środa, 31 grudnia 2014

Kolorowi ulubieńcy 2014 roku

Koniec roku to idealna pora na wszelkie podsumowania, a na blogach na notki prezentujące kosmetyki, które szczególnie zapadły w pamięć. Ja ulubieńców jak zwykle podzieliłam na dwie części i zacznę od kosmetyków kolorowych. Mijający rok był wyjątkowy, ponieważ starałam się (z różnym skutkiem) kupować ich mniej, a lepszej jakości. Najlepszym przykładem tego jest tusz do rzęs. W poprzednich latach używałam jednocześnie kilku i zwykle z żadnego nie była zadowolona, więc decydowałam się na kolejny. W tym roku jednocześnie używałam tylko jednego dopóki się sprawdzał i dopiero  potem otwierałam kolejny.


Większość kosmetyków w tym poście powtórzy się z tymi z tej notki, ale jest to dowód, że ostatnio stałam się bardziej stała w uczuciach i mam swój sprawdzony zestaw. 


Pierwszym kosmetykiem, który absolutnie skradł moje serce w 2014 roku jest puder Maybelline z serii Fit Me. Jak wiecie z niedawnej recenzji, niestety nie jest dostępny w Polsce nad czym ubolewam. Przede wszystkim zaskoczył mnie tym, że świetnie matowił i utrzymywał przez długie godziny. Na uwagę również zasługuje fakt, że opakowanie nadaje się do torebki. Jest wykonane porządnie, estetycznie i podczas blisko kilku miesięcznego używania cały czas wygląda ok (no może oprócz przedniej szybki, którą musiałam podkleić taśmą). Zawiera puszek i lusterko.

Kolejnym kosmetykiem jest korektor z L'oreal z serii True Match w najjaśniejszym kolorze. Był mi polecany przez wiele z Was aż się na niego skusiłam. Na pewno zasługuje na miano odkrycia 2014 roku. W szczególności na uwagę zasługuje jego jasny odcień, który się nie utlenia. Sprawdza się zarówno pod oczy, jak w i celu ukrycia niedoskonałości. 

Jedynym cieniem do powiek, który używałam w mijającym roku regularnie był matowy Inglot o numerze 355. Bardzo często używałam go solo w celu wyrównania kolorytu powieki lub jako bazę pod różnego rodzaju kredki i eyelinery. Cienie Inglot są jednymi z moich ulubionych. Mam jeszcze skomponowaną przez siebie paletkę 20 cieni, ale po ten wyżej wymieniony sięgam najczęściej. 


Najnowszym odkryciem wśród całej gromady jest odświeżona seria pomadek Eliksir z Wibo. Niestety nie miałam okazji używać ich, gdy były w poprzednich paskudnych opakowaniach, ponieważ skutecznie zniechęcały mnie do zakupu. Teraz jest o wiele lepiej, ale nie najlepiej. Czytałam, że ta wersja ma gorsze działanie od poprzedniej, ale pomimo to jestem bardzo zadowolona. Mam dwa kolory, jasny i ciemniejszy przybrudzony róż. Oba doskonale się utrzymują na ustach. Jestem zaskoczona, że tak tani produkt ma takie właściwości. Oprócz koloru nadają ustom połysk.

Moim wielkim ulubieńcem od kilku lat jest baza pod cienie do powiek z ArtDeco. Nie mogło jej zabraknąć i w tym roku. Rewelacyjnie przedłuża trwałość cieni. Dzięki niej nic się nie roluje, nie ściera. Cienie mają intensywniejszy kolor. Małym minusem jest opakowanie, które szczególnie wkurza, gdy się ma długie paznokcie.


Kolejnym kosmetykiem, na który chciałabym zwrócić uwagę jest tusz do rzęs Masterpiece Max z Max Factora. Naczytałam się o nim wiele pochlebnych opinii i miałam szczęście na urodziny go dostać. Cieszyłam się nim przez długi czas. Świetnie wydłużał i rozdzielał rzęsy. Pod koniec życia jego właściwości się niestety pogorszyły, ponieważ zaczął się osypywać. Jednakże nastąpiło to dopiero po kilku miesiącach używania.

Rok 2014 można między innymi podsumować poszukiwaniem idealnego środka do robienia kresek. Szczególnie się u mnie sprawdził czarny flamaster Blackbuster z L'oreal. Dzięki niemu możliwe jest namalowanie idealnej kreski, zarówno cienkiej jak i grubszej. Przez długi czas nie wysycha i nadaje się do użytku. Kolor jest intensywny, nie blaknie i nie odbija się nie górnej powiece.

Innym moim ulubionym kosmetykiem do robienia kresek są kredki. Zebrałam ich już sporą kolekcje, a jedną z moich ulubionych firm jest Golden Rose. W tym roku odkryłam ciut droższą serię od serii Emily, czyli Dream Eyes. W tej linii można znaleźć kolory, których brak w tej pierwszej, a niczym się nie różnią od ubóstwianych przeze mnie Emilek.

