środa, 31 lipca 2013

Palmer's kakaowy krem do rąk

Dziś chciałabym napisać co sądzę, o skoncentrowanym kremie do rąk z masłem kakaowym, który otrzymałam do przetestowania na spotkania blogerek w Katowicach. Od tamtego czasu kremu używam codziennie i prawie dobijałam dna. Myślę, że to idealny moment na recenzję. 


Kosmetyki Palmer's są głównie dostępne w aptekach, zarówno w internetowych i stacjonarnych. Pełną listę miejsc, gdzie możemy je kupić, znajduje się tutaj. Z tego co się zorientowałam, krem w zależności od miejsca zakupu i promocji kosztuję 11-15 zł. W opakowaniu znajduje się 60 g kremu, które należy zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. 



Krem znajduję się w zgrabnej tubce, którą można wrzucić do torebki. Ma idealny rozmiar. Szata graficzna nie do końca do mnie trafia. Nie jest to coś co lubię, ale zwraca na siebie uwagę. Opakowanie jest wykonane z dość twardego plastiku, które nie utrudnia wydobycia kosmetyku. Zamknięcie dobrze spełnia swoją rolę. Łatwo się otwiera, ale nie za bardzo. Z pewnością sam się nie otworzy.


Jedną z zalet kremu jest jego kakaowy zapach. Bardzo lubię takie klimaty, choć latem wolę lżejsze zapachy. Niestety taki zapach nie każdemu może odpowiadać. Krem ma bardzo gęstą, treściwą konsystencję. Niewielka ilość wystarczy aby posmarować nasze dłonie. Dzięki temu jest bardzo wydajny, a używam go kilka razy dziennie. 


Początkowo nie wiązałam z nim wielkich nadziei. Traktowałam go jak zwykłe mazidło do rąk i w sumie taki jest. Bardzo mi się podoba konsystencja, zapach oraz to, że łatwo go rozsmarować. Jednak nie zachwyca mnie sposób w jaki pielęgnuje moją skórę. Dość długo się wchłania, pozostawiając tłustą warstwę. Najlepiej użyć go na noc. Krem ma czas aby się wchłonąć. Rano budzimy się z gładką, wypielęgnowana i przyjemną w dotyku skórą, na której możemy wyczuć delikatny aromat kremu. Niestety używanie kremu w ciągu dnia jest bardziej uciążliwe. 


Podsumowując krem mnie ani nie zachwycił, ani nie spowodował obłędu w moich oczach. Jest to całkiem przyjemny średniaczek, który gdyby nie długie wchłanianie z pewnością na stałe zamieszkałby w mojej torebce. Ma idealne wymiary, mały i zgrabny. Najlepiej go nakładać na noc. Ma czas aby się wchłonąć. Nie wiem, czy kupię kolejne opakowanie. Jeśli trafię na fajną promocję to pewnie tak. 

Miałyście styczność z kosmetykami Palmer's?

Napiszcie :)

Naomi

wtorek, 30 lipca 2013

I tak, i nie. Alverde morela i cytryna w postaci odżywki i maski.

Bardzo dawno temu, jeszcze w grudniu kupiłam całą serię Alverde do włosów pozbawionych blasku z morelą i cytryną. Szampon miał swoje 5 minut pewien czas temu. Tak mi się spodobał, że kupiłam go ponownie. Jednak nadal się męczyłam z maską i odżywką z tej serii. Na szczęście w końcu widzę w nich dno i mogę Wam napisać, jak się u mnie sprawdziły.

odżywka/maska

Kosmetyki Alverde są dostępne w drogeriach DM (czy tylko ja mam wrażenie, że ta formułka zaczyna być nudna?), na allegro oraz w wielu sklepach internetowych. Niestety w tych dwóch ostatnich ceny są zawsze najmniej korzystne. Odżywka kosztuje 2,25 € w Niemczech, natomiast w Czechach około 60 Kc za 200 ml. Nie zawiera silikonów. Maskę możemy nabyć za 1,65 € lub około 50 Kc za 150 ml. Oba kosmetyki mogą być używane przez wegan.


