Żel pod prysznic jest podstawowym kosmetykiem w mojej łazience. Uwielbiam te o cudownych owocowych, odświeżających, ale także słodkich i korzennych zapachach. Od żelu nie wymagam wiele. Ma być w miarę wydajny, dobrze myć i nie wysuszać skóry. Zwykle używam bardzo taniej Balei, czasem zdarzy się krótki romans z Isaną, Yves Rocher lub czymś zupełnie przypadkowym. Na żel, który poniżej opiszę zdecydowałam się, ponieważ przy wcześniejszych zakupach sklepie firmowy The Secret Soap Store dostałam próbkę mydełka o cudownym zapachu kurkumy i pomarańczy. Tak spodobał mi się ten intrygujący zapach, że zapragnęłam jakiegoś kosmetyku z tej linii zapachowej. Wybór padł na żel pod prysznic.
Poręczna butelka mieści 200 ml żelu, które żelu należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Kosztuje około 20 zł. Najdroższy żel pod prysznic jaki kiedykolwiek kupiłam. Z pewnością już tego błędu więcej nie popełnię. Kosmetyki TSSS są dostępne w sklepie online, allegro oraz na stoiskach w galeriach (np. Bonarka w Krakowie). Ja dotychczas korzystałam głównie z tej pierwszej opcji.
Na kilka słów uwagi zasługuję skład, który nawet dla laika będzie dziwny. Na pierwszym miejscu nie znajdziemy wody, jak to ma zwykle miejsce. Jest ona dopiero na trzecim miejscu. Producent zapewnia nas o braku SLES (Sodium Laureth Sulfate), ale w zamian to, mamy dwa inne składniki o podobnym działaniu znajdujące się przed wodą. Następnie rozśmiesza mnie to, że już po czterech składnikach znajduje się substancja zapachowa, a następnie kilka fajnych składników. Jestem przekonana, że będą spełniały istotną rolę w pielęgnacji naszej skóry (hahaha). :/
Żel znajduje się w bardzo prostej, schludnej butelce. Również etykiety są bardzo przyjemne dla oka. Minusem może być zamknięcie, ponieważ nie jest to typowe zamknięcie, do którego przyzwyczaiłam się używając żele z Balea. Zamknięcie, z którym mamy tutaj do czynienia sprzyja wylewaniu się kosmetyku w podróży. Nie jest zbyt szczelne.
Charakterystyczną cechą żelu jest bardzo rzadka konsystencja, która przelewa się przez palce. Żel ma bardzo optymistyczny pomarańczowy kolor. Bardzo słabo się pieni. Jest niewydajny.
Nim przejdę do największych wad tego żelu pod prysznic, wspomnę o zapachu, który wyjątkowo mi się podoba. Jest orientalny, bardzo energetyczny idealny na okres świąteczny, ale myślę, że również sprawdziłby się latem. Zapach przez krótki czas pozostawał na skórze.
Jak napisałam wcześniej od żelu nie wymagam cudów. Ma myć, nie wysuszać i nie ściągać skóry. Niestety ten gagatek sobie ostatnimi dwoma zadaniami nie radzi. Okropnie wysusza i ściąga skórę, a zwykle nie mam z tym problemu. Nie chcę nawet myśleć jakie spustoszenie mógłby wyrządzić na bardziej wymagającej skórze niż moja. Po kąpieli mam ochotę od razu sięgnąć po balsam lub masło do ciała.
Podsumowując jest to najgorszy żel pod prysznic (i najdroższy) jaki dotychczas używałam. Ma całkiem przyjemne w odbiorze opakowanie i cudowny zapach, ale skład oraz działanie sprawiają, że z pewnością nie sięgnę po ten kosmetyk ponownie. Nie polecam.
Ile jesteście w stanie zapłacić za żel pod prysznic?
Naomi
Szkoda bo zapach jest zachęcający, ale niestety przesuszenie tylko spotegowało by egzemę na którą niestety jest skazana ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na rozdanie :)
Zapach jest bardzo fajny, ale działanie... :(
UsuńOj niedobrze :/ Taki drogi bubel :/
OdpowiedzUsuńNiestety. Mam nauczkę żeby nie kupować takich drogich żeli. Zostanę przy Balei, która jest tania i dobra.
Usuńnawet nie wiedziałam że jego skład jest tak paskudny , będę unikać
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dobrze go zinterpretowałam. :) Niestety moja znajomość składów nadal jest słaba.
UsuńTo się musieli postarać, żeby takiego bubla zrobić. Przecież to sztuka, żeby tak żel pod prysznic zepsuć:)
OdpowiedzUsuńZa zwykły żel (czyli mycie i zapach) więcej niż 8-10 złotych nie dam, no po prostu nie. Najdroższy jaki aktualnie mam to Original Source i w sumie rzadko po niego sięgam. Uwielbiam swój stały zestaw olejek Isana + płyn do kąpieli BDfM, a przelotne znajomości z innymi produktami to tak tylko "dla odmiany" :)
U mnie różnie to wypada. Zwykle jadę na taniej Balei. Cały czas pojawiają się nowe warianty zapachowe, że ja nie nadążam ich zużywać. Czasami trafi się coś innego, zwykle popularnego na blogach.
Usuńuu :/
OdpowiedzUsuń:(((
UsuńSzkoda, że wysusza a w dodatku jest drogi. Ja zwykle kupuję żele do max 10 zł, chociaż to i tak sporo, przeważnie kupuję po ok. 5 zł
OdpowiedzUsuńJak pisałam wcześniej ja zwykle używam Balei, zdarzy się romans z Isaną. Poza tym z droższych żeli pod prysznic używałam Yves Rocher i był ok.
UsuńSzkoda, że się nie sprawdził, zwłaszcza, że cena nieco wygórowana jak na żel pod prysznic...
OdpowiedzUsuńBardzo wygórowana. :( Mam nauczkę, że lepiej trzymać się tańszych żeli pod prysznic. :)
Usuńkasa w błoto :(
OdpowiedzUsuńDokładnie! Teraz wiem,że za żel nie warto przepłacać.
UsuńA wygląda tak dobrze ;/
OdpowiedzUsuńTeż mi się podoba opakowanie, ale tym razem wnętrze przesądziło werdykt. :(
UsuńDobrze wiedzieć, że to taki bubel, bo wcześniej o nim nie słyszałam. Myślę, że cena ok.15-18zł to suma, jaką jestem w stanie przeznaczyć na żel, więcej to chyba przesada? Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńJa też jestem w stanie tyle przeznaczyć na żele pod prysznic. Na przykład w denku pojawi się żel pod prysznic z Yves Rocher, który kosztował 16.90, ale było go dwa razy więcej i sprawdził się badrzo dobrze.
UsuńNajdroższe dwa żele jakie kupiłam kosztowały około 50 zł (po przeliczeniu). Jeden z Burt's Bees jest do tej pory moim ulubieńcem jednak cena regularna jaką trzeba za niego zapłacić nie zachęca do kupowania, dlatego też czekam na promocje.
OdpowiedzUsuńDrugi to słynny chery blossom z L'occitane, który okazał się niezwykle drogim bublem i już na pewno więcej go nie zakupię.
Oj to jeszcze więcej zapłaciłaś za buble. :/
UsuńDobrze, że go nie miałam;/
OdpowiedzUsuńNie jest tak łatwo dostępny, więc nie jest to dla mnie zaskoczeniem, ale lepiej o nim zapomnieć. Z TSSS tylko kremy do rąk. Raczej nie będę eksperymentować z tą firmą. ;)
Usuń