Kosmetykiem do ust, który również podbił moje serce i nie raz o tym wspominałam jest pomadko-błyszczyk-balsam z Maybelline z serii Colour Whisper w kolorze Pink Possibilities. Pomadka nadaje fajny i subtelny połysk ustom. 

Jedynym kosmetykiem z kategorii paznokciowej, który załapał się do ulubieńców jest top coat Seche Vite. Czasami mnie wkurza, ponieważ szybko gęstnieje, ale nic tak jak on nie wysusza lakierów i nadaje połysku. 


Ostatnim kosmetykiem jest paletka cieni nude do powiek z Catrice. Dzięki niej wykonałam 98% makijaży w 2014 roku. Zestawienie kolorystyczne bardzo mi odpowiada. Mogę nim wyczarować zarówno coś delikatnego, jak i mocniejszego. Cienie nie mają rewelacyjnej pigmentacji, ale dzięki bazie można z nich wydobyć prawdziwe piękno. 

W końcu dobrnęłam do końca. Znacie moich ulubieńców?

Co w szczególności polubiłyście z kosmetyków kolorowych w 2014 roku?

Naomi

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Moje zakupy z Dnia Darmowej Dostawy

Dzisiaj chciałabym Wam pokazać zakupy zrobione 2 grudnia, gdy był dzień darmowej dostawy. Łącznie złożyłam zamówienia w 7 sklepach. Z pewnością znalazłabym jeszcze coś dla siebie, ale konto już było wystarczająco ogołocone. Przede wszystkim zamówiłam prezenty dla bliskich, ale kupiłam też coś dla siebie. 

Zamówienia składałam późno, dopiero po 20, a ostatnie tuż przed 23. Niestety miało to istotny wpływ na czas realizacji, ponieważ większość paczek doszła do mnie dopiero po tygodniu. W wielu sklepach był nałożony limit zamówienia 20 zł, ale myślę, że była to rozsądna kwota. Bardzo często chciałabym zamówić coś za zbliżoną kwotę, ale rezygnuje widząc koszty przesyłki.


Zbierając kosmetyki, które sobie zamówiłam, to myślę, że nie jest tego dużo. Większość kosmetyków jest z pielęgnacji, które wkrótce zastąpią aktualnie używane.


Moje pierwsze zamówienie w dniu 2 grudnia złożyłam w Tołpie. W mijającym roku bardzo polubiłam te kosmetyki  i gdy tylko mam okazje zdobyć je w niższej cenie, to chętnie korzystam. Tym razem przy zakupie kremu na dzień można było zamówić krem na noc za 1 grosz. Mój wybór padł na serie Sebio i matujący krem korygujący na dzień. Gratis otrzymałam regenerujący krem korygujący. Z Tołpy przesyłka przyszła jako jedna z pierwszych, jeszcze w tym samym tygodniu co zamawiałam. Do zamówienia dobrałam 5 próbek za 1 grosz każda. 


Kolejne zamówienie złożyłam w sklepie Lady Makeup. Moją uwagę przykuł ryżowy puder z Miyo. Do zamówienia dorzuciłam małą buteleczkę top coatu Seche Vite oraz pędzelek do kresek z Maestro z serii 660 w rozmiarze 2. Oprócz powyższych zamówiłam jeszcze matowy lakier z Golden Rose na prezent. Paczka przyszła dopiero po tygodniu od zamówienia. Wszystkie kosmetyki były zabezpieczone grubą warstwy folii bąbelkowej.


Kolejne zamówienie złożyłam w sklepie Cocolita. Początkowo nie planowałam tam robić zakupów, ale niestety tylko tam było dostępne to, co chciałam zamówić. Skusiłam się na pierwsze kosmetyki z Makeup Revolution. Przez dłuższy czas się nim opierałam, ale niskie ceny i bogactwo odcieni mnie skusiło. Ostatecznie zamówiłam paletę w odcieniu Fair zawierającą róż, bronzer i rozświetlacz. Dodatkowo dorzuciłam szminkę, która kosztowała tylko 5 zł w kolorze Sweetheart. Niestety nie jestem z niej zadowolona, ponieważ zamiast intensywnego koloru nadaje ustom tylko blask. Paczka szła długo (ale nie najdłużej), a dodatkowym minusem była tylko jedna możliwość wysyłki. 


Ostatnim sklepem, w którym kupiłam coś dla siebie są Skarby Syberii. Sklep nie brał oficjalnie udziału w dniu darmowej dostawy, ale wpisując odpowiedni kod uzyskiwało się nią oraz rabat -20%. Skupiłam się na pielęgnacji włosów. Zamówiłam 3 maski i 3 szampony z serii Bania Agafii. Od lewej znajdują się:
  • maska "Siła 7 sił",
  • maska "Blask i elastyczność", 
  • odżywiający szampon do włosów "Regeneracja",
  • specjalny szampon do włosów "Aktywator wzrostu",
  • specjalny balsam (maska) - Aktywator Wzrostu Włosów,
  • szampon nalewka ziołowa do włosów.
Paczka niestety należała do tych, które szły najdłużej. 