Oba kosmetyki mają bardzo istotną dla mnie wadę, mianowicie opakowania. Zarówno w masce i odżywce są wykonane z bardzo twardego plastiku, które utrudnia wydobycie produktu na zewnątrz. Poza tym bardzo podoba mi się szata graficzna. Nie jest nadzwyczajna, ale wszystko ze sobą współgra. Oba zamknięcia działają na klik i dobrze się sprawdzają. Z tym, że zamknięcie odżywki łatwiej otworzyć, wystarczy o coś zahaczyć.

Maska i odżywka mają bardzo gęstą konsystencję, którą jak wspomniałam powyżej trudno wydobyć z opakowania. Konieczne jest użycie bardzo dużej siły. Sama konsystencja nie utrudnia nakładania. Nie spływają z włosów. Obie są koloru białego i mają taki sam, dość intensywny zapach, który ani mi nie przeszkadza, ani zachwyca. Są całkiem wydajne.


W końcu dochodzimy do wyjaśnienia tytułu notki, dlaczego jestem na tak i na nie. Mianowicie maska sprawdziła się na moich włosach o wiele lepiej od odżywki. Włosy są wygładzone, miękkie w dotyku i lśnią. Bardzo łatwo je rozczesać, nie zbijają się w strąki. Maska nie obciąża ich, włosy zachowują swoją standardową świeżość, czyli trzy dni. 

Natomiast odżywka zupełnie się u mnie nie sprawdziła. Praktycznie nic na nich nie robiła, jedynie ułatwiała rozczesywanie. Po użyciu, włosy nie były wygładzone, były tępe w dotyku. Końcówki wywijają się w każdą stronę. Zbijają się w strąki. Krótko mówiąc, nie wyglądają efektownie. Próbowałam odżywkę nakładać na dłużej niż na te kilka minut pod prysznicem. Mniej więcej na 20 minut. Pierwsze dwie próby zakończyły się powodzeniem. Włosy były takie jak po nałożeniu maski na kilka minut. Niestety kolejna próba nie przyniosła pożądanego efektu. Wróciłam do punktu wyjścia.


Podsumowując, działanie maski w pełni wynagrodziło mi gęstą konsystencję. Włosy po użyciu są takie, jak lubię miękkie, łatwo je rozczesać oraz tworzą taflę. Końcówki nie wywijają się w każdą stronę. Podczas gdy odżywka zupełnie się u mnie nie sprawdziła. Działanie nie wynagrodziło mi kijowego opakowania, z którego ciężko cokolwiek wydobyć. Maskę możliwe, że kupię ponownie, ale odżywki na pewno nie.

Miałyście okazję używać któregoś z tych kosmetyków?

Naomi

PS. Wiem, że są kijowe zdjęcia, ale pochodzą jeszcze z zimy, kiedy uwielbiałam używać lampę błyskową. ;)

poniedziałek, 29 lipca 2013

Działo się! 27.07 spotkanie blogerek w Katowicach

Dwa dni temu odbyło się drugie spotkanie w Katowicach, na którym miałam przyjemność być. Było rewelacyjnie, a poza tym miałam okazję poznać kilka nowych osób. Szkoda, że nie wszystkich.


Spotkanie miało nawet harmonogram. Zaczęło się od pokazu Dominiki, jak wiązać włosy na chustę. Modelką była Kasia. Fryzura wygląda to na skomplikowane, ale da się ogarnąć. Dziś znalazłam pierwszą lepszą chustę i za trzecim razem wyszło. Nie jest idealnie, ale się trzyma i wiem mniej więcej o co chodzi.


Następnie odbyło się losowanie prezentów. Zwykle nie mam szczęścia w takich zabawach, ale tym razem udało się. Wylosowałam rumiankowy szampon oraz mojego pierwszego Glossy Boxa.





Później odbył się mały wykład Angel. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem jej wiedzy na temat składników i kosmetyków. 


Przedostatnią atrakcją był wykład Marty o dobrym robieniu zdjęć. Dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy, które mam zamiar zastosować. Poza tym przy okazji wywiązała się mała dyskusja na temat oznaczania zdjęć przed kradzieżą.


