoną skórę. On bez problemu się z tym rozprawił. Najczęściej używałam go rano przed wyjściem. Niestety dość długo się wchłania i pozostawia świecącą się skórę. Warto go przypudrować. Dobrze nawilża. Nie wiem jak sprawdziłby się latem. Podejrzewam, że mógłby być zbyt treściwy.


Na pewno nie jest to krem dla każdego. Dla wielu jest zdyskwalifikowany ze względu na początek składu. Na szczęście nie jestem w gronie tych osób i krem się u mnie sprawdził. Zwłaszcza w ciągu tych okropnych zimowych miesięcy. Jednak nie wrócę do niego ponownie. Będę szukać czegoś o lepszym składzie.

Naomi

wtorek, 26 marca 2013

HexxBox: Grashka baza pod cienie (nie)idealna


Dziś chciałabym napisać kilka słów na temat bazy pod cienie i do ust Grashka. Dostałam ją w ramach akcji HexxBox. Dotychczas byłam bardzo zadowolona z bazy ArtDeco. Spełnia moje wszystkie wymagania i myślę, że bardzo trudno ją pokonać. Jak sobie poradziła Grashka? - szczegóły poniżej.


Kosmetyki Grashka są dostępne na stronie igruszka.pl. Baza kosztuje 12,90 zł za 1,2 ml, które należy zużyć w ciągu 18 miesięcy od otwarcia. Została wyprodukowana w Unii Europejskiej. Nie zawiera konserwantów. Więcej informacji o bazie znajdziecie tutaj



Baza znajduje się w plastikowym opakowaniu. Plastik nie sprawia wrażenia mocnego, ale jeśli bazą nie będziemy rzucać to raczej nic się nie stanie. Zamknięcie działa na klik, ale bardzo łatwo go otworzyć. Bardzo podoba mi się wygląd opakowania. Nie otwierając go możemy zobaczyć co się znajduję w środku. Dodatkowo bardzo fajny jest nadruk. Opakowanie wygląda bardzo schludnie i elegancko. Dla wielu plusem  będzie płytkie opakowanie. Osoby z długimi paznokciami nie będą miały problemu z wydobyciem bazy z opakowania. Wcześniej znajdowała się w kolorowym kartoniku. Na którym były zamieszczone podstawowe informacje wraz ze składem. 


Plusem jest także niewielka pojemność. Na pewno można ją zużyć przed końcem przydatności do użycia.
Po zużyciu bazy, opakowanie możemy wykorzystać na wkład cienia Grashka lub każdego innego, który ma taką średnicę. Może być to nawet Inglot, choć trochę odstaję, ponieważ ma mniejszą średnicę. 


Dużym plusem jest to, że baza jest bezzapachowa. Ma dość gęstą, ale przyjemną użytkowaniu konsystencję. Niewiele kosmetyku potrzebujemy aby pokryć całą powiekę. Przeszkadza mi jej dość ciemny kolor. Zdarza się, że odcina się od skóry. Poza tym bardzo dobrze podbija kolor cieni. Czasami mam wrażenie, że lepiej niż ta z ArtDeco. Niestety nie przedłuża tak trwałości cieni. Cienie dobrze wyglądają do 8 godziny, później blakną aż całkowicie znikają po 12 h. Bardzo dobrze się rozcierają. 


Podsumowując jestem zaskoczona działaniem tej bazy. Nie spodziewałam się, że tak dobrze będzie podbijać pigment cieni. Jednak nie przebiła ArtDeco. Czasami potrzebuję żeby cienie utrzymywały się od 5 rano do wieczora, a ona mi tego nie zapewnia. Jednak osoby, którym wystarczy 8 godzin będą zadowolone.

Macie swoją ulubioną bazę pod cienie?

Naomi

niedziela, 24 marca 2013

Balea figa&perła - szampon do włosów

Dziś chciałabym napisać wam kilka słów o szamponie, który używałam przez ostatnie tygodnie. Jak w tytule będzie o szamponie Balea z figą i perłą, który ma nadawać blask włosom. 

W butelce znajduje się 300 ml szamponu, które należy zużyć w ciągu 2 lat. Kosztuje 0,65€ w Niemczech lub 30 koron w Czechach, a na allegro około 6 zł. 