Oprócz powyższych złożyłam zamówienia w poniższych sklepach:
  • SuperKoszyk - zamówiłam tylko zestaw za 12 zł. Przesyłka przyszła ekspresowo i otrzymałam gratis w postaci kapsułki do prania.
  • Tytka Smaku - tutaj zamówiłam liściaste herbaty. Zamówienie przyszło jako jedno z pierwszych. Niczego nie mogę zarzucić.
  • Wapteka - ten sklep-apteka najbardziej mnie wkurzył. Przede wszystkim podwyższył ceny w dniu darmowej dostawy. Nie były to wielkie podwyżki, ale jednak. Myślałam, że zamówię gdzieś indziej, ale musiałabym jedno większe zamówienie rozbić na co najmniej 3. Istotne było dla mnie to, żeby wszystko przyszło jedną paczką. Poza tym, pomimo podwyżek ceny interesujących mnie produktów były konkurencyjne. Niestety to nie był koniec problemów. Paczka szła najdłużej ze wszystkich. Nie zrobię w tym sklepie już więcej zakupów.

Podsumowując jestem zadowolona z małymi wyjątkami z tegorocznego dnia darmowej dostawy. Najbardziej rozczarowana jestem czasem realizacji zamówienia. Wiem, że zamawiałam późno, ale dla niektórych sklepów to nie był problem. Do niektórych sklepów na pewno wrócę i już nie mogę się doczekać przyszłorocznego dnia darmowej dostawy.

Naomi

piątek, 26 grudnia 2014

Znalazłam idealny puder do twarzy - Fit Me by Maybelline

Ostatnio na blogu pojawiło się kilka negatywnych recenzji, dlatego dziś chciałabym opisać Wam kosmetyk, który sprawdził się u mnie w każdym calu. Dodatkowo jest to kosmetyk kolorowy. Ostatnio rzadko pojawiały się na blogu recenzje produktów z tej grupy. Bohaterem dzisiejszego posta jest puder do twarzy z serii Fit Me wyprodukowany przez Maybelline.


Pomimo, że uwielbiam ten puder, niestety muszę zacząć od jednej bardzo istotnej wady. Mianowicie niestety ten puder nie jest dostępny w Polsce. Z tej serii nie dawno się pojawił podkład w sztyfcie, ale w bardzo ciemnych kolorach. W skład linii oprócz podkładu w sztyfcie oraz pudru wchodzą także podkład w płynie, korektor i róż. Jak wspomniałam aby dorwać tą serię trzeba pojechać za granicę. Swój egzemplarz dorwałam w niemieckim DM-ie, gdzie zaskoczyła mnie szeroka gama kolorystyczna i to, że był najjaśniejszy kolor. W Czechach również miałam okazję widzieć te serie, ale niestety dostępne były same ciemne kolory.

Poza tym chciałabym dodać, że na stronie producenta można zobaczyć, że w sprzedaży jest aż 18 odcieni. Z przykrością zauważyłam także, że mój odcień nie jest już dostępny. Mam nr 105 Natural Ivory. Kolejny w kolejności nr 110 Porcelain wydaje się równie jasny. Opakowanie zawiera 9g i zostało wyprodukowane we Włoszech. Niestety nie pamiętam dokładnej ceny, ale wydaję mi się, że było to około 5-6 €.


Opakowanie ma swoje zalety i wady. Do zalet przede wszystkim można zaliczyć ładne, przemyślane opakowanie wykonane z czarnego plastiku. Minusem jest przezroczyste "okienko", które po pewnym czasie wypadło i musiałam je ratować taśmą klejącą. Pod wkładem z pudrem znajduje się puszek oraz lusterko. Jest to bardzo wygodne, ponieważ w każdej chwili można poprawić makijaż. Puszek jest bardzo niepozorny, ale dobrze spełnia się w swojej roli. Używałam go bardzo często i nadal nadaje się do użytki, choć puder się kończy.


Powyższe zdjęcie ma inne tło, ponieważ było robione zaraz po zakupie. Niestety tylko te dwa nadawały się do publikacji. Pozostałe mają inne tło i były robione kilka dni temu.


W końcu nadszedł czas opisanie najistotniejszej kwestii, czyli działania. Początkowo miałam mieszane uczucia w stosunku do tego kosmetyku. Nie mogłam mu nic zarzucić, ale czegoś mi brakowało. Dopiero gdy zaczął się kończyć zaczęłam go coraz bardziej doceniać i żałować, że wkrótce przyjdzie mi się z nim rozstać. Jest bardzo wydajny. Używam go od maja i nadal jest go trochę na krawędziach.