Ostatnim punktem programu była wymiana. Wypatrzyłam tylko piaskowy lakier z Golden Rose, ale zapomniałam mu zrobić zdjęcie. 



Organizatorki:

Na koniec prezenty od sponsorów.











Za wszystkie upominki bardzo dziękuję. Z przyjemnością je wypróbuję.Większość jest dla mnie nowością.


baner ze sponsorami stworzyła:  gosia mysz

Dziękuję
Naomi

PS. Zdjęcia nie podpisane, nie są przeze mnie zrobione. Tak jak poprzednim razem podkradłam je z innych blogów.

czwartek, 25 lipca 2013

Balea egzotyczna pianka pod prysznic HOT or NOT

Na dziś zaplanowałam recenzję pianki w żelu z Balea o zapachu egzotycznym. W zimie była dostępna truskawkowa pianka, która nie do końca się u mnie sprawdziła. Głównie nie odpowiadał mi zapach, według mnie był chemiczny oraz słabo wyczuwalny. Natomiast opakowanie było bardzo dopracowane. Jak w porównaniu do niej sprawdziła się egzotyczna? -szczegóły poniżej. 


Pianka kosztuję 44,90 Kc (nie mam pojęcia ile kosztuje w Niemczech), jest dostępna w drogeriach DM, w sklepach internetowych oraz na allegro. W opakowaniu znajduję się 150 ml żelu, które należy zużyć w ciągu trzech lat. Jest limitowany.

Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Laureth-4, Isopentane, Isopropyl Palmitate, Sorbitol, Isobutane, Glycerin, Parfum, Peg-40 Hydrogenated Castor Oil, Hydroxypropylguar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Limonene, Cl 16255, Cl 19140


Jak zawsze zacznę od opakowania, które tym razem zupełnie mi się nie podoba. Szata graficzna nie zachwyca. Na pierwszy rzut oka możemy dostrzec z jaką półką cenową mamy do czynienia. Na szczęście dobrze spełnia się w swojej roli. Całkiem nieźle leży w dłoni, choć zimowa pianka była lepsza, ponieważ miała wyprofilowane opakowanie. Dozownik dobrze działa, nie trzeba sporo siły aby wypłynął kosmetyk, ale czasami wypływa go za dużo. Co znacząco rzutuje na wydajność, która nie jest nadzwyczajna. Pianka umilała mi prysznic przez mniej więcej dwa tygodnie.


Po naciśnięciu dozownika z opakowania wypływa dość rzadki żel, w kolorze brzoskwiniowym. Rozprzestrzeniający się zapach żelu zupełnie mnie zadowala. Przywodzi na myśl egzotyczne owoce, ale takie chemiczne. Dodatkowo wyczuwam w nim pewne pudrowe nuty, które zupełnie mi nie odpowiadają. Chwilę później żel zmienia się w piankę, którą w dłoniach robi się bardzo gęsta, zwiększa swoją objętość i jest przyjemna w dotyku. Piana, która się tworzy w ostatecznej fazie jest biała i pachnie już dość subtelnie.

Pianka nie ma jakiś świetnych właściwości myjących. Mam wrażenie, że o wiele lepiej radzi sobie zwykły żel pod prysznic. Skóra po osuszeniu ręcznikiem nie pachnie pianką. Nie jest podrażniona ani wysuszona. Bardzo łatwo się ją spłukuje.


Podsumowując, jestem trochę rozczarowana tym kosmetykiem. Spodziewałam się czegoś więcej, czegoś lepszego. Oczywiście jest to świetna odskocznia oraz coś nowego pod prysznicem, więc ogromny plus dla producenta za inwencje. Niestety zapach, opakowanie, wydajność jest zła. Zdecydowanie lepsza była truskawkowa wersja. Nie była idealna, ale w stosunku do tej bezapelacyjnie lepsza.

Używacie takich wynalazków pod prysznicem?