Opakowanie nie jest nadzwyczajne, ale dobrze spełnia swoją rolę. Plusem jest, że można go postawić do góry nogami. Etykiety są utrzymane w moim ulubionym fioletowym kolorze. Szampon nie jest gęsty, ani rzadki. Ma idealną konsystencje. Ma mętny kolor. Bardzo przyjemnie pachnie, ale nie przypomina figi. Jest całkiem wydajny.



Nie zachwycił mnie, ale też nie zawiódł. Dobrze oczyszcza włosy. Po umyciu włosów konieczne jest nałożenie odżywki, ponieważ są okropnie poplątane. Raz zapomniałam i nie mogłam rozczesać włosów. Szampon dobrze się pieni, tworząc sporo przyjemnej piany.  Włosy po umyciu są przyjemne w dotyku i dobrze się układają. Mają nawet więcej blasku i czuć na nich zapach szamponu. Niestety podejrzewam go, że przyczynia się do szybszego przetłuszczania się włosów. Zwykle myję włosy co trzy dni i trzeciego dnia moje włosy były naprawdę w niezłej kondycji, ale w czasie używania tego szamponu włosy już takie nie były. 

Podsumowując jest to bardzo średni produkt. Zużyłam go, ale nie towarzyszyły temu fajerwerki. Ma bardzo atrakcyjną cenę oraz dobrze mył włosy. Niestety plątał je i przyczynił się do szybszego przetłuszczania. Nie wiem, czy kupię ponownie. 

Jakiego szamponu do włosów używacie? Sprawdza się?
Napiszcie :)

Naomi

P.S. Zdjęcia z czasów uwielbiania lampy błyskowej, a w związku z tym są okropne. :(

piątek, 22 marca 2013

Odrobina lata już teraz - Balea Beautiful Berries

Stęskniłyście się za wiosną, latem? Ja bardzo i choć aura na zewnątrz nie nastraja optymistycznie to pod prysznicem serwuję sobie koktajl z owoców leśnych w formie gęstego mleczka pod prysznic z Balea.


Balea ma w swojej ofercie wiele różnorodnych kosmetyków do kąpieli, których cena zaczyna się od 0,65 €. Niestety mleczko było najdroższe ze wszystkich, ponieważ kosztuje 1,49 €. Balea jest dostępna tylko w DM-ach. Niestety ten żel to edycja limitowana. Nie ma go już na stronie internetowej. Jednak bardzo możliwe, że pojedyncze sztuki uchowały się w Czechach lub na Słowacji. Tam zawsze wszystko dłużej stoi.


Lotion znajduję się dość wysokiej butli, typowej dla balsamów do ciała. Nie jestem pewna, czy odpowiada mi taka forma. Chyba wolałabym typową butelkę. Jednak takie opakowanie ma swoje plusy, ponieważ można praktycznie całą zawartość wycisnąć, nie rozcinając opakowania. Choć z pewnością i tak to zrobię, by mieć pewność, że nic się nie marnuje. Opakowanie jest wykonane z miękkiego plastiku. Zatrzask działa bardzo dobrze i wygląda solidnie, choć nie wiem, czy przetrwałby upadek z wysokości 1,5 m. Bardzo mi się podoba kolorystyka i wizualizacja owoców.


Mleczko ma bardzo gęstą konsystencję. O wiele bardziej niż zwykłe żele. Ma kolor bladoróżowy. Początkowo nie odpowiadał mi zapach, ale wraz z kolejnymi użyciami coraz bardziej się przekonywałam. Ogólnie ma przyjemny zapach, ale mi nie bardzo przypomina owoce leśne. Jest owocowy, ale też ma w sobie coś cierpkiego.



Balsam pod prysznic ma dość gęstą konsystencję, którą ciężko wydobyć z opakowania. Choć z drugiej strony można się wyżyć i uwolnić z siebie wszystkie złe emocje po trudach dnia. Bardzo słabo się pieni, nawet z użyciem myjki. Skóra po jego użyciu nie jest ani nawilżona, ani wysuszona. Działa na nią obojętnie. Zapach utrzymuje się na skórze około 2 godziny. Wbrew pozorom jest całkiem wydajny.