Przede wszystkim puder ma idealny kolor dla mnie. Nie jest za ciemny. Świetnie się stapia z kolorem mojej skóry. Podczas używania tego produktu zrezygnowałam z podkładu. Używałam tylko na miejsca, które chciałam zakryć korektor True Match z L'orel. Taki duet się świetnie spisywał bez względu na warunki atmosferyczne i utrzymywał od nałożenia do demakijażu (czasami ponad 12 h). Puder dobrze matuje, a muszę zauważyć, że mam skórę mieszaną. Nie ściera się, nie warzy i nie tworzy plam. Nie spowodował żadnych nie pożądanych skutków ubocznych.


Podsumowując jestem bardzo zadowolona z tego kosmetyku. Plasuje się w ścisłej czołówce pudrów do twarzy, które kiedykolwiek używałam. Spełnia się w roli, która została mu powierzona w 100%. Nie mogę mu nic zarzucić. Żałuję, że nie jest dostępny w Polsce, ponieważ z chęcią kupiłabym kolejne opakowanie. Polecam, z pewnością znajdzie się w ulubieńcach roku.

Znacie godne polecenia pudry do twarzy?

Naomi

środa, 24 grudnia 2014

Moje pierwsze pudełko - JoyBox (opinia i prezentacja zawartości)

Witajcie, dzisiaj zamiast kolejnych życzeń świątecznych (czy tylko ja mam ich dość, widząc je na każdym blogu?) chciałabym wam przedstawić moją opinię na temat JoyBoxa. Miałam z nim małe kłopoty, ale cóż przynajmniej miałam urozmaicone życie. ;)

Informacja o starcie tego boxa pojawiła się niespodziewanie i od razu zatrzęsła przede wszystkim blogowym światem. Zamysł tego boxa bardzo mi się spodobał, dlatego postanowiłam go zamówić. 


Największym plusem tego pudełka jest fakt, że zamawiając go wiemy, co się w nim znajduje. Możemy przekalkulować czy się opłaca, czy nie. Czy kosmetyki zawarte w zestawie nam się przydadzą. W skład pudełka wchodzi 6 podstawowych kosmetyków (są to miniatury, saszetki maseczek, ale również kosmetyki pełnowymiarowe), które otrzymuje każdy. Następnie z pośród trzech grup: kosmetyki półselektywne, selektywne oraz prezenty wybieramy po jednym kosmetyku. Zawartość kategorii jest bardzo zróżnicowana i każdy znajdzie coś dla siebie. Znajdziemy tam za równo kosmetyki pielęgnacyjne i jak kolorowe.


Za całość płacimy 49 zł. W cenie mamy zawarte koszty przesyłki i porządne kartonowe opakowanie. Kolejnym ogromnym plusem dla mnie jest to, że za pudełko mogę zapłacić normalnym przelewem. Nie muszę mieć karty kredytowej, czy paypala. Może błahy problem, ale dla mnie istotny, który powodował, że dotychczas nie zdecydowałam się na beGlossy, czy ShinyBox. A przyznam, że kilkukrotnie byłam bliska zamówienia. Przedostatnią podstawową sprawą, o której chciałabym wspomnieć jest to, że pudełko zamawiamy wtedy kiedy chcemy. Nie ma subskrypcji, przymusu zakupu. Zamawiamy, kiedy odpowiada nam zawartość.

Ostatnią kwestią, o której chciałabym wspomnieć jest czas przesyłki. W teorii 5 dni od zamówienia. W moim przypadku wyniósł ponad dwa tygodnie, ponieważ mam nietypowy adres (przede wszystkim moja miejscowość nie ma ulic) i wysyłka została wstrzymana. Dopiero po kilku dniach napisano do mnie w celu wyjaśnienia. Gdyby wysłali na adres jaki podałam to paczka by doszła o wiele szybciej. Następnym razem będę zamawiać na adres studencki. 


W pudełku znalazłam papierowe wiórki wypełniające pustą przestrzeń oraz wybrane przeze mnie kosmetyki. Zero kuponów i innych dyrdymałów.  Zdecydowałam się na to pudełko, ponieważ wśród kosmetyków selektywnych można było wybrać masło shea z Organique, które uwielbiam i powoli się kończy.  Drugim kosmetykiem który mnie skusił było Balmi, które od dłuższego czasu mnie interesowało. Za te same kosmetyki musiałabym osobno zapłacić około 60 zł. Dzięki temu boxowi za niższą kwotę mam dodatkowo 7 kosmetyków, pudełko i dostawę pod same drzwi.