Naomi

Idzie nowe z Balea: Blutorange + Moringa nowa seria do włosów farbowanych

Niestety całkiem niezła seria do włosów farbowanych z kokosem i kwiatem tiare zostaje wycofana. Na jej miejsce zostaje wprowadzona nowa z pomarańczą i moringa.

Miałam kiedyś kokosowy szampon do włosów i był na prawdę niezły. Wiem, że wiele z was jest fankami kokosowej serii.

Info pochodzi z facebooka. :)

Będziecie tęsknić?

Naomi

poniedziałek, 22 lipca 2013

Bardzo miłe zaskoczenie: żel do mycia twarzy od Nivea

Dziś chciałabym Wam przedstawić opinię na temat żelu do mycia twarzy, przeznaczonego do cery tłustej i mieszanej. Zużyłam już prawie całe opakowanie i mogę co nieco na jego temat napisać. Zwykle nie przywiązuje wagi do żelu do mycia twarzy. Najważniejsze żeby dobrze zmywał resztki makijażu i wszelkie zabrudzenia. 


Kupiłam go podczas promocji -40% w Rossmannie w maju. W promocji zapłaciłam za niego około 7 zł, normalnie kosztuje około 13 zł. Opakowanie zawiera 150 ml kosmetyku, które należy zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. Kosmetyki Nivea są ogólnodostępne. Kupimy je w sieciowych i prywatnych drogeriach oraz w supermarketach (np. Auchan, Tesco).


Żel znajduję się w typowym dla tego typu kosmetyków opakowaniu, które bardzo dobrze spełnia swoją rolę. Jest wykonane z dość miękkiego plastiku. Problemy dopiero się zaczynają, gdy już niewiele zostało żelu w tubce. Wtedy konieczne jest rozcięcie opakowania nożyczkami. Zamknięcie jest wykonane z bardzo twardego plastiku, dobrze się zamyka. Czasami jednak występują problemy z jego otwarciem. Trzeba użyć trochę siły. Wygląd opakowania nie jest zachwycające, ale jest proste i schludne. Takie jak lubię.


Minusem żelu jest jego konsystencja. Jest dość rzadka, co prawda nie przelewa się przez palce, ale bardzo trudno wydobyć z opakowania optymalną ilość. Zawsze wyleję się go za dużo, co bardzo wpływa na jego wydajność. Zaczęłam używać go końcem maja/początkiem czerwca i aktualnie zostało go na jedno max dwa użycia. Zaznaczę, że zwykle używałam go raz dziennie, bardzo sporadycznie dwa.

Żel jest przezroczysty o niebieskim zabarwieniu, który zawiera peelingujące mikrogranulki. Ma bardzo dziwny zapach. Poniekąd świeży, ale bardziej sztuczny, mi się kojarzy ze szpitalem. 


W notce, pod którą pokazywałam zakupy z Rossmanna jedna z was napisała mi, że ten żel jest bublem. Nie ukrywam zaintrygował mnie ten fakt. Zaczęłam bardzo uważnie używać tego kosmetyku i szukać jego minusów. Niestety żel w żaden istotny sposób mi nie podpadł.  ;)

Żel spełnia swoje zadanie, czyli myję resztki makijażu i zabrudzenia nagromadzone w ciągu dnia. Na pewno nie poradzi sobie z tuszem i mocniejszym makijażem. Od tego są inne kosmetyki. Nie wysusza mnie.  Nie podrażnił moich oczu ani skóry. Pozostawia ją czystą i delikatną w dotyku, przygotowaną do kolejnych zabiegów pielęgnacyjnych. Zawarte w żelu mikrogranulki nic nie robią, ale w sumie nie zależało mi na nich. Nie przyczynił się do pogorszenia ani polepszenia stanu mojej cery. Był dla niej całkowicie obojętny.


 Podsumowując, żel całkiem nieźle się u mnie sprawdził. Sama jestem zaskoczona, że aż tak dobrze. W sumie nie pokładałam w nim wielkich nadziei. W maju chciałam tylko kupić pierwszy lepszy żel. Świetnie myję i oczyszcza. Ma dwie wady, które trochę mi przeszkadzają. Mianowicie zapach i wydajność. Poza tym jest to całkiem niezły kosmetyk.

