poniedziałek, 21 listopada 2011

Tag: lakiery na jesień i zimę

Czytając lub słysząc o czymś takim jak podział kolorów lakierów, na te które nosimy jesienią lub zimą. Twierdziłam, że coś takiego dla mnie nie istnieje, że dobrze czuję się żółtym, czy jaskrawym zielonym o każdej porze roku. Jednak teraz przechylam się do zwolenników podziału. Moje szalone kolory będą musiały poczekać do wiosny. Dziś chcę wam pokazać moje propozycję. Ja lubię czytać, a raczej oglądać takie posty, więc mam nadzieję, że wam się spodoba.

Najpierw zdjęcie grupowe mojej gromadki:


A teraz po kolei trójkami ;)

Brązy i kolory nude, niestety nie ma ich wiele w mojej kolekcji. Od lewej: Golden Rose z serii proteinowej numery 266 i 305, oraz Inglot nr 715 (ostatnio miałam go na paznokciach i zrobiłam mu zdjęcia, więc oczekujcie recenzji).


Następnie zielenie niebieskości szarości. Mam kilka zielonych lakierów lub niebieskich, ale wybierając lakiery do tego posta, doszłam do wniosku, że wybiorę te najbardziej dołujące i smutne odcienie. Takie jakie kojarzą mi się z jesienią i zimą. Od lewej: Manhattan nr 1010N, Catrice nr 280 "London's weather forecast"- niestety już wycofany, ale coś podobnego widziałam z Virtual, z serii Street fashion. Kolejny Miyo nr 27 "Baby blue" oraz Avon "peppermint leaf".


 Kolejne lakiery to lakiery w kolorze śliwki i zgaszone fiolety. Od lewej: Wibo nr 177, Manhattan nr 65W oraz H&M "Goddess on the stage".

  

I ostatnie fanty to tradycyjna czerwień i elektryzujący róż, aby dodać sobie szaleństwa w te szarobure dni.
Od lewej: Golden Rose nr 307, H&M "Beauty-licious" i JOKO nr J120 "Sexy lady" 



Mam nadzieję, że spodobały wam się moje propozycje.
Pozdrawiam Naomi

czwartek, 17 listopada 2011

Golden Rose no 266

Nie będę się kolejny raz tłumaczyć, dlaczego nie pisałam ponad tydzień, ale ten co chodzi do liceum pewnie się domyśla o co chodzi. Nie będę dziś lać wody, wystarczająco lałam wodę na ostatnich sprawdzianach. Nie przedłużając dziś na tapecie jeden z lakierów z Golden Rose które kupiłam pod koniec lipca. Pisałam co nie co Tu, a tutaj opisywałam inny kolor tu.

Dziś opiszę go w wersji skróconej, czyli widziane na kilku blogach: plusy i minusy.
Plusy:
-gama kolorów
-trwałość ok. 5 dni bez większych uszczerbków
-wygodny pędzelek
-aplikacja
-do idealnego pokrycia paznokcia wystarczą dwie warstwy

Minusy:
-schnięcie
-konsystencja podczas aplikacji rozlewa na bok
-zdarza się mu zbąbelkować






Podsumowując trwałość jak najbardziej na plus, mogłoby być trochę lepiej z pozostałymi aspektami, ale nie jest źle. Niestety bogata kolorystyka zachęca i pewnie jeśli je jeszcze gdzieś spotkam to kupię.

PS. Mam nadzieję, że jutro się spotkamy.

Pozdrawiam
Naomi.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Kobo- puder prasowany matujący - niestety nie dla mnie

O dziś poniedziałek i Naomi piszę, trzeba to zapisać w kalendarzu. Tak to jest jak się nie chcę uczyć na niemiecki lub fizykę. W takim wypadku byle wymówka jest dobra. Poza tym ostatnio po fotografowałam kilka kosmetyków i wypadałoby coś o nich napisać. Dziś kilka słów na temat pudru prasowanego z Kobo, które obiecałam podczas jednego z shoppingów. Oprócz tego ostatnio dobiłam denka i to ostatecznie zaważyło na notce.