Kosmetyki, które znajdowały się w każdym pudełku to:

  • Original Source kokosowy żel pod prysznic (kosmetyk pełnowymiarowy),
  • Bielenda hydrożelowa maseczka ultra nawilżająca (kosmetyk pełnowymiarowy),
  • Eveline Luksusowy krem-serum do rąk Argan& Vanilla (miniatura),
  • Bell Błyszczyk do ust Permanent MakeUp Lip Tint (kosmetyk pełnowymiarowy),
  • Vaseline Wazelina Pure Petroleum Jelly (kosmetyk pełnowymiarowy),
  • Signal Pasta Signal White Now Gold (kosmetyk pełnowymiarowy).
Myślę, że wszystkie kosmetyki z tej puli są dość użyteczne i prędzej, czy później je zużyję. Na razie używałam tintu z Bell i bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nigdy wcześniej nie miałam czegoś tak bardzo trwałego.



Kosmetyki które wybrałam sama to:

  • Kneipp pielęgnujący olejek do kąpieli o zapachu kwiatów migdałów. Z grupy kosmetyków półselektywnych najtrudniej było mi coś wybrać dla siebie. Ostatecznie wybór padł na firmę, która nie dawno pojawiła się w drogeriach i mnie zainteresowała.
  • Organique masło shea o zapachu mleka. Zapach nie do końca przypadł mi do gustu. Mam nadzieje, że będzie miał równie dobre działanie jak posiadana przeze mnie wersja z lnem i grapefruitem. Zapach mógł być o wiele lepiej skomponowany, ale nie jest źle.
  • Balmi o zapachu truskawkowym, kosmetyk robi furorę na youtube i cieszę się, że w końcu mogę go przetestować.


Podsumowując cieszę się, że taki box pojawił się na polskim rynku. W jego przypadku nie zamawiamy kota w worku i nie ma obawy, że zawiedziemy się zawartością. Z chęcią zamówię kolejne pudełko, jeśli zawartość będzie mi odpowiadać.  

Na sam koniec chciałabym Wam życzyć:
Wesołych i Zdrowych Świąt!

Naomi

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Wszystkie zimowe limitowane żele pod prysznic z Balea w jednym poście (Black Secret, Purple Kisses, White Passion)

Ledwo kilka dni temu pokazywałam Wam zakupy z limitowaną serią Balea na zimę, a już dziś chcę co nieco o nich napisać. Kupiłam je na przełomie września i października, i właściwie od razu zaczęłam używać. Myślę, że to idealny moment na recenzje, ponieważ są jeszcze dostępne w sklepach i na allegro. 

W tym roku Balea postawiła na połączenia kwiatowo-owocowe. Od lewej znajdują się (i w takiej kolejności będę opisywać):
  • Black Secret, czyli zapach waniliowo-pomarańczowy,
  • Purple Kisses, czyli lilia i czarne maliny, 
  • White Passion, czyli białe kwiaty i jagody acai.
Pamiętam, że w zeszłym roku zimowa limitowana edycja zupełnie mnie nie zainteresowała. Zarówno zapachy jak i opakowania były nieciekawe. Natomiast dwa lata temu propozycja Balea szczególnie przypadła mi do gustu, zwłaszcza żel o zapachu czekoladowym. 


Wspomnę jeszcze, że kosmetyki Balea są dostępne w drogeriach DM (niestety tej sieci nie ma w Polsce). Poza tym dorwiemy ja na allegro. Za żel trzeba zapłacić w granicach 5-6 zł. Opakowanie zawiera 300 ml żelu. W powyższych zapachach można jeszcze dorwać balsam do ciała, dezodorant i mydło do rąk. 

W tym roku na szczególną uwagę zasługują kolorowe, wesołe opakowania, które przykuwają uwagę i zachęcają do kupna. Wygląd jest jedną z największych zalet tych kosmetyków. Świetnie wizualizują kompozycje zapachową.


Żele znajdują się w plastikowych tubkach. Kolor plastiku jest taki sam jak zawartość, z wyjątkiem wariantu Black Secret. W tym wypadku żel ma pomarańczowy kolor. Cechą wspólną dla wszystkich żeli jest to że są dość rzadkie i bardzo łatwo wylewają się przez otwór. Żaden z nich mnie nie uczulił, ani nie przesuszył skóry. Wszystkie dość słabo się pienią oraz niestety zapach nie pozostaje na skórze. Szkoda, przede wszystkim w przypadku w wersji czarnej ale też różowej.

Zacznę od wersji, która się mi najbardziej spodobała, czyli Black Secret. Wanilia świetnie współgra z pomarańczą. Wanilia nadaje aromatowi słodkość, a pomarańcza cierpkość, co powoduje, że nie jest to powtarzalny słodki zapach. Muszę zauważyć, że pomarańcza jest nieco bardziej wyczuwalna niż drugi składnik. Najbardziej z całej trójki kojarzy się mi ze świętami i okresem zimowym.


Drugim w kolejności pod względem zapachu, ale nie tylko jest wariant Purple Kisses, ponieważ mniej wyczuwam w nim nut kwiatowych. Poza tym jest to bardzo intensywny i energetyczny zapach, który przypomina nam o letnich miesiącach i pozwala przetrwać chłodne i ponure miesiące. 