Używałyście go?

Jaki żel/piankę do mycia twarzy możecie polecić?

Napiszcie :)

Naomi

sobota, 20 lipca 2013

Ostatnie naście lat... i prezenty urodzinowe

Jak pewnie się domyślacie po tytule, dziś kończę 19 lat. Nie mogę uwierzyć, że aż tyle. Jeszcze pamiętam, gdy pisałam notkę, o mojej osiemnastce. Świat niewyobrażalnie pędzi do przodu. :( Na szczęście nadal jestem z Wami i  na razie nie zapowiada się aby to się zmieniło.


Przy okazji pochwalę się moimi prezentami, z których jestem bardzo zadowolona.

Od przyjaciółek dostałam, to co w większości sobie wybrałam. Nie było się jednak bez małego zaskoczenia. Ktoś bardzo uważnie czyta mojego bloga. :*


W końcu mam swoją szczotkę Tangle Teezer i będę mogła zobaczyć, jak sprawdzi się na moich włosach. Następnie paleta Inglot 20 na kwadraty oraz pełnowymiarowe opakowanie płynu dwufazowego z Sephory. Dziękuję :*

Natomiast dziś od rodziców takie o to cudeńko:


Pozdrawiam
Naomi

czwartek, 18 lipca 2013

Zakupy z pierwszej połowy lipca (Biedronka, Super-pharm, Rossmann, Lidl)

W czerwcu grzecznie oszczędzałam, ale lipiec to istne apogeum zakupów. Tyle kosmetyków kusi. Coś podobnego miało miejsce po odwyku w listopadzie. Już teraz nazbierało mi się sporo ciekawych sztuk, które już teraz wam pokażę, ponieważ pod koniec lipca pojawi się podobna objętościowa notka. ;)

Jeszcze początkiem lipca udało mi się zdobyć co nieco z kosmetycznej gazetki Biedronki. Dorwałam krem BB z Under Twenty w jaśniejszym kolorze za około 11 zł. Wzięłam także przeciwzmarszczkowy płyn dwufazowy z Bielendy. Nie liczę na efekt wow. Chcę przetestować jak sobie poradzi z makijażem. Z Bielendy używałam już awokado i bawełny. Kosztował 5,99 zł. Następnie mała zachciewajka, czyli chłodzące chusteczki w cenie 1,49 zł. Już teraz mogę zdradzić, że są rewelacyjne. Na koniec z wyprzedaży małe opakowanie kremu Nivea Soft, chyba kosztowało 2,99 zł.


Następnie zakupy z Superpharm. Rzadko tam bywam, więc nie jest zaskoczeniem, że kupiłam co nieco. Na początek skusiłam się na szampon z Timotei, za który dzięki karcie zapłaciłam tylko 1,99 zł. W końcu kupiłam także moją pierwszą maszkę Biovax z trzema olejami. Kosztowała połowę ceny wyjściowej - 9,99 zł. Przed ostatnim kosmetykiem z tej drogerii jest moja ulubiona pianka z Pharmaceris do cery trądzikowej. Szkoda, że podrożała. Zapłaciłam za nią w promocji 23,99 zł.


Ostatnim kosmetykiem z Super-pharm jest dwufazowy płyn z Delii. Zapłaciłam za niego około 6 zł.Używałam go już kilka razy i na razie jestem zadowolona. 


Na koniec mała zbieranina z różnych sklepów. Po przeczytaniu notki u jednej z Was zapragnęłam wypróbować chusteczki odświeżające z Lidla. Będąc tam, przy okazji wrzuciłam jedną paczkę do koszyka. Dużym plusem jest niska cena 0,99 zł. Mam nadzieję, że się sprawdzą. Następnie peeling z Farmony, pachnie cudownie i kosztuje około 4 zł  w Auchan. Mam wersję z jeżynami i malinami. Na koniec kosmetyk trochę kontrowersyjny, ale po zużyciu sporej próbki (2,5 g, jest to 1/4 pełnowymiarowego opakowania) zapragnęłam go mieć. Mowa oczywiście o Carmexie w tubce o zapachu wiśniowym. Kosztował 8,99 zł.