Podsumowując jest to taki zwykły płyn pod prysznic. Spodziewałam się po nim czegoś więcej. Zwłaszcza, że na tle pozostałych kosmetyków pod prysznic z Balea wypada drogo. Nie zawiódł mnie, ale też nie zachwycił. Można przetestować ze zwykłej ciekawości. Nie kupię go ponownie. 

Pozdrawiam
Naomi

poniedziałek, 18 marca 2013

HexxBox: Grashka eyeliner w pisaku


Od pewnego czasu jestem wielką fanką kresek i kreseczek, więc bardzo się ucieszyłam, gdy dostałam możliwość przetestowania  eyelinera we flamastrze dzięki akcji HexxBox.


Eyeliner został wyprodukowany w Niemczech. W opakowaniu znajduję się (tylko) 0,8 ml produktu, które powinno wystarczyć na 150 aplikacji. Eyeliner powinniśmy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Kosmetyki Grashka są dostępne tylko i wyłącznie na stronie www.igruszka.pl. Kosztuje 8,90 zł w promocji, która aktualnie trwa. Bez promocji kosztuje 14,90 zł. Wszelkie informacje na temat tego eyelinera znajdziecie >tutaj<. Niestety nigdzie nie znałam składu.



Gdy pierwszy raz go zobaczyłam, byłam zaskoczona jego niewielkimi rozmiarami. Średnicą przypomina zwykły ołówek, ale ma tylko 11 cm długości. Opakowanie to czarny, twardy plastik. Niestety eyeliner przychodzi do nas tak po prostu, bez żadnego dodatkowego opakowania. Myślę, że warto byłoby to zmienić. Zwłaszcza, że baza, cienie, czy tusz mają osobne kartoniki. Napisy nie ścierają się z opakowania. Poza tym są na nim zamieszczone te najbardziej podstawowe. Zakrętka dobrze się zamyka. Nie ma możliwości, aby sam się otworzył.


Eyeliner nie ma żadnego zapachu. Końcówka jest ostro zakończona, co powinno ułatwić namalowanie ładnej, równej i cieniutkiej kreski. Niestety eyeliner jest słabo nasączony (?) pigmentem. Aby zrobić szybko, równą, czarną kreskę trzeba do powieki przykładać jego boki. Niestety zwykle kreska nie jest taka czarna jak bym chciała. Przypomina mi co najwyżej ciemną szarość. Na oku kolor jest jeszcze jaśniejszy i konieczne jest taką kreskę kilka razy poprawiać.


Kolejnym minusem jest trwałość, którą nie grzeszy. Na gołej powiece bez żadnej bazy utrzymuje się 2-3 h, ale już wcześniej blednie. Na bazie i cieniach jest lepiej, ale nie świetnie. Mianowicie utrzymuje się dłużej, jednak nadal jest to maksymalnie 5 godzin. Później eyeliner kruszy się, blednie, aż w końcu znika całkowicie. 


Podsumowując niestety zawiodłam się na tym eyelinerze. Trzeba bardzo się namęczyć żeby stworzyć ładną kreskę. Poza tym nie podoba mi się jego słaba trwałość, spodziewałam się lepszej. Plusem jest atrakcyjna cena i niewielki kształt, ale niestety tylko tyle.

Spotkałyście się z tym eyelinerem?
Może używałyście coś podobnego, ale godnego uwagi?

Pozdrawiam
Naomi

piątek, 15 marca 2013

p2: 3 kosmetyki, które okazały się bublami

Z pewnością pamiętacie wrześniową paczkę wypełnioną dobrociami z p2. Dziś chciałabym napisać o trzech kosmetykach z tej paczki, które okazały się w mniejszym lub większym stopniu bublami i nie warto będąc w DM-ie zwracać na nie uwagi.


p2 Lovely doll eyes mascara 


Zacznę od tuszu, którego nie byłam w stanie nawet rzetelnie przetestować. Mianowicie, gdy go dostałam postanowiłam odłożyć na pewien czas aby zużyć inne. Po dwóch miesiącach go otworzyłam i strasznie się zdziwiłam, ponieważ był okropnie gęsty. Jest to o tyle dziwne, że był wrześniową nowością. Nawet gdyby ktoś go w międzyczasie otworzył to nie powinien być tak gęsty. 