Najmniej spodobała mi się biała wersja, czyli White Passion. W tym wypadku najbardziej wyczuwam kwiatowe nuty. Poza tym jest coś w tym zapachu, co mi nie odpowiada. Pewne nuty kojarzą się mi z zapachem proszku do prania, za którym nie przepadam. Oczywiście nie jest to kompozycja zapachowa, który powoduje, że nie używam tego kosmetyku, tylko to że najmniej mi się podoba.


Wyżej już wtrąciłam, która opcja najbardziej przypadła mi na gustu. Pisząc tę recenzje naszła mnie myśl, że ta edycja limitowana równie dobrze sprawdziłaby się wiosną i latem. Kompozycje zapachowe niejednoznacznie kojarzą się mi z sugerowanym okresem. Wszystkie są ok, ale summa summarum nie zakochałam się w nich na tyle, żeby robić zapasy. W przypadku dostępu do DM-u polecam przyjrzeć się wersji z wanilią i pomarańczą. Według mnie jest najlepsza. 

Naomi

niedziela, 21 grudnia 2014

Yves Rocher żel-krem przeciw niedoskonałościom - kolejny powód aby nie kupować tych kosmetyków

Rok 2014 mogłabym podsumować przede wszystkim zainteresowaniem asortymentem firmy Yves Rocher. Przerobiłam niezliczoną ilość kosmetyków z praktycznie każdej kategorii. Niestety z wielu nie byłam zadowolona i mój entuzjazm na przestrzeni miesięcy znacząco zmalał. W chwili obecnej zużywam zapasy i jednym z kosmetyków, który został mi dosłownie na kilka użyć jest żel-krem przeciw niedoskonałościom przeznaczony do cery tłustej i mieszanej.


Kosmetyki Yves Rocher są dostępne przede wszystkim w sklepach firmowych, ale również online i wysyłkowo. Bohater dzisiejszej recenzji kosztuje dość sporo, mianowicie 39,90. Na szczęście można go wyrwać za o wiele niższą kwotę dzięki różnym promocjom. Słoiczek zawiera 50 ml, które należy zużyć w ciągu 12 miesięcy. Krem początkowo był zapakowany jeszcze w kartonik, które dodatkowo zabezpieczony był folią. Więcej o nim można przeczytać tutaj.


Słoiczek jest bardzo zgrabny, zabiera stosunkowo mało miejsca. Nie do końca wpisuje się w mój gust. Mógłby być ładniejszy. Zakrętka jest wykonana z bardzo grubego plastiku, pozostała część ze szkła, która już wiele zniosła. Nie ma obawy, że coś się rozbije.

Po odkręceniu zakrętki krem zaskoczył mnie nieprzyjemną wonią alkoholu. Niestety znajduje się on w składzie już na drugim miejscu. 


Krem ma bardzo interesującą formułę. Z jednej strony jest lekka i sprawia wrażenie szybko wchłaniającej. Niestety zauważyłam, że nie wchłania się tak jak inne poprzednie kremy, które się u mnie sprawdziły. Ten pozostawia taką jakby powłoczkę, którą się roluje. Denerwuje mnie to zwłaszcza wtedy gdy robię makijaż i chcę żeby wszystko wyglądało idealnie. Nie jest to możliwe, gdy widzę jak chwile wcześniej nałożony krem się łuszczy. 

Producent obiecuje efekt odświeżonej i oddychającej skóry. Niestety nie zauważyłam takiego efektu. Krem nie wpłynął w żaden zauważalny sposób na stan mój cery, zarówno w sposób pozytywny jak negatywny. Nie nawilża w rewelacyjny sposób. Przede wszystkim używałam go na dzień. Jedynym dobrym aspektem jest to, że pozostawiał skórę matową przez kilka godzin. Nie uczulał mnie ani nie podrażniał. 


Podsumowując kolejny raz coś z Yves Roscher mnie zawiodło. Niestety najwyraźniej te produkty nie są mi pisane i czas się z tym pogodzić. Krem nie zrobił nic pozytywnego na mojej skórze. Dodatkowo wysoka cena regularna sprawia, że nie jest wart ponownego zakupu. Nie polecam.

Naomi

środa, 17 grudnia 2014

Ogromne zakupy z ostatnich miesięcy (DM, Natura, Allegro, Super-pharm, Organique)

W końcu mam trochę luzu i mogę nadrobić zaległości. Może nawet zrobię coś na zapas. Niestety styczeń zapowiada się okropnie i z perspektywą spędzenia go w książkach, i notatkach. Nie będę tu jednak pisać nadal o złych rzeczach, ale o tym, że przez święta mam nadzieje, nadrobić blogowe zaległości. Pierwszą z nich jest uporanie się z zakupami z nawet nie wiem jakiego okresu, ponieważ coś kupiłam we wrześniu, październiku i listopadzie. W domu czekają zamówienia z dnia darmowej dostawy, więc żeby zachować chronologie muszę się najpierw uporać z tym.