Sprawy organizacyjne, czyli gdzie kupić, cena, waga etc.:
Wyżej wymieniony można kupić tylko w Drogeriach Natura, w cenie 19,99 za 9g. Do wyboru jest 5 odcieni.

Opinia producenta(źródło: opakowanie):
"Delikatny puder idealny do wykończenia i korekty makijażu  w ciągu dnia. Nadaje skórze aksamitny, naturalny wygląd na wiele godzin. Lekka formuła idealnie łączy się ze skórą, umożliwiając jej swobodne oddychanie."

Niestety nie znalazłam składu:

Moja opinia:
Od razu napiszę że kupiłam go pod wpływem KWC. Oprócz niego były jeszcze dwa typy. Gdy go szukałam miał nieco lepsze recenzję. Co pierwsze rzuciło mi się oczy: strasznie pyli, a co za tym idzie jest nie wydajny. Mój poprzedni puder z Manhattan, o którym pisałam TU męczyłam 1,5 roku. A w tym przypadku po 3 miesiącach bardzo nieregularnego używanie widzę dno. Poza tym matuje bez rewelacji, około 3-4 godzin w zależności od warunków atmosferycznych, raz lepiej i gorzej. Nakładając go za dużo tworzy nienaturalną maskę.  Mały jest też wybór kolorów. Muszę się też przyczepić do opakowania, jest to czarna kostka udająca profesjonalne opakowanie. Jak zobaczycie na poniższych zdjęciach bardzo się brudzi i rysuję. Na minus brak puszka, czegokolwiek co w kryzysowej sytuacji mogło by się przydać. Na plus lusterko. Zapięcie jest dość dobre- małe prawdopodobieństwo, że nam się otworzy w torebce. Po otwarcie pokrywka nam lata, brak ograniczenia, aby nam się ładnie prezentowało. Na zawiasach opakowanie też się rusza i przy większych wypadkach opakowanie może zostać w kilku kawałkach.




Podsumowując:
Niestety nie kupię go ponownie. Nie spełnił moich oczekiwań zarówno podczas działania, jak i estetycznych.


Pozdrawiam
Naomi

sobota, 5 listopada 2011

Bubel roku- pękacz lovely

Witajcie, dziś na tapecie produkt, który niestety bardzo mnie zawiódł. Niedawno chciałam sobie pomalować własnie tym pękaczem paznokcie, taki akurat miałam nastrój. Najpierw paznokcie pomalowałam lakierem, który wybrałam jako bazę. Następnego dnia chciałam użyć ww lakieru pękającego. Pełna zapału otwieram buteleczkę, dodam że to było moje trzecie użycie. Patrzę, a na pędzelku jakiś glut i zaschnięty lakier. Nie zrażona próbuje pomalować tym lakierem paznokcie, ale nie da się. Dla bloga pomalowałam dwa paznokcie, resztę pękaczem z Essence, który mam od kwietnia i w ogóle nie zmienił swojej konsystencji. Czytałam o nim już na innym blogu i autorka miała podobne zdanie.

Dodatkowo ściąga lakier bazowy, ponieważ baza miała calutki dzień na wyschnięcie. Na plus, niestety duża gama kolorystyczna, wydaję mi się, że jest ich (chyba) 14. Oczywiście dostępność szafa Lovely jest w prawie w każdym Rossmanie. Niestety pędzelek również mi nie podpasował, jest za wąski.

Na początku bardzo mi się spodobał jak pęka, tworząc nieregularne wzorki. Lakier z Essence tworzy takie bardziej wzdłuż paznokcia.
Jako bazę użyłam lakier Bell z serii Air Flow nr 712
Na pierwszym zdjęciu widać jak pięknie ściągnął mi lakier podkładowy.


Czarny pękacz to oczywiście Essence.


   

Następnie cudowny glut jaki zrobił się na pędzelku.



Podsumowując miałam okropną chęć na jakieś inne odcienie, jednakże myślę, że nie warto inwestować 8-9 złotych na lakier którego nie użyjemy nawet 3 razy. Stanowczo odradzam jego zakup

Pozdrawiam 
Naomi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...