Jestem bardzo zawiedziona, że nie miałam możliwości go przetestować, ponieważ ma przepiękne opakowanie. Srebrne opakowanie jest oblepione koronką, która nigdzie nie odstaje. Całe opakowanie jest dość ciężkie i zwraca na siebie uwagę. 


W nielicznych próbach, w których chciałam pomalować sobie nim rzęsy zaobserwowałam, że tusz bardzo skleja rzęsy i zostawia grudki. Poza tym nawet po kilkudziesięciu machnięciach szczoteczką rzęsy wyglądają jak przed chwilą tylko sklejone. Nie wiem jak z trwałością, ponieważ zwykle po malowaniu od razu to zmywałam. Tusz ma bardzo ciekawą szczoteczkę, na która bardzo liczyłam. Niestety nie miałam okazji się nią nacieszyć.

Tusz występuje w jednym kolorze - czarnym 010 "twinkle star". Opakowanie zawiera 9 ml, które należy zużyć w ciągu 6 miesięcy. Nie zawiera substancji zapachowych oraz parabenów. Został przebadany okulistycznie i może być używany przez osoby noszące soczewki kontaktowe. Kosztuje 4,95 €.


AQUA, CERA ALBA, VP/VA COPOLYMER, STEARIC ACID, BUTYLENE GLYCOL, COPERNICIA CERIFERA CERA, GLYCERYL STEARATE, MAGNESIUM ALUMINUM SILICATE, POLYQUATERNIUM-7, CORALLINA OFFICINALIS EXTRACT, POLYIMIDE-1, DIMETHICONE, PHENOXYETHANOL, AMINOMETHYL PROPANOL, HYDROXYETHYLCELLULOSE, ETHYLHEXYLGLYCERIN, NYLON-66, CETYL ALCOHOL, CAPRYLYL GLYCOL, SERICA, TOCOPHEROL, HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, ASCORBYL PALMITATE, CI 77499, CI 77266

eyecatcher 2in1 mascara + eyeliner


Kolejny kosmetyk to również tusz do rzęs, ale w połączeniu z eyelinerem w kolorze fioletowym. Od zawsze chciałam mieć fioletowy tusz. Wcześniej miałam z Essence, ale on niestety tylko nadawał taką jakby poświatę, którą było widać w słońcu. Niestety ten nie sprawdził się lepiej. 

Dużym plusem tak jak u poprzednika jest ładne, zwracające na siebie uwagę opakowanie. Napisy się nie ścierają. Bardzo mi przeszkadza zapach tego tuszu, jest okropny. Wręcz śmierdzi jak tusze ze sklepu wszystko po 2,99 zł.


Największym zarzutem jak u poprzednika jest to, że jest strasznie gęsty. Bardzo trudno dokładnie pomalować rzęsy. Dodatkowo skleja je i pozostawia grudki. Poza tym lekko je unosi i pogrubia. Pozostawia na rzęsach więcej koloru niż wspomniany wcześniej z Essence, ale co z tego, jeśli rzęsy są tym kolorem bardziej oblepione.


Bardziej przypadł mi do gusty eyeliner, chociaż nie jest pozbawiony wad. Aplikator to gąbeczka, z którą nie wprawiona ręka może sobie nie poradzić. Mi po kilku próbach udało się w  końcu namalować równą kreskę. Można nim namalować zarówno cienką i grubą kreskę. Zawiedziona jestem pigmentacją, ponieważ muszę kreskę kilkukrotnie poprawiać. Poza tym eyeliner jest bardzo wodnisty i po namalowaniu kreski  muszę odczekać chwilę. 