Dzisiejszego posta sponsorują kremy do rąk. Przybyło mi ich najwięcej. Moje dłonie w czasie zimy na pewno będą dobrze nawilżone.


W tym roku postanowiłam, że koniecznie muszę mieć jakiś kremy do rąk z limitowanej serii Essence. Co jakiś czas ich szukałam na allegro aż w końcu się pojawiły. Wybrałam dwa warianty zapachowe: wanilie i cynamon oraz wiśnia i kokos. Zwłaszcza ten drugi ma bardzo intrygujący zapach. Do wyboru były jeszcze wersja o zapachu migdałowym, ale nie zdecydowałam się na nią. Używam tych kremów już od ponad miesiąca i w najbliższym czasie mam nadzieję, że uda mi się o nich coś napisać. 

Kolejnym kremem jest dla mnie nowość z dermo pharmy, czyli krem do rąk z ekstraktem ze śluzu ślimaka. Przyznam, że to ten ślimak skłonił mnie do zakupu. 


Podczas promocji -40% na kremy w Super-pharm skusiłam się na mojego ulubieńca Eveline z olejem arganowym (tym razem trafił mi się szklany słoiczek). Również w Super-pharmie, ale o wiele wcześniej, czyli 1 października kupiłam krem Effaclar Duo + z La Roche Posay za 39,99. Nigdy go nie miałam, ale mam nadzieje, że dobrze się spiszę na mojej skórze. Czytałam o nim wiele dobrego.


Kolejnym kosmetykiem z limitowanej serii Yves Rocher o zapachu karmelizowanej gruszki jest żel pod prysznic. Wiem, że żele z YR źle działają moją na skórę, ale może tym razem będzie lepiej, a zapach bardzo przypadł mojemu nosowi.


Teraz przyszedł czas na małą perełkę. Podczas któreś z promocji -20% w Sephora wyczaiłam te o to miniaturkę mascary They're Real z Benefit. Czytałam o niej naprawdę wiele dobrego. Kilka dni temu ją otworzyłam i na razie efekt bardzo mi się podoba. Zobaczymy co będzie dalej.


Następnie mała mieszanina sklepów. W Drogerii Natura do koszyka wpadł krem do rąk z Noni Care. Gdzieś obiły mi się się o uszy dobre opinie, dlatego zdecydowałam się na niego. Następnie krem do rąk bez którego nie wyobrażam sobie zimy. Oczywiście chodzi o kakaowy Palmer's. Zamówiłam go w jednej z internetowcy aptek, ale o niej napiszę wkrótce. Następnie kredka z nowej serii Essence. Coś podobnego widziałam z p2. Na koniec taka zachciewajka. Krem z Dove kosztował niecałe 2 złote, ponieważ był w cenie na do widzenia.


Końcem września wybrałam się do DM-u, gdzie kupiłam masło do stóp o zapachu mięty i kwiatu pomarańczy, minimasełko z Alverde, mandarynkowy peeling oraz żel pod prysznic z zimowej edycji limitowanej Balea (moim zdaniem najlepszy). 


Na allegro dokupiłam z Balea pozostałe dwa żele z limitowanej edycji Balea, czyli białe kwiaty i jagody acai oraz lilia i czarne maliny (ostrężyny?). Następnie zamówiłam balsam do stóp z tej samej serii co wyżej było masło. Moją uwagę przykuły też malinowe chusteczki do oczyszczania twarzy z pudełkiem.


Ostatnie zakupy pochodzą z Organique, które robiłam na dwa raz. Najpierw ponownie kupiłam czarne mydło. Do zakupów za założenie nowej karty dostałam kulę do kąpieli. Następnie podczas któreś z gazetowych promocji przygarnęłam maskę do stóp i masło shea o zapachu pomarańczy i chili.

No to tyle. Jest tego ogromna ilość. Pociesza mnie tylko fakt, że zakupy były podzielone na kilka miesięcy. 

O czym chciałybyście poczytać w pierwszej kolejności? 

Naomi

sobota, 13 grudnia 2014

Ziaja Liście Manuka tonik zwężający pory - moja opinia

Kilka miesięcy temu Ziaja wypuściła na rynek nową linie kosmetyków przeznaczoną do skóry tłustej i mieszanej. Oczywiście mam na myśli linie liście manuka, która szturmem podbiła blogi i prawie każdy chciał spróbować tych kosmetyków. Ja również skusiłam się na dwa kosmetyki, czyli na tonik oraz pastę oczyszczającą. Dziś chciałabym napisać co nieco o tym pierwszym kosmetyku.


Początkowo ta linia była dostępna tylko w sklepach firmowych Ziaja. W chwili obecnej kupimy je w każdym Rossmannie, Hebe i w innych drogeriach. Ogromną zaletą są bardzo przystępne ceny w granicach 7-12 zł. W linii "Liście Manuka" znajdziemy tonik, żele do mycia twarzy, pastę głęboko oczyszczającą oraz kremy. Tonik, który jest tematem dzisiejszego posta ma pojemność 200 ml.