Na razie tyle. Jest tego trochę, ale większość to bardzo praktyczne kosmetyki. Tak sobie to tłumaczę. Wpadło Wam coś ciekawego do koszyka? Napiszcie =)

Naomi

wtorek, 16 lipca 2013

Matowy błyszczyk bublem? - Essence Stay Matt Lip Cream

Dawno na blogu nie było nic na temat czegoś z kolorówki. Dziś postanowiłam to zmienić i opiszę Wam moje wrażenia z używania matowego błyszczyka lub inaczej nazywając matowej pomadki zamkniętej w błyszczykowym opakowaniu. Egzemplarz, który posiadam jest w kolorze nr 02 Smooth Berry.


Kosmetyki Essence kupimy w Drogeriach Natura, Hebe i w tzw. niesieciowych. Pomadka kosztowała 8,99 zł 4 ml, które powinno zużyć się w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Została wyprodukowana w Polsce. Występuje w czterech kolorach: 01 Velvet Rose, 02 Smooth Berry, 03 Soft Nude oraz 04 Silky Red.

Pomadka nie ma nadzwyczajnego opakowania, zdradza z jakiej półki cenowej pochodzi kosmetyk. Poza tym po pewnym czasie napisy ścierają się z opakowania. Jednakże jest wykonane z bardzo solidnego plastiku. Kilkukrotnie opakowanie mi spadło. Na szczęście nie spowodowało to żadnego uszczerbku. Zakrętka łatwo i dobrze się zakręca. Nie ma możliwości, że sama się otworzy np w torebce.


Aplikator jest całkiem przyjemny dla ust, ale niestety bardzo nieprecyzyjny. Za każdym razem muszę się bardzo namęczyć aby równomiernie nałożyć ten kosmetyk. Nie nabiera wystarczającej ilości produktu aby pokryć całe usta. Konieczne jest powtórzenie aplikacji.

Bardzo podoba mi się zapach pomadki. Kojarzy mi się z budyniem. Natomiast nie podoba mi się konsystencja. Sprawia wrażenie zważonej i posiadającej grudki.


Nie mogę nie wspomnieć nic o kolorze. Bardzo mi się podoba, zwłaszcza to, że wpada w róż. Niestety w końcu musimy przejść do najistotniejszych aspektów. Zacznę od aplikacji, która jest tragiczna. Bardzo trudno równo pomalować usta. Za każdym razem bardzo się męczyłam i musiałam poprawiać, ponieważ zawsze, ale to zawsze wyjechałam poza kontur ust. Następnie nie podoba mi się to, że zostaje na zębach, wygląda to bardzo niechlujnie. Poza tym podkreśla każdą suchą skórkę. 

Nie zastyga na ustach. Jest taki sam tuż po aplikacji i godzinę później. Bardzo łatwo przez przypadek go rozmazać lub co gorsza ubrudzić ubranie. Nie mogę się wypowiedzieć na temat jego trwałości. Najdłużej miałam go na ustach godzinę z kawałkiem i zmyłam. Miałam dość zastanawiania się, czy jest tam, gdzie trzeba. Po zmyciu na ustach zostaje barwnik, który bardzo nieestetycznie wygląda. Z daleka efekt jest bardzo ładny. Usta mają bardziej wyrazisty kolor, ale niestety w przybliżeniu widać jak wszystko weszło w załamania.


Podsumowując, nie spodobał mi się ten kosmetyk. Potrzeba bardzo dużo zachodu, aby wyglądał tak jak trzeba. Dodatkowo brudzi zęby, wchodzi w załamania i nie zastyga. Temu panu już podziękuję. Nie polecam.

Używałyście?
Co sądzicie?

Naomi

P.S. Zrezygnowałam z konta google +. Ponownie stałam się tylko Naomi, bez bloguje. Mam nadzieję, że nikomu nie będzie przeszkadzać ta zmiana. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...