Zestaw eyeliner + tusz aktualnie występuje w dwóch kolorach fioletowym (020 Tokyo rush oraz 030 Bamboo Garden). Mascara ma pojemność 8 ml, a eyeliner 1,5 ml, które należy zużyć w ciągu 12 miesięcy. Nie zawiera parabenów i substancji zapachowych. Został przebadany okulistycznie i może być używany przez osoby noszące szkła kontaktowe. Kosztuje 4,95 €


Składy:

020 Mascara
AQUA, CERA ALBA, VP/VA COPOLYMER, STEARIC ACID, BUTYLENE GLYCOL, MICA, COPERNICIA CERIFERA CERA, MAGNESIUM ALUMINUM SILICATE, GLYCERYL STEARATE, POLYQUATERNIUM-7, DIMETHICONE, PHENOXYETHANOL, AMINOMETHYL PROPANOL, PANTHENOL, ETHYLHEXYLGLYCERIN, HYDROXYETHYLCELLULOSE, CETYL ALCOHOL, GLYCERIN, CAPRYLYL GLYCOL, TOCOPHEROL, HYDROLYZED CERATONIA SILIQUA SEED EXTRACT, HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, ASCORBYL PALMITATE, ZEA MAYS STARCH, POTASSIUM SORBATE, SODIUM BENZOATE, GUAR HYDROXYPROPYLTRIMONIUM CHLORIDE, CI 77007, CI 77891, CI 77499, CI 75470
020 Eyeliner
AQUA, BUTYLENE GLYCOL, MICA, POLYESTER-5, VP/HEXADECENE COPOLYMER, PHENOXYETHANOL, VP/VA COPOLYMER, STEARIC ACID, MAGNESIUM ALUMINUM SILICATE, COPERNICIA CERIFERA CERA, ETHYLHEXYLGLYCERIN, CETYL ALCOHOL, CAPRYLYL GLYCOL, MICROCRYSTALLINE CELLULOSE, DIMETHICONE, CETEARETH-12, XANTHAN GUM, AMINOMETHYL PROPANOL, CELLULOSE GUM, CITRIC ACID, TIN OXIDE, CI 77007, CI 77891, CI 77499, CI 15850, CI 77510

Stay Matte Coverstick


No i w końcu ostatnia porażka kosmetyczna p2. Zacznę od koszmarnego, taniego opakowania. Napisy powoli się nie ścierają. Opakowanie jest wykonane z dość twardego plastiku. Bardzo łatwo go otworzyć, ale nie powinien zrobić tego sam.

Ma bardzo ciemny kolor, który odcina się od skóry choć jest to jaśniejszy odcień. Jest bardzo gęsty i tępy. Bardzo dobrze kryje wszelkie niedoskonałości, ale podkreśla suche skórki. Używałam go tylko w domu, ponieważ jest dla mnie za ciemny, ale i tu szybko się ścierał i ważył.


Dostępny jest w trzech kolorach 010 matte shell, 020 matte sand i 030 matte ivory. Opakowanie zawiera 4g kosmetyku, które należy zużyć w ciągu 12 miesięcy. Nie zawiera substancji zapachowych oraz parabenów. Kosztuje 2,75 €.

RICINUS COMMUNIS SEED OIL, OCTYLDODECANOL, MICROCRISTALLINA CERA, POLYMETHYL METHACRYLATE, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, ETHYLHEXYL ISONONANOATE, ALUMINUM STARCH OCTENYLSUCCINATE, CERA ALBA, DI-C20-40 ALKYL DIMER DILINOLEATE, COPERNICIA CERIFERA CERA, SILICA, SORBITAN SESQUIOLEATE, TALC, TOCOPHEROL, ALLANTOIN, HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, ASCORBYL PALMITATE, BHT [+/- CI 77891, CI 77499, CI 77492, CI 77491, CI 77007


Podsumowując jak każda firma kosmetyczna ma swoje perełki i buble. Dziś przedstawiłam wam trzy kosmetyki, które się u mnie nie sprawdziły i radzę nie zawracać sobie nim głowy. Zwłaszcza, że jak na kosmetyki p2 są dość drogie. Mam na myśli oba tusze. Lepiej wybrać coś polecanego. 

Poza tym chciałabym dodać, że miałam styczność poza ww korektorem również z kremem BB i pudrem z ostatniej edycji limitowanej. Wszystkie kosmetyki były w najjaśniejszych wersjach, ale dla bladolicych się nie nadają. Warto zwrócić na to uwagę zwłaszcza, gdy kupujemy te kosmetyki przez internet.

Miałyście styczność z kosmetykami p2?

Pozdrawiam
Naomi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...