Kilkukrotnie już wspominałam, że szata graficzna kosmetyków Ziaja bardzo mi odpowiada. Jest tak również w tym przypadku. Opakowanie jest wykonane z porządnego, twardego, przezroczystego plastiku. Małym zgrzytem jest sposób, w który dozujemy kosmetyk. Z jednej strony pompka jest fajna, ponieważ możemy bezpośrednio spryskiwacz skórę. Ale ja i tak wolałam używać wacika i tutaj jest problem, ponieważ trzeba się nieźle napompować aby go zwilżyć. W związku z tym ja zwykle odkręcałam pompkę. 


Ogromną zaletą tych kosmetyków (a przynajmniej tych, które ja posiadam, czyli tonik i pasta) jest rewelacyjny zapach. Nie przypomina mi nic konkretnego, ale jest świeży i bardzo przypadł mojemu nosowi. Od toników nie wymagam zbyt wiele, Przede wszystkim mają odświeżać skórę oraz przygotowywać skórę do kolejnych zabiegów pielęgnacyjnych. Ten idealnie spisywał się w tej roli. Nie podrażniał, nie wysuszał i nie uczulał. Nie przyczyniał się również do powstawania niespodzianek. Producent obiecuje zmniejszanie porów i po cichu liczyłam, że coś z nimi zrobi. Niestety nic takiego nie zaobserwowałam. Szkoda.


Podsumowując jestem zadowolona z tego kosmetyku. Sprawdza się w swojej elementarnej roli, a dodatkowo pięknie pachnie i nie wysusza. Nie zwęża porów, ale wiem, że tonik niewiele może zdziałać w tej materii. Ogromną zaletą jest też korzystna cena. Polecam.

Znacie kosmetyki Ziaja z linii manuka?

Naomi

wtorek, 9 grudnia 2014

Blogowe mikołajki - w tym roku nie do końca udane

Witajcie, dziś chciałabym Wam pokazać prezent który dostałam w ramach blogowych mikołajek organizowanych przez Just Beauty. W zeszłym roku uczestniczyłam w czymś podobnym organizowanym przez kogoś innego i byłam pod wielkim wrażeniem akcji, ponieważ blogerka, która robiła wtedy mi prezent idealnie trafiła w mój gust i upodobania. Wspominam o tym, ponieważ po dobrych doświadczeniach w zeszłym roku, liczyłam na to to samo w tym. Czy tak było, przekonacie się w dalszej części posta.




Na uwagę zasługuję fakt, że kartka jest własnoręcznie zrobiona. :) Paczka dla mnie została przygotowana przez Mums in heels (bloga niestety nie znam, więc wolałabym nie zamieszczać błędnego linku).  


Nie będę ukrywać, że nie mogłam się doczekać paczki i gdy tylko ją dostałam z obłędem w oczach zaczęłam ją rozpakowywać. Niestety (jest mi to bardzo przykro pisać) jestem nieco rozczarowana zawartością. Poświęciłam trochę czasu na wypełnienie ankiety o upodobaniach kosmetycznych. Starałam się jak najlepiej je opisać i co aktualnie mnie interesuje, aby osoba, która mnie wylosowała miała jak najłatwiej. Również mój blog jest ogromną kopalnią wiedzy o mnie. 

Otrzymałam płyn dwufazowy z Lirene, lubię tego typu kosmetyki do zmywania makijażu, ale nie koniecznie z Lirene. Bardzo rzadko decyduje się na produkty tej firmy i póki co wolałabym tego nie zmieniać. Poza tym myślę, że gdybym ja wybierała coś do prezentu to szukałabym coś bardziej wyszukanego. Następnie saszetka z Perfecty maska + peeling do rąk. Sama na pewno bym się na to nie zdecydowała, ale może kiedyś zużyje. Na koniec perełki, czekoladowy zestaw: żel pod prysznic i masło. Tutaj trop był całkiem niezły, ale niestety kosmetyki mają średni zapach. Poza tym są to kosmetyki, o których nic nie wiem, nie mają podanego nawet producenta. Mają tylko podane składy (których wolałabym nie komentować), a chciałabym dowiedzieć się o nich coś więcej. 


Nieprzyjemnie jest mi pisać takiego posta, ale muszę się wywiązać z zaakceptowanego regulaminu. Zawartość paczki nie przypadła mi do gustu. Pewnie wyjdę teraz na nie wiadomo kogo, ale piszę co czuję. Widziałam zawartości paczek innych osób, które były świetnie przemyślane, więc da się. Nie wiem czego tutaj zabrakło.

Jeśli chcecie spojrzeć co ja włożyłam do mikołajkowej paczki, to zapraszam Was TUTAJ.

Naomi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...